Powstanie Warszawskie pod czarno-czerwonym sztandarem
- Dział: Historia

W rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego przypomina się niemal wyłącznie o Armii Krajowej, jakby była jedyną formacją zrzeszającą powstańców. Tymczasem na lewo od AK istniały ugrupowania, które także wzięły czynny udział w powstaniu. Wśród nich byli syndykaliści i anarchosyndykaliści. Wykluczeni przez PRL-owską historiografię za krytyczność wobec komunizmu a następnie przez dyskredytującą wszelką lewicowość III RP, pozostali niemal całkowicie zapomniani.
„Syndykalizm jest ruchem wyzwoleńczym mas pracujących przy pomocy ich własnych sił i organizacji. Syndykalizm był, przeto zawsze krytycznie ustosunkowany do wszelkiej demokratyczno-parlamentarnej działalności partii politycznych, wiedząc z doświadczenia nie tylko polskiego, lecz zachodnich krajów demokratycznych, że drogą walki stronnictw w parlamentach żadnej żywotnej sprawy ludu pracującego nie można zrealizować. Od żadnego parlamentu robotnik niczego nie mógł się spodziewać, to też syndykalizm uznawał tylko drogę bezpośredniej walki ekonomicznej t. j. strajk, sabotaż i strajk powszechny, jako jedyną drogę wiodącą do celu. (…) Zadaniem jego [syndykalizmu] było nie tylko jednoczenie sił robotniczych do walki, lecz także wychowywanie mas i przygotowanie ich do prowadzenia swych własnych spraw bez opieki partii politycznych” („Syndykalista” nr 12, 20 września 1944)
Geneza polskiego ruchu syndykalistycznego sięga 20-lecia międzywojennego. Wtedy to powstał Związek Związków Zawodowych, który z czasem coraz śmielej sięgał po idee Georges’a Sorela i Stanisława Brzozowskiego. Skupiał on najliczniejszych syndykalistów piłsudczykowskich, początkowo z entuzjazmem odnoszących się do rządów sanacji pokładając w nich nadzieje na zreformowanie właśnie w duchu syndykalistycznym życia społeczno-gospodarczego kraju. Rozczarowani całkowitym brakiem zainteresowania tą ideą przez rządzące elity II RP, przeszli na radykalniejsze pozycje idei syndykalistycznej i krytycznie zaczęli odnosić się do władzy. Odcinano się zarazem od popularnego w Europie Zachodniej, radykalnego anarchosyndykalizmu. Jednak jego polscy zwolennicy związani z ruchem anarchistycznym zaczęli przenikać do struktur ZZZ-u by z czasem zdobywać coraz szersze wpływy w organizacji i nadawać jej ton - aż do września 1939 roku. Wraz z okupacją, zwolennicy obu nurtów syndykalizmu postanowili natychmiast stworzyć swoje podziemne struktury. Związek Syndykalistów Polskich zrzeszał „klasycznych” syndykalistów, zaś Syndykalistyczna Organizacja „Wolność” skupiała tych, o tendencjach anarchistycznych. Podczas samej okupacji grupy podejmowały się różnych działań - od wydawania licznych tytułów prasowych aż po akcje bezpośrednie. Gdy 1 Sierpnia 1944 roku wybuchło Powstanie Warszawskie do walki z nazistowskim okupantem stanęła także syndykalistyczna i anarchosyndykalistyczna konspiracja. Anarchiści rozproszyli się po rożnych oddziałach powstańczych, nie tworząc własnej formacji zbrojnej.
Natomiast lepiej zorganizowani i liczniejsi syndykaliści skupieni w ZSP, sformowali własną 104. Kompanię Związku Syndykalistów Polskich, która weszła w skład Zgrupowania AK „Róg". Jednak o godzinie W syndykaliści mieli dowiedzieć się w ostatniej chwili, ponieważ AK wbrew porozumieniu nie poinformowała o ustalonym terminie rozpoczęcia powstania. Był to jednak dopiero początek konfliktu pomiędzy krytycznie nastawionymi do siebie organizacjami. Gdy wybija 17:00, ZSP grupuje się na Starym Mieście i tam też prowadzi walkę. Kompania podlega dowództwu AK, ale pozostaje niezależna politycznie. Pierwszymi zdobytymi przez nią obiektami są m. in. Pałac Krasińskich i Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych. Syndykaliści szybko zdobywają niemiecką broń stając się tym samym najlepiej uzbrojonym oddziałem na Starówce. Początkowo kompanię stanowi kilkadziesiąt osób, z czasem liczba ta wzrasta do kilkuset. Oczywiście nie wszyscy są zdeklarowanymi syndykalistami, wielu trafia do 104. Kompanii przypadkiem gdyż nie dotarli na czas do swoich oddziałów. Czarno-czerwoną formację cechuje sprawna organizacja, samodzielność oraz społeczna wrażliwość wobec cywilów. Jako że syndykaliści jako jedyni w tym regionie dysponują własnym transportem żywności, piekarnią oraz zmagazynowanym jedzeniem, karmią nie tylko siebie, lecz także mieszkańców Starego Miasta, powołując cywilnopowstańczy komitet porcjowania żywności. Wydają na bieżąco pismo informacyjne„Iskra”, organizują szpital polowy oraz wytwórnię granatów. W ferworze walki nie zapominali także o rozrywce i edukacji. Zorganizowano więc wieczór kabaretowy, na którym parodiowano przemówienia tak Hitlera, jak i Churchilla a na wykładach uczono się jak obsługiwać broń z zrzutów i zdobytą na Niemcach. Sposób funkcjonowania kompanii jest wyraźnie przesiąknięty ideałami syndykalizmu: samodzielność, samowystarczalność, edukacja i wrażliwość wobec innych. Powstańcy 104. Kompanii wyróżniali się także czarno-czerwonymi opaskami na ramieniu. To kolory zaczerpnięte od anarchosyndykalistów. Tymczasem dochodzi do kolejnych tarć: kapitan żandarmerii Armii Krajowej, Włodzimierz Kozakiewicz „Barry” wywodzący się z Narodowych Sił Zbrojnych nakazuje zmianę dotychczasowej nazwy na 104. Kompanię AK oraz porzucenie syndykalistycznych barw. Powstańcy nie chcąc rezygnować ze swojej ideowej tożsamości odmawiają wykonania polecenia. Odprawiono kapitana, wyjaśniając mu przy tym, na czym polega prawdziwa demokracja.
