Hipermarkety – kryzys, którego nie ma
- Dział: Społeczeństwo
W wielkich sieciach handlowych 80 proc. zatrudnionych to kobiety. Wystarczy wejść do pierwszego lepszego supermarketu i zobaczyć – pracownice są widoczne na wszystkich „odcinkach pracy”: na kasach, na poszczególnych działach, w punkcie obsługi klienta. Wykładają towar na półki, przyjmują dostawy, na bieżąco sprzątają (w takich miejscach bądź w takich godzinach, w których nie robi tego zewnętrzna firma sprzątająca).
Nie stanowi dziś w Polsce żadnego odkrycia fakt, że właściciele wielkich sieci handlowych traktują prawa pracownicze jak niezły żart. Stało się to jasne od czasu skandalu, ujawniającego standardy pracy w dyskoncie Biedronka. Można by się spodziewać, że od tego czasu pracodawcy powinni bardziej zadbać o przestrzeganie Kodeksu Pracy czy norm BHP, chociażby z obawy przed wzmożonymi inspekcjami Państwowej Inspekcji Pracy. Nie doszło jednak do tego, a zarządcom super- i hipermarketów z pomocą przyszedł kryzys. Dzisiejsze relacje pracownic i działaczek związkowych wskazują, że w wielu obszarach warunki pracy nie tylko nie poprawiły się, ale często uległy pogorszeniu.
Złe historie
W jednej z sieci praktyką jest, że pracownice, aby móc wykonywać polecenia przełożonego, kradną ze sklepu potrzebny asortyment (np. wiadra, środki czystości, taśmy). Pracodawca nie zapewnia im tego wyposażenia, a wymaga zrealizowania zadań. Kobiety muszą kryć się w takich sytuacjach przed ochroną i kamerami monitorującymi sklep. Zresztą w podobnej sytuacji znalazła się jedna z pracownic Tesco. Do pracy na dziale RTV niezbędny był długopis, którego nie miała. Zapotrzebowanie bezskutecznie zgłaszała u kierownika. W końcu zmuszona była wziąć długopis ze sklepowej półki. Została posądzona o kradzież, na miejsce wezwano policję.
W wielkich sieciach handlowych często w praktyki mobbingowe czy zastraszające pracowników angażuje się policję. W razie podejrzenia o kradzież od razu wzywany jest patrol. Posądzoną o przestępstwo osobę prowadzi się do sali monitoringowej, zostaje z kierownikiem sklepu, kierownikiem ochrony i funkcjonariuszem policji: „Jeśli przyjmiesz mandat, będzie po sprawie. Jeśli nie, czeka cię zwolnienie dyscyplinarne”. Większość pracowników skonfrontowana z taką sytuacją i takim napięciem oczywiście podpisuje mandaty, które w świetle prawa traktowane są jak prawomocne wyroki sądu. Wówczas w trybie dyscyplinarnym zrywa się z nimi stosunek pracy (powołując się na Art 52 KP [1]). Żeby uchylić mandat pracownik musi się porządnie nagimnastykować. Najczęściej oczywiście sprawa już nie zmienia swego biegu.
W sklepach Reala pracownice poddawane są tzw. „kontrolom ponagraniowym” i „testom wózkowym”. Pierwszy system kontroli zatrudnionych polega na monitorowaniu zachowań słownych i werbalnych załogi sklepu. Osobę, która jest wzięta „pod lupę” kierownik wzywa na spotkanie. W trakcie rozmowy komentuje się sposób pracy kasjerki („Dopuściła się pani dwóch uchybień: żucie gumy i brak uśmiechu dla klienta. Na pewno pani to pamięta”). W oparciu o materiał nagraniowy i odpowiedzi monitorowanej pracownicy przełożony sporządza notatkę służbową. Pracownice nie mają wglądu w film z monitoringu, odnoszący się do ich ocenianych zachowań, muszą podpisać notatkę służbową, która jest dostępna tylko w jednym egzemplarzu u kierownictwa sklepu. Z kolei „test wózkowy” polega na sprawdzaniu, czy koleżanka na kasie jest wystarczająco czujna na próby oszustwa. Inna kasjerka podmienia jej towar, wkładając w opakowanie od tańszego produktu, jakiś droższy artykuł (np. w pudełko od zwykłego kremu, słoiczek z kosmetykiem z „górnej półki”). „U nas każdy każdego się już się boi – relacjonuje jedna z kasjerek sklepu – Asystenci donoszą na nas do kierowników, inne kasjerki donoszą nawzajem na siebie do asystentów. Nie można nikomu ufać. Nawet najlepsza koleżanka na polecenie służbowe może ci wbić nóż w plecy.” Równocześnie, w marcu zarząd Reala wprowadził kodeks etyki, w maju – wewnętrzny regulamin antymobbingowy [2].
