Kryzys w Irlandii
- Dział: Gospodarka

I&A: Kevin, dziękujemy za udzielenie wywiadu. Zanim zaczniemy, muszę przyznać, że czuję się dziwnie rozmawiając dziś z Tobą o sytuacji w Irlandii. Pamiętam, jak jeszcze niedawno mieszkałeś w Nowym Jorku, dokąd wyemigrowałeś podczas poprzedniego kryzysu w Twoim kraju. Było to oczywiście na długo przed tym, nim Irlandia została „celtyckim tygrysem”. Teraz, gdy wróciłeś tam na stałe, Irlandia ponownie staje wobec tych samych problemów, które przed laty zmusiły Cię do emigracji.
K. D.: Tak, to dziwne. Katastrofa wydarzyła się nagle i zaskoczyła wiele osób, a jej skali nikt się tu nie spodziewał. Ale trzeba ją przedstawić w kontekście historycznym. Jak pewnie wie wielu z Twoich czytelników, emigracja z Irlandii do krajów takich jak Stany Zjednoczone trwa od wielu pokoleń. Gdy pierwszy raz spotkaliśmy się w Nowym Jorku, na początku lat osiemdziesiątych, Irlandia przeżywała ostatni okres głębokiej recesji. Pamiętam te czasy bardzo dobrze i wiem, jak ciężkie było wówczas życie na Wyspie - bezrobocie osiągnęło zatrważające rozmiary, powodując masowe zubożenie i w końcu emigrację. Musimy pamiętać, że irlandzki boom ekonomiczny, tak zwana era „celtyckiego tygrysa” nadszedł po okresie głębokiej zapaści. Choć trwał bardzo krótko, wielu ludziom przyniósł znaczącą poprawę warunków życia. Wielu wyobrażało sobie, iż jako kraj mamy już za sobą okres kryzysów, że znaleźliśmy sposób, by na zawsze pozbyć się masowego bezrobocia, zmuszającego ludzi do opuszczania kraju. Teraz wiemy, iż było to tylko złudzenie. Oto jesteśmy w roku 2010, a nasz kraj pogrążył się w kolejnej, głębokiej zapaści gospodarczej, której koszty - jak zwykle - ponieść ma irlandzka klasa robotnicza. Stopa bezrobocia wystrzeliła w górę, a pracodawcy wykorzystują obecne problemy w gospodarce do ataków na płace i warunki pracy. Dla zwykłych Irlandczyków to kolejny okres wielkiej niepewności.
Jak się wydaje, irlandzki kryzys finansowy osiągnął właśnie apogeum - ale trwał on już od dłuższego czasu...
Tak, korzenie kryzysu sięgają głęboko w przeszłość. Oczywiście, wiele z problemów, z jakimi mamy dziś do czynienia, jest specyficznych dla Irlandii. Warto jednak zwrócić uwagę na ścisły związek między irlandzkim kryzysem a ogólnym załamaniem gospodarki światowej, jakie rozpoczęło się w roku 2008. Mamy tu do czynienia z dobrze znanym, typowym dla kapitalizmu cyklem wzrostów gospodarczych i recesji.
Czy możesz nam opowiedzieć, w jaki sposób z „celtyckiego tygrysa” Irlandia stała się krajem pogrążonym w kryzysie? Jak się wydaje, Twój kraj zastosował przecież wszystkie „słuszne” zalecenia doktryny neoliberalnej, jak bardzo niskie podatki czy uległe związki zawodowe, które już dawno temu przyjęły na siebie rolę „partnera społecznego”, pacyfikującego nastroje wśród klasy pracującej.
Wiele już o tym napisano. Obecna sytuacja ma wiele wymiarów, postaram się jednak w skrócie ją omówić - zainteresowanym analizą przyczyn irlandzkiego kryzysu polecić zaś mogę artykuł Gregora Kerra Bubbles, Booms and Bust (Bańki spekulacyjne, wzrost i recesja) w najnowszym numerze Irish Anarchist Review. Omawia on wiele szczegółów, które z konieczności zmuszony jestem pominąć.
