Bielsko-Biała: Królestwo (nie) z tego świata
- Dział: Walki pracownicze
Nie pierwszy raz okazuje się, że osobowości „władnych” i „podwładnych” nie tylko nie oscylują wokół tych samych typów znaczeń słownych (i prawnych), lecz także nie mówią tym samym językiem. Jeśli ktoś postanowił sobie, iż wszędzie widzi białe (nawiązując symbolicznie do szpitalnej „stylistyki”), trudno przekonać go, że wtapia się raczej w tło rodem z PRL-owskiejczarnej komedii.
Kłopoty z rachunkami
Początek roku 2008 przyniósł spór pomiędzy związkowcami - członkami OZZ Inicjatywa Pracownicza a ówczesną dyrekcją szpitala psychiatrycznego w Bielsku-Białej. Zasadnicza rozbieżność zdań między obecnym dyrektorem Józefem Kulińskim a OZZ IP dotyczy... znajomości rachunków. Innego typu problemy powoli znajdują pomyślny dla pracowników epilog, choć trzeba było prawa, by dojść sprawiedliwości.
Wedle dyrektora postulat związkowców (podwyżka o 400 zł netto dla każdego z pracowników placówki) został zrealizowany. Inicjatywa Pracownicza szybko odkryła, iż do podwyżki wliczono regulaminową premię, przyznawaną obligatoryjnie. Skutkiem tego jest zwykłe przesunięcie w ramach zasadniczych poborów, a nie rzeczywista podwyżka o 400 zł. P. Kuliński przyznał z czasem rację Komisji Zakładowej IP, co nie znaczy, iż rozbieżności w wyliczeniach zostały tym samym zażegnane. W interpretacji dyrektora wszystko było w porządku, toteż oczekiwał on zakończenia akcji strajkowej.
Związkowcy trwali przy swoim, toteż zwierzchnik nagle zmienił zdanie. W piśmie, skierowanym z początkiem marca br. do szpitalnej KZ OZZ IP, przyznał, iż jednak nie wszyscy z pracowników otrzymali uzgodnioną kwotę 400 zł, jako podwyżkę. Przedstawił przy tym kolejne własne wyliczenia. Problem w tym, iż nadal nie pokrywają się one z wyliczeniami Inicjatywy Pracowniczej. Dowodzi to tezy, że pełnienie funkcji dyrektora nie obliguje wcale w Polsce do znajomości podstaw algebry. Za to geometrię kadra wykuwała solidnie, skoro nie tylko w teorii, ale też praktycznie realizuje kwadraturę koła.
Jak nie matematyką, to sposobem
W czasie trwania sporu zbiorowego w szpitalu, pracodawca usiłował wyraźnie poróżnić pracowników, przyznając podwyżki jedynie wybranym grupom zawodowym. Były one wręcz wyższe od tych, które postulowała Inicjatywa Pracownicza.
Tym samym złamano, będący częścią Prawa Pracy, Regulamin Wynagradzania. Związek taki sposób załatwienia sprawy oprotestował, uznając decyzję pracodawcy za nierówne traktowanie personelu placówki pod względem wynagradzania. Sojusznikiem IP okazała się tu Państwowa Inspekcja Pracy, przyznając rację Komisji Zakładowej.
Odpowiedzią dyrekcji jest żądanie, by OZZ IP zgodziła się na zmianę zaszeregowania wynagrodzeń. Nie da się tego odczytać inaczej, niż jako próby wciągnięcia KZ IP w usankcjonowanie przez związek nieprawidłowości, związanych z dyskryminacją płacową. Działacze OZZ IP nie mają niczego przeciw zmianom, o ile... płace całości personelu wzrosną o realne 400 zł. Równocześnie zaznaczają, że zmiany w zaszeregowaniach muszą być proporcjonalne do wzrostu wynagrodzeń wszystkich pracowników, by zapobiec dalszej dyskryminacji pod względem płacowym.
Gdzie tu kabaret? ...
...mają prawo spytać czytelnicy. Jeszcze chwilę i wszyscy się go doczekamy.
Otóż 21. marca br. Rada Społeczna Specjalistycznego Psychiatrycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Bielsku-Białej, złożona z radnych powiatu bielskiego, wystosowała oficjalne pismo (które przybrało szczytną formę „małego donosu”) do władz krajowych Inicjatywy Pracowniczej,
Odkąd władzę w Polsce przejęła (by szybko ją utracić) II „Solidarność” od Bałtyku po Tatry słychać było głosy, iż „nowe” nie różni się od „starego”, bo związkowi bossowie nadal, jak w PRL, nie interesują się losem pracowników, że wchodzą w konszachty (biznesowe również) z pracodawcami, byle tylko nie stracić intratnych i bezpiecznych związkowych stołków. Wróciła też dawna praktyka podejmowania arbitralnych decyzji „w imieniu”, podejmowanych bez zgody (a niekiedy także bez konsultacji) ze związkowymi „dołami”.
