Strach czy ignorancja władz Krakowa?
- Dział: Społeczeństwo
Rok 2008 upłynął w Krakowie pod znakiem protestów lokatorów, gnębionych podwyżkami czynszów, eksmisjami oraz innymi szykanami ze strony prywatnych właścicieli kamienic. Demonstracje uliczne organizowano niemal co tydzień, a każda z nich odbywała się pod inną kamienicą. Inicjatorami protestów byli mieszkańcy, którzy doświadczyli skutków nielegalnego przejęcia budynków przez nowych właścicieli. Byli i tacy, których gmina sprzedała wraz z kamienicą.
Wśród poszkodowanych nie brakowało osób, które pozbawiono praw do dawnych mieszkań zakładowych, chociaż przed laty partycypowali finansowo w ich budowie i remontach. Pikietowano gmach Sądu Rejonowego, po tym jak Forum Obrony Lokatorów wskazało na liczne zaniedbania ze strony sędziów. Najczęściej powtarzający się zarzut to brak sumienności przy sprawdzaniu legalności roszczeń osób podających się za spadkobierców dawnych właścicieli i uznawanie drakońskich czynszów za uzasadnione.
Tymczasem władze Krakowa udawały, że problem nie istnieje, chociaż to właśnie urzędnicy miejscy decydowali przed laty o lokalizacji mieszkań kwaterunkowych. To zresztą nic nowego w naszej gminie. Cóż z tego, że zmieniali się radni i prezydenci Krakowa, jeśli polityka mieszkaniowa zmierzała zawsze w tym samym kierunku. Obniżano wydatki na nowe mieszkania komunalne, wzrastały natomiast czynsze komunalne. Przymykano oczy na wyrzucanie mniej zamożnych obywateli poza centrum miasta i godzono się na gospodarczy apartheid.
Dopiero kilkusetosobowa demonstracja przed magistratem sprawiła, że wiceprzewodniczący Rady Miasta Stanisław Rachwał poczuł się zmuszony do zabrania głosu w sprawie mieszkaniowej. Było to 20 października 2008. Wobec zgromadzonego tłumu lokatorów wspieranych przez Federację Anarchistyczną, Inicjatywę Pracowniczą i WZZ Sierpień 80 pan Rachwał zadeklarował, że w ciągu miesiąca zwołany zostanie okrągły stół z udziałem wszystkich stron konfliktu. Mijały jednak kolejne miesiące, a zaproszenie na rozmowy nie nadchodziło. W tym samym czasie ogłoszono, że prezydent miasta Majchrowski planuje przeznaczyć w przyszłorocznym budżecie 2 miliony złotych na pozyskanie mieszkań komunalnych, to jest dokładnie tyle samo, co na dofinansowanie budowy pewnego pomnika. Oczywiście nie pomyślał o żadnych konsultacjach społecznych, ani nawet o spotkaniu z lokatorami. Na powtarzające się protesty pan prezydent pozostał jak zwykle ślepy i głuchy.
Wreszcie na adres organizacji lokatorskich dotarło pismo od prezydium Rady Miasta Krakowa, w którym oficjalnie odmówiono zwołania okrągłego stołu z udziałem władz i mieszkańców. Powodem miał być rzekomy brak konfliktu pomiędzy magistratem a lokatorami. Jak wygląda ten brak konfliktu przekonali się lokatorzy już w styczniu bieżącego roku, kiedy w tym samym urzędzie wysłano przeciwko nim strażników miejskich, ponieważ „treść transparentów obrażała radnych”.