Tak więc po kolei - irlandzka gospodarka jest dość szczególna. Historycznie, rodzimy kapitalizm był zawsze słaby - co jest dziedzictwem brytyjskiego imperializmu. By uporać się z tym problemem, przez ostatnie ćwierć wieku irlandzkie elity ekonomiczne dążyły do tego, by zmienić kraj w raj podatkowy dla wielonarodowych korporacji. Irlandia wprowadziła więc bardzo niskie stawki podatków korporacyjnych dla inwestorów, oferując im również wiele innych „zachęt” jak dobrze wykształcona, mówiąca po angielsku siła robocza czy liberalne przepisy, dotyczące ochrony środowiska.
Od połowy lat dziewięćdziesiątych Irlandia stała się atrakcyjnym miejscem dla działalności firm i do kraju napłynęły zagraniczne inwestycje. Kraj stał się „konkurencyjny” w znaczeniu neoliberalnym, czyli oferował niskie podatki i spacyfikowaną siłę roboczą. To wszystko sprzyjało rozwojowi ponadnarodowych korporacji.
Wraz z ich inwestycjami spadło bezrobocie i po raz pierwszy od wielu lat zaczął się rozwijać rodzimy sektor budowlany. W porównaniu z resztą Europy nieruchomości w Irlandii były względnie tanie, a większość domów stara i w złym stanie, co sprzyjało gwałtownemu rozwojowi branży budowlanej. Irlandzki boom budowlany doprowadził do spekulacji ziemią na masową skalę. Do wielkich fortun doszli wtedy zwłaszcza developerzy, powiązani z rządzącą partią Flanna Fail; również inne firmy sektora przeżywały prawdziwy rozkwit. Wkrótce jednak rozwój kontrolowanej przez spekulantów branży budowlanej przerósł możliwości finansowe społeczeństwa - tylko pomiędzy rokiem 1995 a 2007 powstało 750 000 nowych domów.
Sektor bankowy jest w samym centrum obecnej katastrofy. Właściwie to przede wszystkim on odpowiada za doprowadzenie kraju na skraj finansowej przepaści. Aby zrozumieć, jak do tego doszło, musimy przedstawić kilka faktów.
Po pierwsze, w okresie boomu na rynku nieruchomości branża bankowa w Irlandii rozrosła się do ekonomicznie nieuzasadnionych rozmiarów. Rosnące ceny nieruchomości i popyt na kredyty hipoteczne przyczyniły się w znacznym stopniu do rozwoju banków, finansowanego po części przez rzeczywisty wzrost ekonomiczny, w większości jednak przez spekulacyjny wzrost cen na rynku nieruchomości.
Gdy zaczął się boom na nieruchomości, rozpoczęła się również spekulacja gruntami i zawyżanie wycen nieruchomości na masową skalę. W pewnym momencie wydawało się, że cała Irlandia zostanie wkrótce pokryta nowymi domami - to oczywiście pewna przesada, faktem jest jednak, iż nigdy wcześniej branża budowlana nie rozwijała się tak szybko. Przy okazji najbardziej chciwy element społeczeństwa doszedł do wielkich fortun - często dzięki osobistym kontaktom w rządzie i partiach politycznych.
