Noworoczny prezent od „lewicy”
- Dział: Polityka

O ile działania PO czy koalicyjnej PSL cechował otwarty neoliberalny populizm, o tyle na obrońców ludzi pracy chciała początkowo pozować parlamentarna „lewica”. Zwłaszcza SLD od pewnego czasu zapowiadał „zwrot w lewo”, a jego lider Grzegorz Napieralski miał być gwarancją otwarcia się na środowiska związkowe czy nawet alterglobalistów. Jak zwykle w przypadku tej formacji politycznej na zapowiedziach się skończyło. Pierwsze głosy polityków SLD przeciwko zmianom ustawy o emeryturach pomostowych ucichły bardzo szybko. Wystarczyło, aby główne media określiły je jako „populistyczne”, a PO zaczęła wspominać o sojuszu „lewicy” z PiS wymierzonym w rząd. Napieralski jeszcze pod koniec października zeszłego roku twierdził, że solidaryzuje się ze związkowcami okupującymi Ministerstwo Pracy w obronie pomostówek. Chciał również, aby pod obrady trafił projekt prawa przygotowany przez OPZZ, zawierający pewne ustępstwa, ale o wiele mniejsze niż zmiany proponowane przez rząd.
Wkrótce potem zaczęły się jednak pojawiać głosy innych polityków Sojuszu, zwłaszcza Wojciecha Olejniczaka, utrzymane w duchu porozumienia z PO. Sam Napieralski także nabrał wody w usta. Odbyło się spotkanie szefa klubu parlamentarnego PO Zbigniewa Chlebowskiego z szefem klubu SLD, po którym ten pierwszy stwierdził, że „nie wolno zrobić niczego, co zepsułoby dobrą atmosferę w kwestii emerytur pomostowych, która jest w tej chwili”. Oznaczało to iż między obiema formacjami politycznymi doszło de facto do porozumienia. Dla Sojuszu zasada występowania zawsze przeciwko prezydentowi okazała się ważniejsza niż obrona ludzi pracy. W tym kontekście bardzo cynicznie brzmi uchwała Rady Krajowej SLD z grudnia 2008, w której partia ta domaga się aby rząd przedstawił program ochrony pracowników. W tym samym tekście „lewicowcy” nie omieszkali dodać zresztą, że chodzi im także o poprawę sytuacji pracodawców.
Sojusz poszedł w swoich działaniach dalej niż tego oczekiwał rząd. Koalicja chciała, aby posłowie „lewicy” nie mieli narzuconej klubowej dyscypliny w sprawie wsparcia prezydenckiego weta. Parlamentarzyści sojuszu mieli jednak dyscyplinę, ale zmuszającą ich do odrzucenia weta, a co za tym idzie wsparcia propozycji rządowej. W obronie praw pracowniczych parlamentarni „lewicowcy” byli o wiele mniej pryncypialni niż w walce z lustracją, obronie ubeckich emerytur i innych kwestiach podobnej wagi, na których opiera się polityka ich partii.
Jednym z elementów tragifarsy jaką w sprawie pomostówek zafundowała społeczeństwu parlamentarna „lewica” było zwolnienie z dyscypliny klubowej w czasie głosowania trojga posłów związkowców, ponieważ, jak wytłumaczył Wojciech Olejniczak „Związkowiec ma zawsze obowiązek walczyć do końca o swoje przekonania. Nie chcemy wprowadzać trudnej sytuacji”.
Zapewnienia SLD jakoby pomoc w odrzuceniu prezydenckiego weta miała być elementem strategii polegającej na skierowaniu nowej ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, można uznać za kolejną kpinę z ludzi pracy. Po co kierować do Trybunału ustawę, którą można było wcześniej w całości odrzucić? Wypada również spytać polityków SLD, czy jeśli nowe zasady przyznawania emerytur pomostowych okażą się zgodne z konstytucją, to nie będą szkodliwe dla ludzi pracy? Jeśli natomiast ustawa okaże się niezgodna z prawem, czemu posłowie SLD ją poparli? Chyba tylko w wyniku politycznego targu z PO, bo trudno wymyślić inną motywację.
W najbliższych miesiącach dowiemy się prawdopodobnie jakie prawo czy stanowiska były dla Sojuszu ważniejsze niż sytuacja ponad 750 tysięcy osób, które zostały pozbawione wcześniejszych emerytur. Pora uświadomić sobie że sprzedano nie „przywileje” ale zdrowie, a nawet życie wielu pracowników, które zostanie zniszczone przez warunki zatrudnienia.
Po całej historii weta w sprawie pomostówek widzimy również jak kończą związki zawodowe wierzące w parlamentarną „lewicę”. Ich przedstawiciele mieli niespotykaną okazję zagłosowania zgodnie ze swoim sumieniem, łaskawie zwolnieni z dyscypliny. To rzeczywiście wielka szansa dla ludzi pracy, ich głos w Sejmie był słyszalny. Biurokratyczna centrala związkowa OPZZ może być dumna z tego, że zrobiła wszystko co było w jej mocy wpływając na parlamentarzystów. Teraz może dalej współpracować z SLD jakby nic się nie stało.
Piotr Ciszewski