Polityka wysiedleń po polsku
- Dział: Społeczeństwo

Dla rządzących polskimi miastami przestrzeń miejska i zasoby mieszkaniowe jawią się niemal wyłącznie jako potencjalne źródło zysków, a nie jako sposób realizacji najważniejszych potrzeb miejskich społeczności. Dlatego prawa mieszkańców poświęca się zwykle na ołtarzu korzyści deweloperów, kamieniczników i banków obsługujących rynek budowlany.
Polska pozostaje krajem o jednym z najskromniejszych zasobów mieszkaniowych w Europie (patrz tabela 1), a przez 20 lat, od czasów transformacji, stan ten nie uległ znaczącej poprawie. Jednak po 1989 r. dokonały się daleko idące zmiany zarówno w strukturze własnościowej istniejących zasobów lokalowych, jak też budownictwa mieszkaniowego. Cechą charakterystyczną w obu przypadkach jest odejście od kolektywnych form gospodarki mieszkaniowej, na rzecz prywatyzacji i komercjalizacji tego sektora.
Kontenery zamiast mieszkańZgodnie z art. 75 Konstytucji RP władze publiczne teoretycznie prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania. Natomiast zgodnie z art. 4 ustawy o ochronie praw lokatorów tworzenie warunków do zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych wspólnoty samorządowej należy do zadań własnych gminy. Tymczasem władze lokalne, kompletnie bagatelizują problem, zajmując się jedynie udogodnieniami dla deweloperów. Brak podaży taniego budownictwa uspołecznionego oraz fakt, iż w Polsce jedynie 15% mieszkań przeznaczonych jest na wynajem, kiedy na Zachodzie odsetek ten kształtuje się przeważnie na poziomie 50%, sprzyja ewidentnie wysokim cenom mieszkań (zarówno przy zakupie jak wynajmie) i interesom deweloperów oraz bankom kredytującym budownictwo.[1]
Co jednak najważniejsze, duża grupa najuboższych mieszkańców gmin, pozbawiona jakiejkolwiek możliwości zabezpieczenia swoich potrzeb mieszkaniowych, staje się przedmiotem szczególnie represyjnej polityki państwa, czego odzwierciedleniem są statystyki dotyczące m.in. eksmisji.
Brutalność ta przejawia się także w szeregu projektach, jak np. budowy kontenerowych osiedli socjalnych (np. w Białymstoku, Olecku, Poznaniu, Szczecinie, Bydgoszczy, Sosnowcu, Elblągu, Bytomiu i wielu innych miejscowościach), które nie spełniają wymogów lokali mieszkalnych – są ich substytutem. Aby ukryć swoją antyspołeczną politykę, władze lokalne z jednej strony przyznają, iż nie realizują swoich ustawowych obowiązków, a z drugiej często sięgają po agresywną i wykluczającą retorykę.
Na przykład w Sosnowcu na mieszkanie socjalne czeka 750 rodzin. „Miasto” – czytamy w jednym z doniesień prasowych – „nie jest w stanie zabezpieczyć lokali socjalnych dla osób eksmitowanych z lokali prywatnych i spółdzielni mieszkaniowych, za co grożą wielomilionowe odszkodowania. (…) Władze pracują nad programem oddłużeniowym dla zagrożonych eksmisją z lokali komunalnych. Jeszcze w tym roku były ośrodek dla bezdomnych przy ulicy Dobrzańskiego ma być zaadaptowany na lokale socjalne. Obok mają stanąć kontenery socjalne. To jednak jest kropla w morzu potrzeb.” [2] W Warszawie radni dzielnicy Żoliborza postulowali postawienie kontenerów dla „zdemoralizowanych i wyrachowanych dłużników”. Gazeta Wyborcza pisała dalej: „Władze Żoliborza nie oponują. Pomysł lansuje radny Grzegorz Hlebowicz (PiS), szef komisji planowania i rozwoju. Namawia, by dzielnica postawiła baraki, do których wyeksmitowano by tych, którzy nie płacą czynszu.” [3] Ale autorytarne pomysły na rozwiązanie tej kwestii mają nie tylko działacze Prawa i Sprawiedliwości. „Miasto powinno wybudować tanie, blaszane baraki dla tych wszystkich, którzy nie płacą za swoje mieszkania. Tak chce radny Jerzy Wcisła z Platformy Obywatelskiej. Według radnego do takich baraków mieliby trafić wszyscy ci, którzy mają wyroki eksmisyjne z zajmowanych mieszkań.” [4]