Po drugie, rząd przeprowadził deregulację sektora finansowego, zgodnie z założeniami doktryny neoliberalnej, co z kolei umożliwiło prowadzenie wielu niejasnych interesów przez instytucje tej branży. W kraju zabrakło nadzoru nad działaniem banków, którym pozwolono na prowadzenie skrajnie ryzykownej polityki kredytowej. Jednym z najważniejszych graczy na rynku finansowym był Anglo-Irish Bank, obecnie posiadający ponad 60 miliardów euro „złych” kredytów. Wciąż zresztą nie ma pewności czy jest to całkowita suma wierzytelności, których nie jest w stanie odzyskać. Podczas koniunktury mottem irlandzkich bankierów było: „Robimy to, co Anglo-Irish.” Bank ten miał bliskie powiązania z irlandzkimi elitami gospodarki i polityki. I pożyczał bez względu na wszystko. W kraju - i co ważniejsze - za granicą. Szef Anglo-Irish, określany dziś powszechnie mianem oszusta, pożyczył wielkie sumy swym przyjaciołom na ważnych stanowiskach. Co więcej, gdy bank zaczął już tonąć, a jego akcje poszybował w dół, prezes pożyczył fortunę kierownictwu firmy. Miano za to skupować na giełdzie jej udziały, by w ten sposób podbić ich kurs. Za sprawą wszystkich tych działań sektor bankowy znalazł się w kłopotach - i wtedy na scenę wkroczył rząd, który przez swe działania sprawił, że kłopoty te przerodziły się w prawdziwą zapaść gospodarczą całego kraju. Anarchiści mają niewiele szacunku dla rządów - oto dobry przykład, dlaczego! Jest dziś jasne, iż działania władz powodowane były wówczas w dużej mierze przez głupotę, byłoby jednak naiwnością twierdzić, że irlandzki rząd nie miał też na uwadze interesu swych przyjaciół ze Złotego Kręgu.
Czym jest ten Złoty Krąg?
W Irlandii określamy w ten sposób finansową elitę. Zalicza się do niej bardzo wąskie grono osób, z których większość znana jest z imienia i nazwiska. Jej członkowie znają się osobiście i mają bliskie powiązania z najważniejszymi ludźmi w rządzie. Gdy pojawia się szansa zarobku, nawzajem się o niej informują. To właśnie ci ludzie spijali przez lata śmietankę z ekonomicznego boomu w Irlandii...
Dlaczego to, co zrobił rząd, było tak głupie?
Gdy w roku 2008 nastąpił krach na międzynarodowym rynku finansowym, irlandzki rząd udzielił gwarancji wypłaty wszystkich depozytów, ulokowanych w bankach tego kraju. Problemem było jednak to, że rząd nie miał wówczas pojęcia, jaka jest skala zobowiązań, zaciągniętych przez banki. Kluczową sprawą była gwarancja wypłacalności, udzielona dla Anglo-Irish Bank. Dopiero po dwóch latach docieramy pomału do dna czarnej dziury, w jaką rząd nas wtedy wpakował. Wyszło na jaw, iż zobowiązania sektora bankowego są znacznie wyższe, niż się spodziewano, zaś zobowiązania Anglo-Irish są wręcz astronomiczne.
Mimo to, obecny rząd postanowił dotrzymać danego słowa i w rezultacie państwowe pieniądze zostały wessane przez upadający sektor bankowy. Dziś całe społeczeństwo ma spłacać rachunek za ocalenie banków.
Czy możesz porównać sytuację, panującą obecnie w Irlandii i Grecji? Czy narzucone tym krajom „plany ratunkowe” Unii Europejskiej są takie same?
Niestety, nie znam zbyt wielu szczegółów na temat sytuacji w Grecji, jednak ogólnie rzecz biorąc dostrzegam wiele punktów wspólnych. U źródeł problemów w obu krajach leży konieczność zaciągania przez ich władze kredytów zagranicznych na bieżące wydatki z powodu przekroczenia określonych przez Unię Europejską limitów zadłużenia wewnętrznego. Powody, dla których Grecja i Irlandia znalazły się w tej sytuacji, są jednak odmienne. Innymi słowy dotarliśmy tu innymi drogami. Poza tym musimy pamiętać, że w chwili obecnej również Portugalia i Hiszpania mają podobne kłopoty, mamy więc do czynienia z szerszym zjawiskiem.