Jako syndykaliści stawiamy sobie przede wszystkim jako cel, aby nie pozwolić na ponowne oszukiwanie najszerszych mas ludowych. Dlatego podkreślamy już dziś, że demokracja bez rozwiązania kwestii społecznych w duchu równości i wolności była i zawsze pozostanie oszustwem. („Syndykalista”, nr 11, 19 września 1944)
Prawdziwy dramat rozpoczął się wraz upadkiem powstania na Starówce. Wycieńczeni walkami i rozgoryczeni liczbą ofiar cywilnych mieszkańcy Starego Miasta przeklinali i złorzeczyli powstańcom. Gdy nadszedł czas ewakuacji kanałami do Śródmieścia, syndykaliści otrzymali za zadanie obronę barykad i utrzymanie Niemców na odległość. Pomimo wcześniej ustalonej kolejności zejścia poszczególnych oddziałów do kanałów, 104. Kompania ZSP została w ostatniej chwili zepchnięta jako ostatnia w kolejności. Tym samym miała za zadanie osłonę ewakuacji wszystkich grup, stając się tym samym odziałem „jednorazowego użytku”.
Pozwolono jednak wcześniej opuścić dzielnicę rannym oraz sanitariuszkom. Niestety i tu nie obyło się bez problemów. Gdy przyszła kolej na oddział syndykalistyczny, kapitan „Barry” odegrał się za wcześniejsze nieposłuszeństwo wobec niego i pominął syndykalistów przepuszczając inne oddziały. Poinformowani o tym dowódcy 104. Kompanii zaczęli się spierać o podjęcie działań. W końcu syndykaliści wymierzyli broń w strzegącą zejścia do kanałów żandarmerię grożąc rozstrzelaniem w przypadku dalszej odmowy ewakuacji. Konflikt zażegnał dopiero major Stanisław Błaszczak „Róg”.
„…pierwszym zadaniem syndykalizmu z chwilą wyzwolenia Warszawy będzie rozbudowanie ruchu zawodowego i stworzenie podstaw dla jego jednolitości. Stworzone na tych zasadach związki zawodowe zorganizują pracę, przejmą kierownictwo odbudowy kraju, zabezpieczając równocześnie prawa ludu pracy do wolnego życia i dobrobytu.” („Syndykalista” nr 13, 21 września 1944)
Po wielu perturbacjach, 2 września udało się ewakuować ze starówki około 80 syndykalistom. Ich losy potoczyły się różnie. Jedni trafili do oddziałów Armii Krajowej „Parasol” oraz „Bończa” inny walczyli na Czerniakowie, kilku udało się dostać na Pragę, gdzie dołączyli do armii Berlinga. Pozostali syndykaliści, którzy przedostali się na Śródmieście wraz z anarchistami sformowali Syndykalistyczne Porozumienie Powstańcze oraz podlegającą mu Brygadę Syndykalistyczną. Zajęła ona budynek przy ul. Marszałkowskiej 56, na którym zawiesiła czarno-czerwony sztandar. Pomimo skupienia w brygadzie około 250 osób (w tym węgierskich i greckich Żydów wyzwolonych z warszawskiego obozu koncentracyjnego, tzw. "Gęsiówki") nie wzięła ona już bezpośredniego udziału w walkach powstańczych. Samo SPP drukowało natomiast nowy informacyjny organ prasowy o nazwie „Syndykalista” na łamach, którego prezentowano poglądy i idee formacji oraz kreślono przyszłość Polski syndykalistycznej. Ze zdobytego pożywienia karmiono także cywilów ewakuujących się z północnej części Śródmieścia. Zorganizowano również targowisko na tyłach kwatery gdzie wymieniano się jedzeniem. Odbył się nawet koncert skrzypcowy. Gdy nadszedł moment kapitulacji, część syndykalistów – przede wszystkim Żydów – zabunkrowała się w jednej z piwnic, postanawiając w ten sposób przeczekać do wyzwolenia Warszawy, pozostali opuścili miasto wraz z ludnością cywilną 5 października. Tym samym zakończyła się historia polskiego ruchu syndykalistycznego, któremu po wyzwoleniu nowa władza nie pozwoliła się odrodzić. Rafał Chwedoruk, historyk polskiego syndykalizmu stwierdził: „Polscy syndykaliści byli bodaj największą zbrojną konspiracją tej proweniencji ideowej w Europie. Wymienić ich tu należy obok obrońców hiszpańskiej Republiki, kontynuujących walkę po jej upadku, francuskich i hiszpańskich antyfaszystów w ruchu oporu na terenie Francji, czy włoskich i bułgarskich podobnej proweniencji ideowej. Nigdzie jednak na taką skalę w latach 1939-1945 nie walczono pod czarno-czerwonymi sztandarami.”
Jeremi Galdamez / Warszawska Komisja Środowiskowa