Strajk w Krowarzywach i zmiany w branży gastronomicznej
- Dział: Mazowieckie

Publikujemy artykuł Jakuba Grzegorczyka, który ukazał się w 46 numerze Biuletynu OZZ Inicjatywa Pracownicza.
20 czerwca pracownicy i pracownice wegańskiej restauracji Krowarzywa w Warszawie poinformowali pracodawcę o powstaniu Międzyzakładowej Komisji Pracujących w Gastronomii OZZ IP i przedstawili postulaty odnośnie warunków zatrudnienia. Reakcją właścicieli na powstanie związku oraz postulaty było zwolnienie wszystkich osób obecnych na spotkaniu. W ten sposób wybuchł protest, który rozpoczął debatę o warunkach pracy w polskiej gastronomii
Krowarzywa to obecnie jedna z najpopularniejszych wegańskich restauracji serwująca bezmięsne burgery. Pod tą marką działają 2 lokale w Warszawie (na ul. Hożej oraz Marszałkowskiej) i 1 w Krakowie (przy ul. Sławkowskiej). Tak zwana Krowa działa od 3 lat i korzysta obecnie z pracy kilkudziesięciu osób. Na oficjalnym profilu facebookowym właściciele piszą, że chcą tworzyć „familijną firmę z wartościami” i chwalą się wysokimi – jak na gastronomię – stawkami wynagrodzeń. Według deklaracji szefostwa, zarobki wynoszą średnio od 14 do 22 zł za godzinę pracy, brakuje jednak informacji czy jest to kwota brutto czy netto – prawdopodobnie dlatego, że do czerwca br. mało kto był tam zatrudniany na umowie o pracę, a większość osób otrzymywała całość lub część wynagrodzenia „pod stołem”. Pomimo tych pozornie dobrych warunków pracy, warszawskie restauracje Krowarzywa stały się miejscem, w którym wybuchł jeden z pierwszych konfliktów w polskiej gastronomii (a na pewno jeden z pierwszych tak szeroko relacjonowanych w mediach).
Jak powstała komisja w gastronomii
Problemy rozpoczęły się ok. 3 miesięcy temu w restauracji na ul. Hożej: wraz z przenosinami do nowego lokalu znacznie wzrosło obciążenie pracą, ale liczba osób zatrudnionych i stawki wynagrodzeń pozostały bez zmian. Kwestia wynagrodzeń budziła przy tym szczególne kontrowersje ponieważ składały się one z dwóch składników: podstawy w wysokości 10 zł netto dla „zwykłych pracowników” i 12 zł dla „kierowników” oraz procentu od utargu dzielonego pomiędzy wszystkich zatrudnionych. Co więcej, spośród 14 osób pracujących w restauracji na Hożej tylko dwie mały umowy o pracę, kolejne dwie miały podpisane umowy zlecenia, a reszta była zatrudniana „na czarno”. Zamieszanie pogłębiał fakt, że tylko część kwot stanowiących wynagrodzenia była wpisana w umowy, a pozostałe były wypłacane „do ręki”. Właściciele byli kilkukrotnie informowani o tych problemach podczas cotygodniowych spotkań z pracownikami, jednak nie podjęli żadnych kroków, aby na nie odpowiedzieć. Nie zdecydowali się ani na podwyższenie płac, ani na zatrudnienie dodatkowych osób. Zmieniła się natomiast atmosfera i sposób komunikacji: zaczęły padać sugestie zwolnień i „wymiany załogi”. Czara goryczy przelała się w połowie czerwca, kiedy bez wcześniejszego uprzedzenia i bez żadnych wyjaśnień zamontowano monitoring wizyjny i przedstawiono zespołowi nowego menadżera. Pracownicy i pracownice postanowili założyć organizację związkową i rozpocząć wspólną walkę o poprawę warunków pracy. Do inicjatywy przyłączyły się także niektóre osoby z lokalu na ul. Marszałkowskiej, choć relacje w nim nie były aż tak napięte.