To, co wydaje mi się szczególnie ważne to fakt, iż „programy naprawcze” narzucone Grecji i Irlandii są prawie identyczne. Niespodzianka, co? W obu krajach na celowniku znalazły się przede wszystkim wydatki na sektor publiczny, a to oznacza, że cięcia nastąpią przede wszystkim w usługach społecznych: edukacji, służbie zdrowia czy pomocy społecznej. Władze planują masowe zwolnienia wśród pracowników tego sektora, zagrożone są również ich emerytury i pensje. Jak wszyscy wiemy, takie działania są typowe dla neoliberalnej agendy.
Czy w Irlandii zanosi się na to, iż społeczeństwo stawi opór tym planom?
W okresie po załamaniu na światowym rynku finansowym w roku 2008 irlandzki rząd przewodził stawce innych państw, jeśli chodzi o przerzucanie kosztów kryzysu na społeczeństwo. „Trudne czasy wymagają trudnych decyzji” ta i jej podobne bzdury były wtedy na porządku dziennym.
Dla zwykłych ludzi kryzys był jednak szokiem. Gwałtownie zaczęło wzrastać bezrobocie, a rozmiary strat, związanych z pęknięciem bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości zaskoczyły wszystkich. Załamał się sektor budowlany, będący jednym z największych pracodawców. Wiele ludzi znalazło się w pułapce zadłużenia, gdy okazało się, że po załamaniu się cen nieruchomości ich nowe, kupione za horrendalne pieniądze domy są warte mniej, niż zaciągnięte na nie kredyty. Miała wtedy miejsce pewna mobilizacja w sektorze publicznym - zwłaszcza wśród nauczycieli - i jednodniowy strajk pracowników państwowych. Ale poza tym większość społeczeństwa zachowywała się biernie i wierzyła w to, co mówią politycy.
Dopiero w ostatnim roku wyszła na jaw prawdziwa skala korupcji wśród irlandzkich elit, szczególnie w sektorze bankowym. Długi niesławnego banku Anglo-Irish rosły z każdym tygodniem. Mimo to ludzie, odpowiedzialni za jawne złodziejstwo, które doprowadziło do jego upadku - zachowali stanowiska. W tym samym czasie polityka społeczna rządu sprowadzała się do powtarzania w kółko, że zwykli pracownicy muszą się przygotować na więcej wyrzeczeń. W efekcie w niedawnym marszu protestacyjnym, zorganizowanym w Dublinie przez reformistyczne związki zawodowe ICTU, wzięło udział 100 000 osób, a nastroje na demonstracji były bardzo bojowe. Nie przesadzam mówiąc, iż wśród pracowników gniew jest powszechny. Teraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy we współpracy z ECB - Bankiem Centralnym Unii Europejskiej - podpisał ze zdyskredytowanym rządem porozumienie w sprawie kredytu dla Irlandii. W przyszłorocznym budżecie zapisano już dokładnie, które z wydatków społecznych zostaną ograniczone. Pytanie na dziś brzmi - jak zareaguje na to społeczeństwo?
Jakie odnosisz wrażenie? Czy można mówić o mobilizacji „żółtych” związków zawodowych i lewicy?
Są oznaki mobilizacji i pewnej samoorganizacji o charakterze oddolnym. Niestety, jedynie pewnej. Ale i tak powinniśmy z nią wiązać nadzieje na przyszłość, ponieważ wszelkie przejawy aktywności szeregowych pracowników mają zasadnicze znaczenie dla powodzenia ich walki i są dowodem myślenia. Musimy pamiętać o tym, że irlandzkie związki zawodowe to bardzo zhierarchizowana struktura. Aktywność szeregowych członków i ich znaczenie w związkach znacząco spadły podczas ery „partnerstwa społecznego”, trwającej od końca lat osiemdziesiątych praktycznie do dziś. „Partnerstwo społeczne” zapewniało dominującą pozycję związkowym biurokratom i przywódcom, co w konsekwencji bardzo osłabiło zaangażowanie szeregowych pracowników w sprawy związków.