Bardziej bezpośredni w swoich osądach są urzędnicy municypalni ze Szczecina: „Szczecin chce wysiedlić z centrum do baraków pod miastem 150 najgorszych degeneratów”. Dlaczego? Bo pojawia się pewna trudność. „Prawo uniemożliwia eksmisję na bruk. „Nie chcemy getta, ale stoimy pod murem. Prawo w Polsce maksymalnie chroni lokatora. Mamy 6 tys. dłużników, 72 miliony zaległości. Rekordziści nie płacą latami, mają nawet 140 tys. zł długu” – mówiła Monika Ignatowska-Kaliciak, dyr. szczecińskiego Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych. [5]
W Poznaniu kontenery jeszcze nie funkcjonują, ale i w tym mieście, władze nie chcą pozostawać w tyle: „Ci dłużnicy, którzy najbardziej naprzykrzają się i miastu, i swojemu otoczeniu, trafią do 25 kontenerów (…). Wiemy, że nie rozwiążą one problemu patologicznych zachowań – przyznaje dyrektor Pucek – kontenery mają być przede wszystkim narzędziem windykacji i dyscyplinowania.” [7] Działaczka poznańskiego środowiska anarchistycznego i skłotu Rozbrat, Katarzyna Czarnota, odwiedziła jedno z miejsc, gdzie planowane jest wybudowanie pierwszego kontenerowego osiedla. To oddalony znacznie od centrum zdegradowany pod każdy względem i zapomniany przez miasto teren… „na uboczu, bez asfaltowej drogi dojazdowej, w sąsiedztwie złomowiska. Wzdłuż uliczki ciągnie się betonowy mur z drutem kolczastym, za nim są puste magazyny. Już teraz ma się wrażenie, że wchodzi się do getta biedy. Droga nagle się urywa – ślepa uliczka. Widać tylko pozostałości po Średzkiej Kolejce Wąskotorowej, której trasa prowadziła tędy jeszcze w latach 90. Jedyny punkt, który tętni życiem to skup złomu – dostarcza on okolicznym zbieraczom minimalnego zarobku, umożliwiającego przeżycie”. W innym miejscu pisze: „W domu nieopodal planowanego barakowiska (…) mieszka pięć rodzin, wszystkie zajmują lokale socjalne i komunalne. Budynek z zewnątrz wygląda jak zdewastowana fabryka, w środku jest jeszcze gorzej. Część ścian zbudowano z dykty, rozpadają się. Stan okien dowodzi, że administrator nigdy nie zatroszczył się o wymianę szyb.” [8]
Zdegenerowani czy zubożali?
Wysiedlenia w imię świętego prawa własności
Z drugiej strony władze uchylają się od realizacji konstytucyjnych powinności związanych z zapewnieniem mieszkańcom dachu na głową pomimo ilości orzeczonych przez sądy eksmisji, znacznie przekraczającej wyniki budownictwa komunalnego i możliwości kwaterunku w zasobach gminnych. To konsekwencja wcześniejszego „wyzbycia się” i prywatyzacji publicznych zasobów lokalowych. Jeden z działaczy ruchu lokatorskiego pisał: „Skali tego rozdawnictwa, czy w zasadzie rozgrabiania majątku publicznego nikt nie zna, są to jednak miliardy złotych, wytransferowane z naszych wspólnych pieniędzy przez polityków lokalnych i szczebla centralnego, którzy pragnęli pozbyć się kłopotu i jednocześnie zdobyć uznanie środowiska kamieniczników czy – to już czysty populizm – części dotychczasowych najemców.” [13]
Ruch oporu przeciwko wysiedleniom jest dziś dostrzegalny i posiada wbrew pozorom dość spory potencjał. Manifestuje się na wiele sposobów, od skłotowania pustostanów, przez strajki czynszowe, po blokady eksmisji i „anarchizowanie” (jak nazwał to jeden z poznańskich urzędników magistratu) posiedzeń rad miejskich. Każdego roku dołączają do niego dziesiątki tysięcy osób, które próbuje się usunąć, metodami formalno-prawnymi, administracyjnymi i siłą z ich dotychczasowych mieszkań, a także część tych, których wygórowane czynsze w połączeniu z bezrobociem i niskimi płacami, wpędziły w zadłużenie – bez rychłej, a wręcz żadnej perspektywy ich uregulowania.
Tekst ukazał się w najnowszym numerze edycji polskiej Le Monde diplomatique
Przypisy:
[1] Wiesław Szczepański, „Budownictwo komunalne w Polsce”, materiał na posiedzenie Stałego Przedstawicielstwa Kongresu Budownictwa Sejm RP, Warszawa 13.05.2009, www.kongresbudownictwa.pl (dostęp z 10.09.2010 r.)