Można by jeszcze z powodzeniem przytaczać kolejne historie i kontynuować ranking na najbardziej wstrząsający przypadek naruszania godności pracownic sklepów wielkopowierzchniowych. Warto tu się jednak zatrzymać i przyjrzeć zasadności (i prawdziwości) argumentów, podawanych przez pracodawcę jako główna przyczyna pogorszenia lub odmowy polepszenia warunków zatrudnienia. A tym głównym uzasadnieniem jest kryzys, wyczekiwane „globalne spowolnienie gospodarcze”.
Liczby przyprawiające o zawrót głowy
Szacuje się, że wartość spożywczego handlu detalicznego w Polsce w 2009 roku wyniesie 224 mld zł (w porównaniu z 2008 rokiem to wzrost prawie o 7 mld zł). Obroty supermarketów i dyskontów w 2009 roku mają wzrosnąć odpowiednio o 8 oraz 9,5proc. [3]. Plany sklepów wielkopowierzchniowych zakładają w tym roku inwestycje łącznie rzędu 2 mld zł. Przykładowo – właściciel Biedronki, Jeronimo Martins Dystrybucja, planuje przeznaczyć na rozwój sieci 200-250 mln euro, E. Leclerc – 200 mln zł [4], Tesco – 500 mln zł [5]. Biedronce przybyło w tym roku 350 nowych placówek (m.in. w wyniku przejęcia sieci dyskontów Plus. Aktualnie sieć jest w posiadaniu 1435 sklepów) [6].. Od tych sum można dostać aż zawrotu głowy.
Na pewno nie grozi nam to, gdy przyjrzymy się poziomowi wynagrodzeń i dodatkowych świadczeń pracownic powyższych sieci. W Tesco najniższa pensja dla osoby bez stażu pracy, pracującej w pełnym wymiarze godzin, to 1360 zł brutto, a tegoroczny wzrost wynagrodzeń został ustalony na poziomie 3 proc.. Jest to poniżej stopy inflacji odnotowanej w 2008 roku – 3,3 proc.. Realnie zatem, bo w stosunku do aktualnych cen towarów i usług, pracownice Tesco zarabiają mniej niż w roku ubiegłym. Po skandalu w Biedronce zarząd firmy podniósł pensje zatrudnionych „na sklepie” do około 2000 zł brutto. W tym roku przedstawicielom „biedronkowych” związków udało się wynegocjować 4 procentową podwyżkę, jednak równocześnie zmieniono system wypłacania podwyżek stażowych na niekorzystny dla pracujących (argumentując to kryzysem). W rezultacie, jeśli osoba została zatrudniona w niefortunnym czasie, traci ona więcej na tym systemie niż zyskuje na podwyżce wynagrodzenia podstawowego. I generalnie, w sieciach obecnie nie ma mowy o premiach, są one likwidowane, zmniejszane, bądź, aby zminimalizować niezadowolenie zatrudnionych, zmieniane są systemy premiowania na bardzo niepewne. „Niestety, jest kryzys, musimy robić cięcia i zaciskać pasa”.
Lupa na kryzys w sklepach wielkopowierzchniowych
Patrząc zatem na same kwoty przeznaczane na inwestycje przez wielkie sieci handlowe możemy stwierdzić, że przeżywają one dynamiczny rozwój. Czy to zatem wzmożona ekspansja na rynku, czy konsekwencje kryzysu wymagają wprowadzenia oszczędności?
Opisując zjawisko, dobrze przyjrzeć się nie tylko samym liczbom, ale i danym opisowym. Dla detalicznego handlu spożywczego pierwszy, kluczowy aspekt kryzysu to zmiana profilu dominującego konsumenta – jest on mniej zamożny, zatem poszukuje tańszych miejsc zakupów lub tańszych produktów, rezygnuje z towarów luksusowych, kupuje produkty sprzedawane pod marką sklepów. To ekonomiczne eldorado dla super- i hipermarketów, oraz przede wszystkim dla dyskontów. Analitycy rynku są jednomyślni: „Obecnie dla handlu detalicznego, podobnie jak dla większości innych branż, nadchodzą trudne i burzliwe czasy. Niemniej jednak dla niektórych formatów, przede wszystkim dla sklepów dyskontowych, kryzys może oznaczać szansę.” [7]. Nie jest to chyba jakieś odkrywcze sformułowanie, bo każdy i każda z nas wie, że „typowy” klient, który właśnie stracił pracę lub obniżono mu zarobki nie zaopatrzy się w droższym sklepie osiedlowym bądź ekskluzywnych delikatesach, za to zdecyduje się na oszczędny w cenach i estetyce dyskont. Zdanie to potwierdzają wybory konsumentów – Biedronka w pierwszym półroczu 2009 roku odnotowała aż 33proc. wzrost sprzedaży [8]. Zarząd sklepów konsekwentnie wprowadza jednak strategie antykryzysowe, bo nigdy nic nie wiadomo, co się zdarzy. Wiadomo, ekonomia to niepewny grunt.
