Brodnica: Szczegóły z ponownej kontroli Okręgowej Inspekcji Pracy w Vobro
- Dział: Kujawsko-Pomorskie
Jak informowaliśmy miesiąc temu Państwowa Inspekcja Pracy wznowiła postępowanie w sprawie Vobro, w związku ze śmiercią młodego robotnika Krzysztofa Prusiewicza. Główny Inspektorat w Warszawie w celu uniknięcia podejrzeń o stronniczość, wyznaczył do ponownej kontroli Okręgową Inspekcję Pracy ze Szczecina. Poprzednią kontrolę przeprowadzono tendencyjnie, a jej wyniki posłużyły prokuraturze w celu umorzenia śledztwa. Dzięki ujawnieniu sprawy przez Inicjatywę Pracowniczą i nagłośnieniu jej w mediach, wypadku nie udało się jednak zatuszować.
Przypomnijmy, że Krzysztof Prusiewicz zginą na nocnej zmianie czyszcząc maszynę (mieszalnik) będącą w ruchu. Wpadł do niej i został zmiażdżony. Szczeciński OIP stwierdziła, że tragiczna w skutkach praktyka czyszczenia maszyny była znana „niektórym osobom z nadzoru”. Wykryto też wiele innych nieprawidłowości. Zatem wina leżała nie tylko po stronie pracownika, co do tej pory twierdzono, ale też pracodawcy.
Dziś znamy więcej szczegółów z kontroli. W jej wyniku skierowano do prokuratury dwa wnioski o popełnienie przestępstwa z ponad 10 zarzutami. Dotyczą one głównie narażania pracowników Vobro na pracę w uciążliwych warunkach, braku oceny ryzyka zawodowego przy poszczególnych stanowiskach, brak dróg komunikacji i oznakowania ich, ręczny transport wymuszający pochylenie tułowia ponad 45 stopni, brak komisji bezpieczeństwa i higieny pracy, zmuszanie do pracy osób niepełnosprawnych wbrew ich woli i orzeczeniom lekarza, brak obuwia antypoślizgowego u pracowników zatrudnianych na okres 3 miesięcy czy wreszcie przekroczenie liczby nadgodzin w miesiącu i roku. Niektórzy z pracowników wyrabiali ponad 700 nadgodzin rocznie (przypomnijmy, że Kodeks Pracy dopuszcza maksymalnie 450). Stwierdzono też brak wolnych dni w zamian za przepracowane niedziele.
Okazała się również, że mieszalnik w którym zginął Krzysztof Prusiewicz miał 60 lat i nie posiadał żadnych instrukcji, a czujniki bezpieczeństwa były atrapami. Szef firmy, Wojenkowski, nie dostosował się do wcześniejszych zaleceń PIP i do tej pory nie wymienił urządzenia, ale jedynie dorobił odpowiednie czujniki. Tymczasem prokuratura ciągle zwleka z podjęciem odpowiednich czynności.