Bierność – cichy zabójca związków zawodowych
- Dział: Publicystyka
Tekst jest częścią 63 numeru biuletynu Inicjatywy Pracowniczej.
Związki zawodowe z założenia mają być fundamentem siły pracowników oraz jednoczyć ludzi we wspólnej walce o godne warunki życia, pracy i płacy. Z założenia, bo w wielu przypadkach borykamy się z poważnym problemem, jakim jest bierność. Wbrew pozorom nie dotyczy ona tylko szeregowych członków, których jedyną „aktywnością” jest opłacenie składki, tak samo zagrożone są osoby „funkcyjne”, które pomimo pełnienia formalnej pozycji tracą impet. Ta powszechna tendencja prowadzi do poczucia osamotnienia i wypalenia u tych, którzy mimo wszystko próbują walczyć w imieniu pozostałych.
Wiele osób dołączających do związku traktuje go jak swego rodzaju „polisę ubezpieczeniową” – takie „w razie co”. Uważają, że w zamian za zapłacenie niewielkiej składki członkowskiej, przedstawiciele związkowi rozwiążą ich indywidualne problemy, bez ich udziału. Nie wierzą, że ich osobiste zaangażowanie może mieć realny wpływ na siłę przetargową całej grupy. Są zdania, że skoro ktoś inny się tym zajmie, to mogą ograniczyć się do roli obserwatora. W społeczeństwie, wpajającym nam rywalizację od najmłodszych lat, i promującym wszechobecny wyścig szczurów, koncepcja wspólnej walki o lepsze życie, wydaje się być naiwną mrzonką. Po latach obserwowania nieskutecznych protestów, konsultacji przynoszących więcej szkody niż pożytku, część pracowników dochodzi do wniosku, że „związki i tak nic nie załatwią – zarząd jest tam dla kasy i w kieszeniach polityków”. Ponadto, w obliczu rosnących wymagań zawodowych i prywatnych, czas stał się dla nas towarem luksusowym. Praca, dojazdy, obowiązki domowe często nie pozostawiają przestrzeni na krótką chwilę relaksu, a prośba o uczestnictwo w spotkaniu po godzinach pracy, udział w akcji protestacyjnej lub nawet podpisanie petycji są postrzegane jako dodatkowy i zbędny wysiłek. Do tego dochodzi strach przed represjami ze strony pracodawcy czasem też osób z najbliższego otoczenia lub nawet członków rodziny. Mimo istnienia przepisów mówiących o karze grzywny lub pozbawienia wolności za dyskryminowanie członków związków zawodowych lub utrudnianie ich działania, wielu pracowników obawia się, że aktywne zaangażowanie może narazić ich na ostracyzm, pominięcie przy awansach i podwyżkach, a nawet na utratę pracy. Ten lęk jest szczególnie widoczny miejscach pracy, w których pracodawca ma tendencję do zastraszania i wywierania presji.
Bierność dotyka również przedstawicieli prezydiów komisji zakładowych, międzyzakładowych, a także władz krajowych. Osoby, które od lat pełnią te funkcje często czują się wypalone. Działalność związkowa jest emocjonalnie i czasowo wymagająca, a jeśli dołożyć do tego, że swoje obowiązki wykonujemy w tak zwanym wolnym czasie, często prowadzi do skrajnego wyczerpania. Lata lub czasem „tylko” miesiące prowadzenia negocjacji, rozczarowania, połowiczne sukcesy i brak widocznych efektów sprawiają, że ich entuzjazm słabnie. Działania stają się rutyną, a nowe innowacyjne pomysły ustępują miejsca biurokracji i staniu na straży istniejącego porządku. Ponadto liderzy związkowi często nie potrafią lub nie chcą przekazać odpowiedzialności za działanie instytucji nowym członkom. Wynika to, niekoniecznie z braku zaufania, a bardziej z przeświadczenia, że tylko oni są w stanie właściwie poprowadzić tę organizację. Taka postawa blokuje, nie tylko dopływ tzw. świeżej krwi, ale także napływ nowych idei i pomysłów co jeszcze bardziej pogłębia stagnację. Niestety, nie każdy wybrany do władz, czy to na poziomie zakładowym, czy krajowym, posiada odpowiednie umiejętności negocjacyjne, czy komunikacyjne. Brak klarownej i przejrzystej komunikacji z szeregowymi członkami, niejasny przekaz, wewnętrzne spory prowadzą do frustracji i zniechęcenia po obu stronach.
