Przez megafon informowano przechodniów o sytuacji pracowników w Polsce w stosunku do innych krajów Europy, o tym, że Polacy pracują najwięcej godzin tygodniowo w UE oraz w znacznie gorszych i niebezpieczniejszych warunkach (co potwierdzają liczby wypadków przy pracy oraz interwencje inspektorów pracy wraz z rekordowymi ilościami mandatów, za naruszenie prawa pracy oraz zasad BHP przez pracodawców), a przy tym za znacznie niższe wynagrodzenia, co wiąże się z gorszą jakością życia, bo o tym rząd już nie mówi, tylko, że Polacy są najmłodszymi emerytami.

Informowano, że Polacy notorycznie pracują 6 dni w tygodniu, a nie 5 i ten dodatkowy dzień jest pracą charytatywną, bo pracownicy nie mogą tego dodatkowego dnia podpisywać list obecności oraz, że w naszym kraju często na umowach pracownicy mają najniższą krajową, a większe pieniądze zarabiają "do ręki" i to doprowadzi w przyszłości do jeszcze tragiczniejszej sytuacji emerytów niż to ma miejsce dzisiaj.

Przechodniom rozdawano ulotki o alternatywie dla prywatyzacji służby zdrowia i dlaczego przez coraz zuchwalsze działania pracodawców giną ludzie wykonując dla nich pracę. Przechodnie w większości wyrażali swoje poparcie dla akcji, a nawet namawiali protestujących do radykalniejszych działań w postaci strajku generalnego. Padły okrzyki..."Powiedz nie platformie!" "Rząd do roboty za tysiąc złotych!" "Rząd na bruk, bruk na rząd!" "Dość łamania praw pracowniczych!"

Biuro PO dziwnym zbiegiem okoliczności było zamknięte choć według informacji na stronie internetowej tego dnia winno być czynne do godziny 18.00 ale właśnie tak pracują politycy za nasze pieniądze.

Akcja w Gdańsku była trzecią z kolei akcją protestacyjna przeprowadzoną na wezwanie IP. Dwie poprzednie odbyły się w Poznaniu i Krakowie. Związek zapowiada dalsze działania.