Efektywność = rób za trzy osoby
Kryzys stał się dobrą okazją do wdrożenia programów zwiększających efektywność pracowników i pracownic. Efektywność mierzy się wskaźnikami wprowadzanymi przez zarządy firm (np. w Biedronce to tzw. wskaźnik produktywności, który jest wartością uzyskanego przez daną placówkę obrotu dziennego netto podzieloną przez ilość przepracowanych godzin w danym dniu. W zeszłym roku wymagana minimalna wartość tego wskaźnika wynosiła 409 jednostek, w tym roku norma wzrosła do 450). Można ją również z całą pewnością zmierzyć badając poziom stresu, o którym wspomniały bez wyjątku wszystkie pracownice, z którymi miałam sposobność rozmawiać.
To, że swoją pracę postrzegają one jako bardzo ciężką, oraz mają wrażenie ogromnej presji psychicznej wywieranej przez przełożonych, wynika przede wszystkim z dwóch czynników – „wszyscy robią wszystko” (nie jest tak, że sprzedawczyni może wziąć oddech, bo, jeśli chwilowo nie ma klientów na dziale serowym, na pewno gdzieś indziej coś się dla niej znajdzie do roboty) oraz pracuje o wiele mniej pracowników niż w poprzednich latach przy przybywającej liczbie placówek. Szacuje się, że w Tesco zatrudnionych jest o 1/3 mniej osób niż w roku ubiegłym (sieć powiększyła się w tym czasie o 25 nowych lokalizacji). Wydaje się, że firma wypracowała skuteczny sposób na taki spadek zatrudnienia. Pracodawca zdaje sobie sprawę, że trudno byłoby mu obronić zasadność wypowiedzenia dyscyplinarnego, jeśli pracownik/pracownica dopuszcza się jakiegoś drobnego uchybienia. Jeśli zatem dochodzi do takich sytuacji zatrudnioną osobę straszy się „dyscyplinarką” i przedstawią łagodniejszą i „bardziej ugodową” wersję – wypowiedzenie za porozumieniem stron. Pracownicy godzą się na wariant drugi.
Ekologiczni ściemniacze
Kryzys ekonomiczny w super- i hipermarketach uwidocznił się zwiększeniem kosztów wynajmu powierzchni sklepowych, gdzie czynsz jest płacony w euro – z powodu słabej złotówki (zatem dotyczy to tylko tych sieci, które wynajmują nieruchomości pod swoją działalność i płacą w unijnej walucie) oraz 30proc. wzrostem cen energii elektrycznej. Jednak nawet na pozornych stratach można wiele ugrać...
Zdecydowanie wzrost kosztów energii wymagał przyjęcia nowych rozwiązań. Firma Tesco podeszła do sprawy profesjonalnie – zmniejszyła swoje rachunki za prąd poprzez kilka sposobów: zmianę systemu ogrzewania z elektrycznego na gazowe, wymianę oświetlenia na energooszczędne oraz instalację pokryw na meblach chłodniczo-mrożących, w kilku sklepach poprzez wykorzystanie alternatywnych źródeł energii: paneli słonecznych, wiatraków. Tym samym sieć została uznana za „biznes społecznie odpowiedzialny”. O osiągnięciach tej firmy w kategorii „ochrony środowiska” możemy przeczytać w raporcie „Odpowiedzialny biznes w Polsce w 2008 roku. Dobre praktyki” (Forum Odpowiedzialnego Biznesu, nazwa projektu: „Strategia ograniczania wpływu na środowisko”) (na marginesie – jest to bardzo ciekawe zjawisko, ponieważ tysiącom emerytów i rencistów, uporczywie nie zapalających światła ze względu na wzrost kosztów prądu oraz marną zasobność portfela jakoś nikt nie przyznaje tytułu wzorowych ekologów). Przedstawicielom Tesco umknęła jednak w wywiadach kolejna, masowo stosowana metoda oszczędności na energii elektrycznej – zmniejszanie ilości zapalonych świateł, podczas nocnych zmian. Jest to szczególnie istotne z tego względu, że praca w magazynie najczęściej odbywa w nocy (system tzw. „towarowania nocnego”). Jedna ze związkowczyń w Tesco wspomina, że w placówkach sieci każdej nocy część oświetlenia gasi się o 21.55, następne światła gasną między 23 a 24 w nocy. Pozostaje co trzeci rząd oświetlenia. Pracownicy pracują ekologicznie, w półmroku.