Mimo to podczas wspominanego przed chwilą marszu w Dublinie, przywódca największej w kraju organizacji związkowej, Jack O’Connor, został wygwizdany przez protestujących, gdy próbował przemawiać. Pracownicy są wściekli, iż związki nie robią wystarczająco wiele w ich obronie. Jak zwykle, związkowi przywódcy wiele gadają, ale mało z tego wynika - są dziś owcami w wilczej skórze. Tak więc oficjalnie ruch związkowy jest przeciwny oszczędnościom rządu. Ale przywódcy związków sami obawiają się mobilizacji ich członków i tego, że wymknie się ona spod ich kontroli. Poza tym nie mają żadnego planu. Wszystko, czego się dziś domagają, to wydłużenie czasu spłaty długów, zaciągniętych przez rząd w międzynarodowych instytucjach bankowych, czyli w praktyce zgadzają się na to, by ciężar kryzysu, o ile tylko zostanie on rozłożony w czasie, ponieśli wszyscy pracownicy. Czyste szaleństwo!
Kluczowe pytanie brzmi więc: czy szeregowi związkowcy się zbuntują? Naprawdę myślę, że kilka rzeczy może na to wskazywać. Musimy pamiętać, iż to pracownicy poniosą koszty tego, co stało się w Irlandii. I że będą je ponosić przez wiele lat. Jedyna grupa społeczna, która jak dotychczas stawiła opór oszczędnościom - emeryci - odniosła sukces. Tak więc walka z władzami może się powieść i w głębi serca ludzie zdają sobie z tego sprawę. Skłonność do protestów w środowiskach pracowniczych osłabia jednak wzrost bezrobocia, powodujący, iż ludzi są bardziej ostrożni. Wielu z nich zmaga się także z długami. Poza tym irlandzkie media twierdzą zgodnie, że społeczeństwo nie ma innego wyjścia jak tylko zaakceptować oszczędności, czynione jego kosztem przez rząd. Tak więc - zobaczymy...
Jaką rolę odgrywa Twoja organizacja, anarchistyczna WSM, w walce przeciwko planom rządu?
Bardzo bym chciał, by nasza organizacja była bardziej liczna i miała większe wpływy w środowiskach pracowniczych, szczególnie w takich czasach, jak te. Pamiętając o naszej słabości staramy się jednak robić, co w naszej mocy, by głos anarchistów był słyszalny. Walka z obecnym kryzysem trwa na wielu polach: wśród robotników i ich organizacji związkowych, wśród studentów jak również wśród lokalnych społeczności - wszędzie tam, gdzie skutki oszczędności są już odczuwalne.
Głównym punktem naszego stanowiska jest to, że musimy podjąć walkę i stawić opór planom władz - im szybciej, tym lepiej. To może wydawać się oczywiste, ale obecnie w Irlandii zarówno rząd, jak i głównonurtowe media robią wszystko, by ludzie poddali się, akceptując obecną sytuację. Toteż propaganda na rzecz oporu na poziomie poszczególnych zakładów pracy czy społeczności - to dla anarchistów podstawowe zadanie.
Po drugie, co jest szczególnie ważne w zakładach pracy, staramy się „odzyskać związki zawodowe”. Jak już wspomniałem, aktywność szeregowych związkowców jest obecnie znikoma. Jednak przynajmniej dla pewnej mniejszości związkowców jasnym się staje, iż związkowa biurokracja nie zrobi nic, jeśli nie zostanie zmuszona do działania. W tym momencie niezwykle ważne stają się więc idee samoorganizacji i demokracji związkowej. I na ich rzecz musimy teraz działać.
Czym odróżnia się podejście do walki z kryzysem, proponowane przez WSM od propozycji innych ugrupowań lewicowych czy bojowego skrzydła związków zawodowych?