Wszystko to prowadzi do osłabienia siły przetargowej związku. Organizacja, nieposiadająca realnego wsparcia swoich członków, jest znacznie mniej skuteczna w negocjacjach z pracodawcą. Związek, który reprezentuje zaledwie kilku działaczy, jest łatwym celem dla pracodawcy, który może zignorować jego postulaty, przeciągać negocjacje w nieskończoność lub zwyczajnie narzucić własne warunki. Tym sposobem powstaje błędne koło: im słabszy związek, tym mniejsza skuteczność a im mniejsza skuteczność, tym większa bierność. Organizacja związkowa, która nie przynosi realnych korzyści, traci zaufanie ludzi, a to prowadzi do spadku liczby członków i dalszego jej osłabienia.
Aby przełamać bierność, związki muszą inwestować czas i środki w edukację swoich członków, organizować szkolenia i warsztaty nie tylko dotyczące prawa pracy czy zmian w przepisach, ale także z zakresu komunikacji, negocjacji, asertywności. Takie działania prowadzone cyklicznie pomogą zbudować poczucie wspólnoty. Związkowcy muszą uświadomić sobie, że ich siła leży w jedności. Regularnie wydawane newslettery, aktywne(!) profile w mediach społecznościowych, a także otwarte spotkania, na których każdy, bez obaw, może wyrazić swoje zdanie, pomagają budować obopólne zaufanie. Przedstawiciele związkowi powinni większą uwagę poświęcać małym sukcesom, a nie czekać na spektakularne akcje i zwycięstwa. Skupienie się na drobniejszych, ale widocznych sukcesach pokazuje, że związek działa, a bycie jego członkiem przynosi wymierny efekt. Najważniejsze zadanie spoczywa na barkach Komisji Krajowej, która musi zmienić dotychczasowe podejście, otworzyć się na nowych członków i oddelegować im część swoich zadań. Utworzenie nowych struktur, branż, regionów czy grup zadaniowych/projektowych daje ludziom poczucie sprawstwa i odpowiedzialności za działanie związku a w dłuższej perspektywie odciąża liderów i liderki.
Pozwolę sobie na odrobinę prywaty, taką refleksję. Jestem jedną z osób, które poświęcają swój czas i energię na rzecz związku. Bierność pozostałych jest jednym z najbardziej frustrujących i wyczerpujących doświadczeń. Czuję się samotna w tłumie, mam wrażenie prowadzenia samotnej walki w imieniu ludzi, którzy są zainteresowani tylko jej wynikiem, a nie działaniami, które mają do niego doprowadzić. Czasami po prostu brakuje mi sił, czepiam się jak pijawka aktywnych działaczy innych komisji i razem próbujemy ciągnąć ten wózek. Czasami „jadę na oparach” mam wrażenie, że nikt poza mną nie wierzy, że bycie członkiem związku zawodowego w Polsce ma jakikolwiek sens. Czasami mam dość. Walczę o ich podwyżki, o lepsze warunki pracy, a oni pytają tylko: i co? Będzie coś z tego? Czasami mam ochotę powiedzieć NIE, NIE BĘDZIE, BO NIKT NIC NIE ROBI!. Nie mówię tego, bo jestem świadoma, że największa walka to walka o przełamanie tego marazmu i zaszczepienie wiary w solidarność i jedność. To ogromne wyzwanie, a jednocześnie misja współczesnego ruchu związkowego.
Małgorzata Ziółek
