Doświadczenie strajku Royal Mail w 2007 roku
- Dział: Strategie związkowe

Wspomniana modernizacja wiązała się przede wszystkim z zautomatyzowaniem procesów przyjmowania, transportowania, sortowania i doręczania przesyłek. Dzięki takiemu posunięciu firma i jej właściciel – rząd - uzyskałyby wystarczającą przyczynę wyrzucenia na bruk około 40.000 pracowników. Communication Workers' Union’s przeciwstawił się takim działaniom. Dodatkowo związek odrzucił również propozycję podwyżki wynagrodzeń o jedyne 2.5%, domagając się podwyżki, która zrekompensowałaby spowodowaną inflacją utratę wartości wynagrodzeń. Pracodawca uważał jednak, że istnieje potrzeba „redukcji kosztów”.
Czarę goryczy przelały też inne żądania szefów Royal Mail, wśród których wyliczyć można kilka. Pierwszy z nich to znany również nam postulat przedłużenie wieku aktywności zawodowej z 60 do 65 lat. Kolejny oznaczał zmianę systemu naliczania emerytur ze średniej dotyczącej całego okresu pracy w miejsce, bardziej korzystnego dla pracowników, polegającego na wyliczaniu wysokości emerytur ze średniej wysokości wynagrodzenia z ostatnich pięciu lat. Również ten postulat usłyszeć można w polskich mediach. Następny dotyczył wyłączenia nowych pracowników z planu benefitów od wypracowanego zysku, co miałoby istotny wpływ także na wysokość przyszłych emerytur. Jednak największy oddźwięk wywołały próby zmiany czasu pracy. Związkowców posądzano o stosowanie tzw. „hiszpańskich praktyk”, które są niczym innym, jak żądaniem utrzymania dotychczasowego zadaniowego czasu pracy oraz wypłacania wynagrodzeń za nadgodziny w sytuacji, kiedy w danym przypadku ilość dostarczonych przesyłek odbiegałaby od standardowej ich ilości. W praktyce oznaczałaby to tyle, że jeśli w konkretnym rejonie trzeba by było dostarczyć dwukrotnie więcej przesyłek niż zwykle, czas potrzebny do dostarczenia ponadnormatywnej ilości powinien zostać uznany za pracę w nadgodzinach. Postulaty te dotyczyły zmiany układu zbiorowego oraz ustalonych zwyczajowo praktyk. Nie powinno zatem dziwić, że pocztowcy, którzy nie dostali nic w zamian, poza niepewnością swoich miejsc pracy, w czerwcu 2007 ogłosili strajk. Warte zanotowania jest to, że w referendum strajkowym wzięło udział ponad 68% uprawnionych, z których 77% opowiedziało się za ogłoszeniem strajku.
Okres od lipca do października nie był nerwowy pomimo tego, że zorganizowano w tym czasie co najmniej trzy skoordynowane w całym kraju akcje protestacyjne. Pierwszą 12 i 13 lipca, kolejną 4 i 5 października i następną 8 i 9 października. Pocztowcy zdecydowali się na taką metodę, ponieważ nie przyniosły żadnego efektu rozpoczęte w sierpniu rozmowy pomiędzy sekretarzem CWU a delegacją zarządu Royal Mail. Wielu zdecydowało się na to, gdyż nie doczekali się wsparcia ze strony państwa (głównego udziałowca), Co więcej w październiku, pod koniec sporu zbiorowego, rząd próbował wymusić na pocztowcach dostosowanie się do pozycji pracodawcy, dążył do ukarania niepokornych związkowców oraz zastraszał ich, aby utrudnić wszelkie przyszłe inicjatywy tego typu. Badanie legalności strajku doprowadziły do zakazu przeprowadzeniu akcji planowanej na 12 października. Idąc za ciosem szefostwo wszczęło wiele postępowań dyscyplinarnych wobec pocztowców z Londynu i Liverpoolu, którzy nie wrócili do pracy 10 października. W wielu urzędach zarządzający rozpoczęli nagonkę również na tych, którzy uczestniczyli w akcji zgodnie ze wszystkimi wytycznymi brytyjskiego prawa. Efektem akcji było dostosowanie się do wielu postulatów strony pracodawcy. Miało to swoje przyczyny, które sprowadzały się do tego, że różne grupy pracowników miały różne interesy.
Jednym z problemów był outsourcing, który jest w Royal Mail powszechną praktyką. Polega on na korzystaniu z pracowników agencji pracy tymczasowej, co miało miejsce głównie latem, podczas okresu urlopowego oraz w trakcie dużego obciążenia pracą przed świętami i nowym rokiem. Pracownicy agencji są tak zwanymi „skoczkami”, tj. doręczają w rejonie, który jest stale obsługiwany przez znajdującego się w danym momencie na urlopie listonosza. Wszystko byłoby w porządku, gdyby na tym kończyło się zadanie pracowników agencji. Trudno wymagać od Royal Mail, aby zatrudniło ogromną rzeszę ludzi, tylko by zapewnić swoim pracownikom możliwość wykorzystania urlopu wypoczynkowego. Z drugiej strony patrząc należałoby się zastanowić dlaczego firma płaciła nawet 10 funtów za godzinę pracy pracownika agencji tymczasowej, kiedy etatowy pracownik Royal Mail otrzymywał około 8 funtów za tą samą pracę. W ten sposób firma traciła ogromne środki na opłacenie pracowników tymczasowych oraz na opłaty pobierane przez agencje pracy tymczasowej. Jakie były przyczyny zaistnienia takiego stanu rzeczy? Z pewnością należy powiedzieć, iż w 2007 roku, aby podkopać pozycję związków, pracownicy agencji pracy tymczasowej zostali wykorzystani jako łamistrajki.
