8 marca – kobiety wciąż walczą. Myślą, czują, decydują!
- Dział: Społeczeństwo

Artykuł Marii Świetlik, członkini Komisji Krajowej OZZ Inicjatywa Pracownicza, pochodzi z gazety okolicznościowej z okazji Dnia Kobiet, przygotowanej przez nasz związek wraz z siostrzanymi organizacjami. Jeśli chcesz otrzymać gazety, bo rozdać je w swoim zakładzie pracy/szkole/otoczeniu, skontakuj się z nami: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. Zapraszamy do udziału w demonstracjach, m.in. w Poznaniu 7 marca o godz. 14.
Nieważne, z jakiego powodu kobieta chce zakończyć ciążę. Czy ze względu na własne potrzeby, sytuację rodzinną, z obawy o stan zdrowia w ciąży, czy po urodzeniu dziecka. Ze względu na chęć oszczędzenia cierpienia sobie lub przyszłemu dziecku, gdy wiadomo, że na tym świecie czeka na nie tylko ból.
Jeśli tylko jest to wolna nieprzymuszona decyzja osoby w ciąży, to każdy powód jest tak samo istotny. Kobiety myślą, czują i same potrafią podejmować najlepsze decyzje. Dlatego domagamy się prawa do przerywania ciąży do 12 tygodnia „na żądanie”. Dlatego zmuszanie do rodzenia – zwłaszcza, gdy są wskazania medyczne lub prawne za jej przerwaniem – jest torturą. Brak dostępu do aborcji to okrutne, nieludzkie i upokarzające traktowanie, łamiące prawa człowieka.
Kto stawia znak równości między prawami zarodka – który jeszcze nie ma wystarczająco rozwiniętego mózgu, by odczuwać ból, nie mówiąc o świadomości – i kobiety –myślącej, czującej i chcącej decydować o sobie – ten już nie ukrywa, że sensem antyaborcyjnej polityki jest po prostu upokorzenie i podporządkowanie kobiet.
Czemu służy wojna z kobietami
Kobiety, pozbawione kontroli nad własnym ciałem, mają żyć w lęku. Strach przed niechcianym rodzicielstwem ma zniechęcać je do realizacji swoich potrzeb – i to nie tylko tych seksualnych. Mają jeden obowiązek: rodzić – choćby pod przymusem. Ma to też pogłębiać lęk przed gwałtem i zatrzymać kobiety w domach – tylko tam rzekomo będą bezpieczne. Bez opieki mężczyzny mają bać się wyjść na ulicę, do lasu, po zmroku, na spacer, nawet z przyjaciółką. Sterroryzowane będą w pełni zależne od swoich „obrońców”. To jest prawdziwy cel wojny z kobietami.
Jeszcze 100-200 lat temu cel ten można było osiągnąć bez trudu. Prawo, „moralność” i kontrola społeczna zapewniały podporządkowanie kobiet. Te, które się wyłamywały, trafiały na ulice, do przytułków, poza społeczeństwo, po to, by nie miały wpływu na inne kobiety, by nie mogły organizować się przeciwko patriarchatowi. Ale kobiety niestrudzenie zdobywają kolejne przestrzenie, wcześniej zarezerwowane dla mężczyzn – uczą się, pracują, tworzą, działają politycznie. I przy tym nadal zarządzają gospodarstwami domowymi.