Strategie antykryzysowe, wprowadzane przez zarządy firm, zawierają szereg innych rozwiązań, obniżających standardy pracy zatrudnionych. Pracodawcy prawdopodobnie liczą, że pracownice nie zajrzą do branżowych analiz ekonomicznych, nie przyjrzą się obrotom firmy, kwotom wydanym na tegoroczne inwestycje.
Związek zawodowy to nie tylko narzekanie
Niektóre reprezentacje załóg potrafią się jednak przyjrzeć sytuacji i podjąć działania. Jako przykład może posłużyć związek zawodowy Sierpień 80' działający w sieci Tesco. Jest on inicjatorem niedawnych protestów, w kilku miastach w Polsce. Zaangażowane w działalność związkową kobiety znają swoje prawa, korespondują z PIP, mają wypracowane strategie działania w sytuacji braku reakcji ze strony pracodawcy (np. urlopy na żądanie jako forma oporu). Po kolejnych akcjach związku wiele pracownic i pracowników deklaruje chęć wstąpienia do organizacji. Oczywiście, trudno spekulować, czy pracownikom uda się ostatecznie wynegocjować wprowadzenie w życie swoich postulatów (rozmowy trwają od lutego br.). Z pewnością jednak pracodawca czuje za plecami oddech mediów.
Część związków ogranicza się jednak tylko do wiecznego narzekania i stwierdzenia, że nie da się nic zrobić, dopóki pracodawcy nie przekonają się do przestrzegania prawa i standardów pracy. Takie podejście z pewnością sprzyja kryzysowi, ale temu, związanemu z kryzysem praw pracowniczych.
Artykuł ten ukaże się w najnowszym 23 numerze Biuletynu IP. Jest zbiorem refleksji ze spotkania przedstawicielek związków zawodowych i organizacji pozarządowych w ramach projektu „Ochrona praw pracowniczych osób zatrudnionych w super- i hipermarketach w Polsce z perspektywy równouprawnienia płci”, koordynowanego przez Koalicję Karat. W artykule wykorzystałam fragmenty artykułu „Warunki pracy i respektowanie praw pracowniczych kobiet zatrudnionych w sklepach wielkopowierzchniowych w obliczu kryzysu ekonomicznego”, który w całości jest do pobrania na stronie http://www.karat.org/karat,8,20,pl.html.
Przypisy:
[1] „Art. 52. § 1. Pracodawca może rozwiązać umowę o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika w przypadku (…) 2) popełnienia przez pracownika w czasie trwania umowy o pracę przestępstwa, które uniemożliwia dalsze zatrudnianie go na zajmowanym stanowisku, jeżeli przestępstwo jest oczywiste lub zostało stwierdzone prawomocnym wyrokiem.”
[2] Informacje z tego akapitu oraz wszystkie cytaty pochodzą z: „Raport z podglądania”, Aleksandra Lewińska, Krzysztof Aładowicz, Gazeta Wyborcza, 21.10.2009
[3] „Wartość handlu detalicznego wzrośnie w tym roku o prawie 4 proc.”, portalspozywczy.pl, 04.08.2009
[4] „250 supermarketów ruszy w tym roku”, Gazeta Prawna, 30.01.2009
[5] Łukasz Stępniak „Wywiad z prezesem Tesco: Nie ma miejsca na wojnę cenową”, Gazeta Wyborcza, 10.07.2009
[6] „Właściciel sieci Biedronka zainwestuje nawet 1 mld zł w 2010 r.”, portalspozywczy.pl, 17.09.2009
[7] „Handel detaliczny artykułami spożywczymi w Polsce 2008. Analiza rynku i prognozy rozwoju na lata 2009-2011”, PMR, listopad 2008
[8] „Sprzedaż w polskich Biedronkach wzrosła w I półroczu o 33 proc.”, portalspozywczy.pl, 29.07.2009