Ze względu na tryb pracy (restauracje działały na dwie zmiany w godzinach od 12.00 do północy), zebranie założycielskie odbyło się w nocy z soboty na niedzielę (18–19 czerwca). Postanowiono na nim, że pracodawca zostanie poinformowany o powstaniu związku i jego postulatach w poniedziałek 20 czerwca rano, podczas zebrania pracowników i pracownic z menadżerem i właścicielami. Początkowo, głównymi postulatami były: zatrudnienie wszystkich na umowach o pracę ze stałą stawką godzinową wynoszącą 16 zł netto za godzinę pracy, likwidacja monitoringu, zwolnienie nowego menadżera (który rozpoczął „współpracę” z załogą od sugestii wymiany całego personelu na Hożej) oraz uznanie związku zawodowego i konsultowanie z nim warunków pracy i płacy. W warunkach pracy na czarno i umowach cywilnoprawnych założenie komisji związkowej było dość odważnym posunięciem – formalnie nie ma bowiem jeszcze przepisów, które regulowałyby funkcjonowanie organizacji związkowych, gdzie jedynie niewielka część personelu ma umowy o pracę. Niemniej jednak – zgodnie z przyjętymi w OZZ IP założeniami – komisja zdecydowała się przetestować „w praktyce” wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2 czerwca 2015 r., który uznał, że prawo do zakładania związków zawodowych przysługuje pracownikom bez względu na formę zatrudnienia.
Strajk i lokaut
W niedzielę 19 czerwca doszło jednak do niespodziewanego zwolnienia jednego z pracowników, który pracował bez umowy i został zwolniony ustnie, natychmiastowo i bez podania przyczyny. To zmotywowało związkowców i związkowczynie do dopisania postulatu o przywróceniu do pracy bezpodstawnie zwolnionego kolegi.
W poniedziałek 20 czerwca rano właściciele negatywnie zareagowali na powstanie związku: „Na początku w ogóle nie chcieli podjąć z nami rozmów, przedstawiliśmy im więc dokumentację założenia związku zawodowego i nasze postulaty, po tej informacji podziękowali nam za współpracę i kazali opuścić lokal, a kierownikom zdać klucze. Przez następne dwie godziny czekaliśmy i prosiliśmy by usiedli z nami do rozmów, niestety nic to nie dało. ” – opowiadali pracownicy. Dopiero spontanicznie zwołana pikieta pod lokalem oraz przyjazd mediów skłonił pracodawców do podjęcia rozmów. Do osób przebywających na Hożej około południa dołączyły także osoby z lokalu na Marszałkowskiej, który przez cały poniedziałek pozostał zamknięty. Mniej więcej do godz. 16.00 pracownicy i pracownice czekali na reakcję pracodawców. Finalnie, stanowisko właścicieli brzmiało: „nie jesteśmy dziś w stanie podjąć żadnej decyzji ani w sprawie Waszych postulatów ani uznania związku”. Ustalono więc powrót do negocjacji we wtorek 21 czerwca o 9.00. Do tego czasu obie strony zobowiązały się do nie eskalowania konfliktu i unikania wypowiedzi dla mediów.
We wtorek pracodawcy zażądali zmiany miejsca spotkania (sala konferencyjna zamiast lokalu na Hożej) i przybyli na spotkanie w towarzystwie prawników. Okazało się także, że wykorzystali kilkunastogodzinny „rozejm” do kontrofensywy w mediach i zaprezentowania tam swojego stanowiska. Stanowisko wobec zgłoszonych postulatów było następujące: odmówiono przywrócenia do pracy pracownika zwolnionego w niedzielę a pozostałym osobom zaoferowano powrót do pracy i zatrudnienie na umowach na czas 2 miesięcy ze stawką netto 14 zł za godzinę. Umowy takie wiązały się jednak z możliwością dokonywania przez pracodawcę wypowiedzeń bez podawania przyczyny i bez konsultacji ze związkiem zawodowym, a odmowę przywrócenia do pracy kolegi, pracownicy i pracownice z lokalu na Hożej uznali jako zapowiedź kolejnych zwolnień. Z tych powodów odrzucono propozycje właścicieli, chociaż Komisja Pracujących w Gastronomii podczas negocjacji zgodziła się na pozostawienie monitoringu oraz nowego menadżera. Uczestniczący w negocjacjach pracownicy i pracownice tak uzasadniają swoje stanowisko: „Na zaproponowane warunki zgodzić się nie mogliśmy. Zgoda na bezpodstawne zwolnienie jednej osoby oraz na zatrudnienie pozostałych osób na dwumiesięczne umowy na czas określony w żaden sposób nie zabezpieczała przed kolejnymi zwolnieniami, choćby miały one nastąpić następnego dnia. Działalność związku byłaby sparaliżowana i istniałby tylko na papierze. ” W efekcie, 15 osób (13 z Hożej i 2 z Marszałkowskiej) odmówiło powrotu do pracy na warunkach zaproponowanych przez właścicieli, uznając, że zostały zwolnione w poniedziałek 20 czerwca za założenie związku zawodowego. Większość osób z lokalu na Marszałkowskiej zrezygnowała jednak z dalszego protestu – restauracja zaczęła działać w środę 22 czerwca. Lokal na Hożej pozostał natomiast zamknięty przez kolejny tydzień.