Dla środowisk zbudowanych na darmowej pracy kobiet to sytuacja niebezpieczna. Trzeba się z nimi liczyć, zabiegać o ich uznanie, poparcie. A co jeśli wymówią służbę? Przestaną przekazywać „wdowi grosz”, rodzić i wychowywać pokolenia wiernych? Mowa o kościele katolickim, ale to nie jedyna instytucja, która zbudowała pozycję i bogactwo na darmowej pracy. Znacie powiedzenie: „Za każdym wielkim człowiekiem (=mężczyzną) stoi wspierająca go kobieta”? Za każdym wielkim kapitałem też „stoi” praca tysięcy kobiet. Tych przy fabrycznej taśmie, tych na plantacjach, przy łóżkach pacjentów i szkolnych tablicach. Ale też tych pracujących w domu: rodzących, karmiących, wychowujących pokolenia pracowniczek i pracowników. To z ich pracy – tej darmowej i tej niemal darmowej w sfeminizowanych zawodach – czerpią zyski właściciele firm. To praca kobiet buduje prywatne fortuny, napędza PKB i przynosi wpływy do budżetu państwa. Dlatego patriarchat z kapitalizmem wzajemnie się wspierają. Dlatego walka o prawa kobiet to walka z niesprawiedliwością i wyzyskiem, którymi oba te systemy się karmią.
Feminizacja ryzyka
Tylko w jednej sytuacji inni powinni zainteresować się powodem przerywania ciąży: kiedy kobieta chciałaby zostać matką, ale wbrew temu marzeniu, rezygnuje, bo wie, że nie poradzi sobie z rodzicielstwem finansowo. Powinno jej się zaoferować pomoc. Dać mieszkanie, pomóc w opłaceniu czynszu, dać pieniądze na żywność, zaoferować darmowe miejsce w żłobku i realny dostęp do ochrony zdrowia. Zapewnieć możliwość łączenia pracy z rodzicielstwem, bez rozdzierających serce kompromisów. Wzmocnić związki zawodowye, by mogły skutecznie wymuszać to, czego nie da się osiągnąć „po dobroci”.
Tymczasem polskie państwo od 30 lat odmawia nam w ramach tzw. „kompromisu aborcyjnego” prawa do kontrolowania własnego życia. A ostatnio, wprowadzając nowe regulacje lub „tylko” zachęcając do klauzuli sumienia dla farmaceutów, ogranicza nam też dostęp do antykoncepcji. Mało? Edukacja seksualna jest najlepszą metodą zapobiegania niechcianej ciąży. Zgadnijcie dlaczego, ten sam rząd, który rzekomo walczy o każdy zarodek, próbuje ją ograniczyć.
To polityka prywatyzacji i feminizacji ryzyka, wynikającego z ludzkiej seksualności i płodności – jest ono przerzucane w całości na kobiety, zamiast być zabezpieczone przez system publicznej ochrony zdrowia, edukacji i pomocy społecznej. Państwo skapitulowało. Obywatelko: radź sobie sama.
Aborcja jako problem socjalny
Brak dostępu do darmowej bezpiecznej aborcji uderza we wszystkie osoby mogące zajść w ciążę – ale nie w tym samym stopniu. Prosty zabieg medyczny urasta do skomplikowanego, kosztownego i stresującego przedsięwzięcia, na które nie wszystkie nas stać.
Czy masz wsparcie bliskich, a jeśli nie, to czy wiesz, jak skorzystać z internetu bez ich nadzoru i zdobyć informacje? Czy masz pieniądze na zakup środków poronnych lub na zabieg? Czy masz mieszkanie, by przejść aborcję farmakologiczną? Czy – jeśli musisz jechać za granicę – masz na to pieniądze i czas? Możesz się zwolnić z pracy? Masz z kim zostawić dzieci? Nie byłaś za granicą i boisz się podróży w nieznane? Czy twoi bliscy są gotowi zaryzykować więzieniem za pomoc, której potrzebujesz? A jeśli tak, kto zajmie się innymi osobami, które będą potrzebowały ich wsparcia?
Gdy państwo zawodzi, wolność można sobie zwykle kupić, choćby na czarnym rynku. Dlatego aborcja jest problemem socjalnym. Klasowe i ekonomiczne przywileje stawiają kobiety w lepszej lub gorszej sytuacji. Wskazuje na to skok w liczbie aborcji w 1996 i 1997 r., kiedy na niecały rok przywrócono prawo do aborcji ze względu na „ciężkie warunki życiowe”. Liczba zabiegów wzrosła wtedy sześciokrotnie!
