„Sukcesy” zdalnego nauczania. Oczami nauczycielki
- Dział: Społeczeństwo

Rzeczywistość pidżamowo-dresowej edukacji zdalnej jest rzeczywistością niepozbawioną zabawnych sytuacji i absurdów.
Począwszy od sprzętu komputerowego za 500 złotych dla nauczycieli [500 zł rządowego dofinansowania zakupu sprzętu komputerowego lub oprogramowania, który jest potrzebny do prowadzenia nauki zdalnej – przyp. red.]. Swoją drogą, ciekawe, czy murarzom właściciele firm płacą 500 złotych i proszą o przyprowadzenie na budowę własnej betoniarki, albo własnej koparki? Pomińmy sprzęt, większość nauczycieli rozumie trudną sytuację i bez narzekania wykorzystuje własne zasoby.
Drugi temat. Internet. Szkolny padł po 2 godzinach nauczania hybrydowego w październiku. Oczywiście korzystamy z prywatnego. Czy można odliczyć rachunki od podatku? A skąd!
To perspektywa nauczyciela, wcale nie najgorsza. A co z rodzicami? Nie zazdroszczę…sobie także! Przypominam, (ale nie tak jak minister Szczerski), że nauczyciele także mają dzieci, może nie wszyscy, ale jednak…
Nauczanie zdalne niezaprzeczalnie rozwinęło umiejętności cyfrowe młodzieży. To z pewnością tylko częściowo oczekiwany sukces tej formy zajęć, niemniej należy docenić pomysłowość uczniów: odpowiedź z ustawieniem zapętlania obrazu z kamery – proszę bardzo; połączenie w tym samym czasie z podpowiadającym kolegą na discordzie – żadno wyzwanie, nagranie wiersza i odtworzenie go z obrazem poruszającym ustami – voila!
Pomysłowość i kreatywne podejście do zasad od dawna tworzyły podstawę polskiej tożsamości narodowej, więc nic dziwnego, że w trudnych czasach wraca się do utrwalonych wzorców.
Takie sytuacje rozwiązują część bieżących problemów z ocenami. Uspokajają niektórych rodziców (lub raczej nie generują ich aktywności).
Problemy zaczynają się, kiedy przestajemy mówić o ocenach i zaczynamy myśleć o jakości nauczania: wiedzy i umiejętnościach. Rodzice, pomijając niektóre nieuleczalne przypadki, orientują się doskonale w sytuacji. O ile w rzeczywistości przedcovidowej korepetycje były powszechne, o tyle w rzeczywistości covidowej to po prostu plaga! Polacy poddali bez walki kolejny bastion, za który powinno odpowiadać państwo. Po państwowej ochronie zdrowia pada państwowe szkolnictwo.
Dziś szkoły rozpadają się na naszych oczach i powstaje hybryda. Uczniowie są zapisani do placówki państwowej, a uczą się prywatnie. Zaczyna brakować czasu na alternatywną naukę, więc rodzice rezygnują z wszelkich przedmiotów nieobowiązkowych i aktywności pozalekcyjnych. Kolejki do uznanych korepetytorów wydłużają się do roku, czasem od razu wiadomo, że nie ma szansy.
Kiedy nałożymy na opisaną rzeczywistość jeszcze brak Internetu związany z dostępnością sieci w różnych lokalizacjach (nie wszyscy żyją w wielkich miastach), możliwościami ekonomicznymi (dla części rodzin zwiększenie limitu stanowi problem) oraz trudne warunki lokalowe uzyskamy obraz uczniów widm, wywoływanych na lekcjach jak na seansach spirytystycznych. Nawet jeśli szkoła zapewniła laptopy i wypożyczyła je uczniom, powyższe problemy dalej są nierozwiązane. Warunki lokalowe i toczące się normalnie życie rodzinne krępują uczniów. Nie chcą pokazywać innym, jak brat czy siostra pracuje w tym samym pokoju, nie mówiąc już o rodzinach z tzw. problemami. Uczniowie logują się w łóżkach, z telefonów komórkowych, natychmiast wyłączając mikrofon. Skupiają się na zadbaniu o obecność. Kiedy zostają wywołani do odpowiedzi, bądź jakiejkolwiek aktywności natychmiast tracą połączenie.
Co dalej, dokąd to zmierza?
Chciałabym się mylić, ale sądzę, że powtórzymy drogę ochrony zdrowia. Coraz szybciej powstają prywatne szkoły. Jeśli w danej okolicy ich nie ma, trwa walka o najlepsze klasy (czytaj: najlepszych nauczycieli) i korzystnie z korepetycji. Zaradni sobie poradzą. A reszta? Reszta może zapomnieć o wyrównywaniu szans i awansie społecznym swoich zdolnych dzieci. Oczywiście spodziewam się zarzutów o pomówienie, bo przecież „mamy dobry system, wybitnych fachowców, gospodarka radzi sobie dobrze, a nauczycielom (jak i wszystkim obywatelom) żyje się coraz lepiej”.
Beata Kowalska, polonistka i historyczka, członkini Międzyzakładowej Komisji Sektora Edukacji w województwie kujawsko-pomorskim