Również w styczniu radni przyjęli budżet miasta na rok 2009, dokonując pewnych korekt w projekcie Majchrowskiego. Przeznaczyli blisko 800 milionów zł na inwestycje, z tego zaledwie 10 milionów na pozyskanie mieszkań komunalnych, czyli dokładnie tyle samo, co na budowę Centrum Obsługi Inwestora i ponad dziesięciokrotnie mniej niż na rozbudowę stadionów sportowych (138 mln). Radny Bogusław Kośmider z PO twierdzi, ze pozwoli to na oddanie blisko 200 mieszkań, wobec ponad 3 tysięcy osób oczekujących na dach nad głową. Według danych organizacji lokatorskich osób potrzebujących wsparcia może być znacznie więcej. Grozi nam bowiem fala wyroków eksmisyjnych. Sprzeciw budzi również rezygnacja z budowy mieszkań komunalnych. Pozyskiwanie mieszkań oznacza bowiem przebudowę dawnych hoteli robotniczych lub zakup mieszkań na wolnym rynku.
Pojawia się pytanie, co w tej sytuacji powinni uczynić wszyscy, którzy zostali oszukani przez władze Krakowa, potraktowani jak obywatele drugiej kategorii, pominięci podczas planowania budżetu gminy i nie zasługujący na spotkanie z jaśnie państwem radnymi.
Po pierwsze, konieczne jest domaganie się przeznaczenia rezerwy budżetowej na budowę mieszkań jeszcze w tym roku i obniżenie stawek czynszów komunalnych. Po drugie, wydaje się, że trzeba wymusić zmianę samego systemu zarządzania miastem, a nie tylko zabiegać o utajoną wrażliwość społeczną radnych i prezydenta. Skoro demokracja przedstawicielska dyskryminuje zwykłych obywateli, to trzeba walczyć o demokrację bezpośrednią. Polskie ustawodawstwo zezwala na przekazanie mieszkańcom prawa do współtworzenia projektu budżetu gminy podczas otwartych zebrań i głosowań (patrz orzecznictwo Naczelnego Sądu Administracyjnego). Zebrania mieszkańców mogą się odbywać w każdej dzielnicy, należy przygotować ankiety i karty do głosowania dla wszystkich zainteresowanych. Taka procedura nosi miano budżetu partycypacyjnego i wymaga zmiany statutu gminy.
To znaczy, że nic poza arogancją rządzących nie stoi na przeszkodzie, by zwykli ludzie decydowali, które inwestycje są najważniejsze i na co wydać pieniądze miasta. Obywatele mają też prawo opiniować wszystkie uchwały dotyczące sprzedaży budynków i nieruchomości majątku gminy, poziomu czynszów i cennika usług komunalnych. O to wszystko musimy się jednak upomnieć organizując akcje obywatelskiego nieposłuszeństwa, blokując eksmisje, nachodząc radnych, okupując urzędy i zasiedlając pustostany. To znaczy tworząc politykę faktów dokonanych. Nie chcą budować mieszkań? To sami zajmijmy opuszczone domy nie czekając na niczyją zgodę. Wyrzucą nas? To zamieszkajmy w magistracie. Wyrzucą nas? To zbudujmy malowniczy slums na Rynku Głównym w szczycie sezonu turystycznego. Wybuchnie skandal? I bardzo dobrze. Radni muszą wreszcie zacząć odczuwać strach przed zorganizowanym ruchem społecznym, bo na dobrą wolę z ich strony nie możemy liczyć. Jednak na kompetencji lokalnych władz sprawa się nie kończy. Radykalny protest to również krok w stronę zmiany niesprawiedliwego prawa, które stawia lokatorów na przegranej pozycji, a kamienicznikom pozwala bezkarnie wyzyskiwać najemców. Postulaty krakowskiego Forum Obrony Lokatorów dotyczące zmian w Ustawie o ochronie lokatorów, muszą wreszcie znaleźć posłuch w gmachu przy ulicy Wiejskiej w Warszawie.
Rafał Górski
Artykuł ukaże się w biuletynie „Sprawa Lokatorska” nr 1/2009 – nowym piśmie wydawanym wspólnie przez Inicjatywę Pracowniczą i Lewicową Alternatywę.