To dopiero początek walki
Smutnym finałem protestu były stanowiska, jakie wydali pracownicy i pracownice z restauracji w Krakowie oraz ta część załogi z warszawskiego lokalu na Marszałkowskiej, która zdecydowała się wrócić do pracy – w środę 22 czerwca Internet obiegły deklaracje o „solidarności z pracodawcami” i „oszczerstwach ze strony mediów”. Reakcją strony związkowej był spontaniczny, godzinny protest pod lokalem na Marszałkowskiej w Warszawie oraz pikieta solidarnościowa pod Krowarzywą w Krakowie. Niemniej jednak pracodawcy udało się złamać solidarność pracowniczą, a przychylne mu media (portal innpoland.pl) przedstawiły cały konflikt jako efekt „zmanipulowania pracowników”. Na portalach społecznościowych związkowcom i związkowczyniom zarzucano dążenie do „zniszczenia miejsc pracy” tych osób, które zdecydowały się wyłamać z protestu.
W tych warunkach byli pracownicy i pracownice Krowarzyw zrzeszeni i zrzeszone w OZZ IP zdecydowali się na podjęcie kroków prawych przeciwko pracodawcy. Mało kto wierzy obecnie w możliwość powrotu do pracy w tej konkretnej burgerowni, jednak nie oznacza to końca działalności Międzyzakładowej Komisji Pracujących w Gastronomii. Jej członkowie i członkinie deklarują, że zamierzają działać dalej i że konflikt w Krowarzywach ośmielił wielu pracowników i pracownic z innych restauracji, barów i kawiarni do działania: „otrzymujemy wiele wiadomości od pracowników i pracownic którzy i które chcą nawiązać z nami współpracę i szykujemy się do kolejnych interwencji”. Komisja obecnie organizuje serię spotkań dyskusyjnych w całej Polsce (Poznań, Wrocław, Warszawa, Kraków) które mają posłużyć za forum wymiany doświadczeń osób pracujących w branży gastronomicznej, analizy warunków pracy i przedyskutowania możliwości skutecznego oporu pracowniczego wobec wyzysku.
Jednym z ważniejszych efektów konfliktu w wegańskiej burgerowni jest rozpoczęcie debaty o warunkach pracy w gastronomii. Zdaniem krytyka kulinarnego Macieja Nowaka konflikt w Krowarzywach to „wierzchołek góry lodowej”, ponieważ „gastronomia zapewnia wyrafinowane przyjemności, a jednocześnie oferuje to kosztem zatrudnienia na czarno, wyzysku, mobbingu, w skrajnych przypadkach – nawet zgonu. ” (zob. Już po buncie w Krowarzywach? Śmiem wątpić, „Gazeta Wyborcza” 6.07.2016). Osoby zrzeszone w Komisji Pracujących w Gastronomii potwierdzają te obserwacje w swoich materiałach: „Praca w gastronomii jest bardzo wymagającą i ciężką fizycznie pracą. Zmiany trwają długo i często trzeba pracować w godzinach nocnych. Ludzie nie tylko przygotowują posiłki i je serwują, ale wykonują cały szereg innych prac: od przygotowania lokalu, przez sprzątanie, aż po obsługę i kontakt z klientami. Muszą dbać o najdrobniejszy szczegół. Wykonują działania pod presją czasu, a muszą angażować też swoje emocje – pracownik czy pracownica gastronomii powinni cały czas się uśmiechać i dbać o dobrą atmosferę, niezależnie od swojego samopoczucia. Często stykają się z agresją słowną ze strony swoich przełożonych i rzadko kiedy ich praca jest doceniana. To od ich ciężkiej pracy zależy sukces biznesowy wszystkich restauracji”.
W takich warunkach działalność związkowa może być szczególnie trudna, jednak optymizmem napawa fakt, że gastronomia jest kolejną branżą – po sztuce, budowlance i organizacjach pozarządowych – w której powstały struktury Inicjatywy Pracowniczej. Prekarne warunki pracy oraz duża rotacja personelu w połączeniu z hiperwyzyskiem i przedmiotowym traktowaniem nie powstrzymały do tej pory ani operatorów żurawi wieżowych, ani pracowników sztuki, ani osób pracujących w organizacjach pozarządowych przed walką o poprawę warunków pracy. Jest więc spora szansa, że podobnie będzie z gastronomią, a konflikt w Krowarzywach stanie się początkiem szerszych zmian w tej branży.