Chociaż w Polsce działają inicjatywy pomagające zdobyć wiedzę, środki medyczne, czy zorganizować wyjazd, to nadal ich zasięg jest ograniczony. Szacuje się, że w Polki rocznie wykonują ok. 100-200 tys. aborcji, z czego 10-15% za granicą. Większość sama musi zapłacić za pigułki (ok. 350 zł) lub zabieg (od 1,6 tys. do 9 tys zł). Nikt nie wie, ile tysięcy kobiet co roku nie przerywa niechcianej ciąży, bo je na to nie stać. To ich de facto dotyczy zakaz aborcji. Dlatego tylko darmowa aborcja, w ramach publicznej ochrony zdrowia, jest sprawiedliwym społecznie rozwiązaniem. Da każdej kobiecie równe prawo do decydowania o swoim życiu.
Jest jeszcze jeden rodzaj przywileju, którym cieszyć się mogą tylko nieliczne kobiety. To przywilej zabierania głosu w debacie publicznej. Głos mniej uprzywilejowanych jest cichszy – ale nie jest mniej ważny. Dlatego wzmacniajmy ich głos w dyskusji o aborcji. Bierzemy udział w protestach i w pracach rady konsultacyjnej Strajku Kobiet. Domagamy się darmowej bezpiecznej aborcji na żądanie, ale też uznania wartości pracy opiekuńczej (domowej i tej najemnej) i prawa do strajku w obronie naszych praw (nie tylko warunków pracy). Chcemy lepszego wsparcia dla rodziców, skrócenia czasu pracy, więcej dni na opiekę. Chcemy kontroli nad naszymi ciałami, nad naszą przyszłością, chcemy całego życia!
Maria Świetlik
DODATKOWE INFORMACJE:
Czy aborcja jest w Polsce legalna?
Polskie prawo pozwala kobiecie przeprowadzić na samej sobie zabieg przerwania ciąży. Karze za pomoc w tym zabiegu – lekarkę, który dba o bezpieczeństwo pacjentki, matkę, która pomaga nastoletniej córce, czy partnera, który nie zostawia kobiety samej sobie.
Aborcja farmakologiczna, polegająca na przyjęciu pigułek powodujących poronienie, jest zatem legalna. Ale lekarz nie może zapisać pacjentce tych środków. Dlatego konieczne jest zamówienie ich z zagranicy za pośrednictwem organizacji takich jak Kobiety w sieci.
Tego typu aborcja jest najbardziej skuteczna i bezpieczna w pierwszym trymestrze ciąży. Nie jest zatem pomocna w sytuacji poważnych wad płodu, bo te wykrywa się znacznie później. Tu konieczny jest zabieg w szpitalu pod nadzorem anestezjologa. Oficjalnie takich aborcji przeprowadzano w Polsce ok. 1 tys. rocznie. Tzw. wyrok z 22 października tzw. Trybunału Konstytucyjnego zakazał ich całkowicie. Zakazał nawet teminacji ciąży, gdy wiadomo, że płód urodzi się martwo - w tej sprawie być może PiS pójdzie jeszcze na ustępstwa.
Co z tym wyrokiem?
Normalnie wyroki Trybunału Konstytucyjnego stają się obowiązującym prawem w momencie ich publikacji w Dzienniku Ustaw, co miało miejsce w tym przypadku w styczniu tego roku. Ale to nie jest „normalna” sytuacja.
Po pierwsze, obecny Trybunał Konstytucyjny (TK) działa na podstawie ustaw, które same łamią konstytucję. Jak to możliwe? Zaraz po przejęciu władzy PiS postanowił obsadzić Trybunał własnymi ludźmi. W ten sposób może de facto zmieniać konstytucję bez wymaganej większości 2/3 głosów w Sejmie, której nigdy nie udało się PiS-owi zdobyć.