W obecnym momencie jedyną strategią irlandzkiej lewicy, nawet jej najbardziej bojowych odłamów, jest parlamentaryzm. Nie wspominałem o tym wcześniej, ale to kolejny ważny aspekt obecnego kryzysu. Obecny rząd - koalicja partii Flanna Fail i Zielonych - wkrótce upadnie. Staje się też jasne, iż podczas kolejnych wyborów więcej głosów uzyska lewica. Oznacza to, że Irlandzka Partia Pracy może liczyć na naprawdę dobry wynik. Ale zdają sobie z tego sprawę również ugrupowania na lewo od Partii Pracy. Co jest w tym nowego? Powstała właśnie nowa koalicja wyborcza, złożona z partii trockistowskich i grupy niezależnych polityków lewicowych. Przyjęła nazwę Zjednoczony Alians Lewicy. W związku z tym wysiłki zaangażowanych w ów projekt polityków radykalnej lewicy skupiają się na umieszczeniu własnych posłów w przyszłym parlamencie. To stara historia - rozgrywają wyborczą kartę, by powstrzymać oddolną aktywność szeregowych pracowników, choć oczywiście są gotowi wykorzystać wszelkie jej przejawy do własnych, wyborczych celów - bez względu na konsekwencje.
My, anarchiści, wiemy czym to pachnie - widzieliśmy podobne posunięcia zbyt wiele razy. Dlatego musimy się przeciwstawić tym planom i zrobić wszystko, co w naszej mocy, by powstała niezależna, nieparlamentarna opozycja lewicowa. Taki jest nasz cel.
Jako anarchiści zgadzacie się, że ostatecznym celem walki jest samorządność robotnicza i prawdziwy samorząd lokalny. Zanim zostanie on osiągnięty, czy WSM posiada jakiś pozytywny program na okres przejściowy, program, który pozwoliłby Irlandii uporać się z kryzysem i ograniczyć jego społeczne koszty?
Przed nami bardzo długa droga. W czasie, gdy udzielam tego wywiadu, porozumienie z MFW i EBC właśnie wchodzi w życie. To oznacza cztery, może pięć lat drastycznych oszczędności i ataków na klasę pracującą. Powinniśmy wykorzystać ten czas do budowy naszego ruchu i organizacji oporu. Myślę, że nadchodzący okres może być przełomowy dla organizacji anarchistycznych. Jak to mówią, teraz albo nigdy. Wiem, iż będzie ciężko i że nasza organizacja jest słaba liczebnie w porównaniu z siłami, z jakimi mamy się zmierzyć.
Na koniec pozwól mi dodać coś osobistego - mam nadzieję, że kryzys nie dotknie Ciebie i Twojej rodziny. W imieniu naszej organizacji życzę towarzyszom i towarzyszkom w Irlandii wszystkiego najlepszego i sukcesów w ich walce.
Dziękuję, przekażę to przesłanie solidarności towarzyszom w Irlandii. Od siebie mogę dodać, iż bardzo ważne jest wasze zainteresowanie naszymi problemami. Prawda jest taka, że nie zdziałamy wiele bez międzynarodowej solidarności. A jej ważną częścią jest to, iż możemy przekazać informacje o tym, co dzieje się w naszym kraju, o kolejnym kryzysie, wywołanym przez kapitalizm i chciwość. To już druga wielka recesja w moim życiu - i jak się wydaje jest gorsza od poprzedniej. Istnieje lepszy sposób na zorganizowanie życia społecznego niż kapitalizm i musimy o niego walczyć - dla nas samych, naszych dzieci, naszych braci i sióstr. Pozdrowienia dla Workers Solidarity Aliance.
Kevin Doyle to pisarz i działacz polityczny, zamieszkały w Cork w Irlandii. Jest jednym z założycieli i aktywistów Workers Solidarity Movement, poza tym pisze o idei anarchistycznej i tradycjach wolnościowych.
Ideas & Action jest internetowym magazynem Workers Solidarity Alliance, antykapitalistycznej, antyautorytarnej organizacji, zrzeszającej osoby wierzące, iż ludzie pracy mogą zbudować nowe, lepsze społeczeństwo oparte na zasadach samorządności i solidarności.
Tłumaczenie Czarny Sztandar