Najczęściej łamistrajkami są imigranci, którzy mają problemy ze znalezieniem stałej pracy oraz osoby naznaczone jakimiś niepowodzeniami społecznymi lub osobistymi. Ta ostatnia grupa składa się w dużej mierze także z „rodowitych” obywateli Zjednoczonego Królestwa. W ten sposób starają się oni nie tylko utrzymać źródło utrzymania, ale przybliżyć szansę na uzyskanie stałego kontraktu. Spolegliwy pracownik może oczekiwać, iż zostanie dostrzeżony i otrzyma długoterminowy lub stały, rozbudowany o wiele socjalnych dodatków, kontrakt. Jeśli idzie o Royal Mail warte wspomnienia jest także to, że w początkowej fazie strajku, udział w nim wzięli przede wszystkim członkowie CWU, ale potem dołączyło do nich wielu członków pozostałych organizacji związkowców, w tym także tych zrzeszonych w Trades Union Congress.
W Zjednoczonym Królestwie dość łatwo zostać łamistrajkiem. Największe szanse dotyczą przedsiębiorstw publicznych, ale nie jest to rzadka rzecz w prywatnych firmach. W przypadku Royal Mail rolę tą odegrali przede wszystkim pracownicy agencji pracy tymczasowej i odgrywają taką rolę także w prywatnych firmach, w których organizacja związkowa postanowiła wejść w spór zbiorowy, aby potem rozpocząć strajk. Mimo ważkości postulatów walczących związkowców, nie dotarły do mnie żadne informacje, aby w opisywanym przypadku, jakikolwiek łamistrajk spotkał się z represjami ze strony współpracowników, a przecież w historii zdarzały się na tym punkcie akty przemocy z zabójstwami włącznie. Właśnie w tym aspekcie interesujące jest to, że związkowcy nauczyli się tolerować ich obecność, a swoją postawę uzasadniają tym, że ktoś musi wykonać pracę, której oni nie wykonają strajkujący w trakcie trwania strajku. Tym samym po powrocie nie są zmuszani do wykonania dodatkowych prac i nie muszą przejmować się nagromadzonymi obowiązkami i spokojnie przystępują do rutynowych zajęć. Takie ugodowe stanowisko związkowców może wynikać z wielu przyczyn. Ma ono bez wątpienia walor wychowawczy, ponieważ nie dochodzi do bezpośredniej konfrontacji dwóch grup pracowników i daje korzyć stałym strajkującym pracownikom, którą wymieniłem powyżej. Ma to jednak swoje zalety tylko w przypadku krótkich, efemerycznych strajków.
Należy jednak przypomnieć historycznie pierwotną rolę jaka przypadła łamistrajkom. Początkowo sprowadzała się ona do pacyfikowania ruchu robotniczego. Zadaniem łamistrajka jest podważanie pozycji strajkujących poprzez zastapienie ich miejsca w procesie produkcji. W ten sposób postulaty strajkujących tracą na znaczeniu, ponieważ strajkujący nie mają już wpływu na to czy praca w zakładzie zostanie zatrzymana. Łamistrajk zostaje więc wykorzystany jako narzędzie wyzysku. Poprzez jednoznaczne postawienie sprawy: „Albo się dostosowujesz i zachowujesz pracę, albo strajkujesz, ale tutaj musisz się liczyć z tym, że na twoje miejsce znajdzie się kilku innych pokornych pracowników”, strajkujący traci wpływ także na swoje życie. W krótkich, epizodycznych akcjach protestacyjne interesy strajkujących i łamistrajków można połączyć, choć nie zawsze ma to miejsce. Jednak strategia przyzwalająca na podejmowanie pracy przez łamistrajków, nie może mieć zastosowania, jeśli idzie o realizację ważnych postulatów podczas długotrwałego strajku generalnego.
Aby zapobiec rozbieżności interesów jednej i drugiej grupy, sensowne wydaje się przyjęcie strategii skandynawskich organizacji związkowych, które sukcesywnie włączają w swoje szeregi rzesze tymczasowych pracowników, emigrantów a nawet pracujących na czarno. Paradoksalnie ta ostatnia sytuacja ma o tyle znaczenie, iż pozwala dokonać rozeznania, ile osób znajduje się w szarej strefie i w ten sposób zaniża stawki płacowe otwierając przed pracodawcami wszelkie furtki związane z wyzyskiem. Daje to związkom silną kartę przetargową w rozmowach z pracodawcami, którzy uchylają się od respektowania prawa pracy. Taką strategię powinny przyjąć także związki w Polsce, ale musi się to wiązać z przyjęciem mniej ugodowej postawy. Jeśli wyciągniemy wiedzy z tej lekcji, wszystkie działania mające na celu obronę interesów pracowniczych będą kończyć się porażką, jak w przypadku strajku w Royal Mail, ponieważ od zakończenia wspomnianej akcji protestacyjnej kierownictwo sukcesywnie przeprowadza modernizację.
Mateusz Żuk
Komisja Zakładowa IP przy JAR Gdańsk