Pierwszy ruch polegał na tym, że w 2015 r. Prezydent Duda nie zaprzysiągł sędziów wybranych do TK tuż przed wyborami przez poprzedni Sejm. Na ich miejsce przyjął ślubowanie od tzw. dublerów (a po śmierci dwóch z nich, kolejnych dublerów-dublerów), wybranych przez nowy sejm na wniosek PiS.
Po drugie, prezeską tego tzw. Trybunału Konstytucyjnego, została niezgodnie z Konstytucją Julia Przyłębska. Jej wybór oparto o nową ustawę, którą za niezgodną z konstytucją uznał sam Trybunał (2016 r.), zanim jeszcze został w całości podporządkowany PiS. Orzeczenie w tej sprawie w końcu zostało wydrukowane (w 2019 r.) pod presją Komisji Europejskiej – więc jest ważne i Julia Przyłębska nie jest – z punktu widzenia prawa - prezeską TK.
Po trzecie, w składzie orzekającym zasiadała osoba, która już wcześniej była zaangażowana w analogiczną sprawę, co stanowi konflikt interesów.
Po czwarte, wyrok dot. aborcji wydała właśnie grupa sędziów, w której zasiadała i Przyłębska, i dublerzy – czyli osoby, które – z punktu widzenia prawa – nie mogą wydawać orzeczeń w imieniu Trybunału. Dlatego piszemy o tzw. wyroku tzw. Trybunału Konstytucyjnego.
Ale niezależnie od rozważań prawnych tzw. wyrok zmienia sytuację kobiet w ciąży. Wielu lekarzy, zwłaszcza pracujących w publicznych szpitalach, będzie bało się przeprowadzać zabiegi z powodu poważnych wad płodu, ponieważ grozi im za to więzienie. PiS-owi udało się już w dużym stopniu podporządkować sobie sędziów, więc skazanie lekarzy jest bardzo prawdopodobne. Dlatego kobiety będą musiały szukać pomocy za granicą – w Czechach, Niemczech, czy Holandii. Nie wszystkie będą w stanie zorganizować sobie taką podróż i pokryć jej koszty. Te najmniej uprzywilejowane ucierpią na tym nieludzkim prawie najbardziej.
Co dalej?
Jeśli w przyszłości w Sejmie Zjednoczona Prawica i Konfederacja (to ludzie z tych partii podpisali się pod wnioskiem ws delegalizacji aborcji ze względu na wady płodu) stracą większość, to możliwe będzie przyjęcie ustaw, które zliberalizują dostęp aborcji. Trybunał Konstytucyjny może też w przyszłości wydać nowe orzeczenie ws. tego, w jakich sytuacjach Konstytucja dopuszcza przerywanie ciąży. Może wziąć pod uwagę m.in. wpisany w nią zakaz tortur (art. 40) i prawo do godności (art. 30) i uznać, że gwarantują one kobietom prawo do dysponowania swoim ciałem.
Zanim to nastąpi, kobiety i lekarze prawdopodobnie będą próbowali walczyć z tym prawem przez sądami międzynarodowymi, na przykład Europejskim Trybunałem Praw Człowieka.
To jednak potrwa kilka lat. Na razie największe znaczenie mają protesty uliczne, które pokazują, że na takie przepisy nie ma społecznej zgody. Mają one znaczenie nie tylko symboliczne. Wspierają osoby, które są zdecydowane przerwać ciążę, i organizacje im pomagające. Mogą ośmielić lekarzy, by jednak zabiegi przeprowadzali. Pokazują instytucjom europejskim, że powinny działać w tej sprawie jak najszybciej.
O aborcji trzeba też nadal rozmawiać i rozbijać mity na jej temat. Dzięki temu poparcie dla liberalizacji prawa aborcyjnego ciągle rośnie. A to zwiększa szansę na zmianę ustawy już za kilka lat.