Tymczasem Rada Społeczna SPZOZ w Bielsku-Białej ma pretensje o sytuację wręcz odwrotną. Jej członkowie skarżą się, iż KZ OZZ IP w placówce psychiatrycznej nie chce... działać wbrew prawu! Bo dokładnie tak by było, gdyby związkowcy przestali się przejmować swoim statutem i wiążącymi ich mandatami – tymczasem muszą (i chcą, co dziwi Radę Społeczną najbardziej) podczas podejmowania każdej z ważkich decyzji mieć poparcie całej organizacji związkowej zakładu pracy. Tak nawet w RP działa demokracja bezpośrednia, zwłaszcza tam, gdzie trwały ślad zostawił zmarły w ub. roku działacz i filozof społeczny z Krakowa – Rafał Górski, przyjaciel bielszczan.
Rada, reprezentowana przez p. Świeży-Sobel, nie omieszkała poinformować Komisji Krajowej o sytuacji panującej na terenie szpitala, opisując poczynania Komisji Zakładowej IP jako destabilizujące, niekonsekwentne (nielogiczne?) i zagrażające jedności klinicznego stadła. Powołała się w tym miejscu (a jakże!) na dobro pacjentów, którzy cierpią ponoć w skutek pogorszenia się ich komfortu. Rozbrajająca szczerość i trafność wypowiedzi pisemnej radnych ujmuje już od początku: „Rada Społeczna Specjalistycznego Psychiatrycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Bielsku-Białej pragnie wyrazić swoją dezaprobatę dla niezrozumiałych i destruktywnych działań, podejmowanych przez przedstawicieli Waszego Związku na terenie SPZOZ”. Rzewne łzy kręcą się w oku na taką niegodziwość, zaiste...
Radni skarżą się też związkowej „centrali” na brak zgody Komisji Zakładowej wobec zakończenia sporu zbiorowego. Brak zgody działaczy IP wynika, jak wspominałem, z matematycznych kłopotów dyrekcji placówki - póki nie zostaną poprawione błędne wyliczenia, związkowcy nie zmienią swojej postawy wobec pracodawcy. Na takie rozwiązanie Rada Społeczna PZOZ nie ma co liczyć, nawet wysyłając do Poznania kolejne skargi.
Naturalnie Rada przekonana jest, że roszczeniom pracowników już stało się zadość, gdyż jej wyliczenia (podobnie jak swoista szkoła algebry dyrekcji PZOZ) na to właśnie wskazują. Radni z trudem (o ile w ogóle) przyjmują do wiadomości argumenty strony przeciwnej. Stwierdzają ponadto, z ogromnym - jak mniemam - żalem, iż nikt nie chce z nimi rozmawiać, nie mówiąc już o podejmowaniu „rozsądnych” (czyt. zgodnych z ich intencjami) decyzji. Do pasji (nie-twórczej) doprowadza radnych społecznych fakt, że nikogo ze związkowców nie udaje im się przekonać (czy jak kto chce zinterpretować - przekupić), a solidarność personelu przypomina nie tylko solidny mur, ale (miejmy nadzieję) wręcz taran. Władców tego „mini-wszechświata” nurtuje zapewne fakt, iż systemowi nakazowemu związek twardo przeciwstawia wspomnianą już zasadę demokracji bezpośredniej (uczestniczącej), jaka od początku działalności IP w placówce gwarantowała jej członkom współdecyzyjność i równość wobec ewentualnych postanowień. Radni wolą to określać na swój sposób, krytykując czy wręcz wyśmiewając „maluczkich”: „Naszym zdaniem brak gotowości do dialogu ze strony Komisji Zakładowej nie sprzyja konstruktywnej dyskusji i rozwiązaniu problemu z korzyścią dla pracowników i pacjentów SPZOZ”.
Być może „konstruktywna” kombinacja cech podobnych charakterów winna mieć do czynienia raczej z ciężkim sprzętem budowlanym, a nie z ludźmi - obdarzonymi wszak własnymi myślami, poglądami, emocjami... Z którymi na dodatek trzeba (cóż za zgroza!) - rozmawiać....
OZZ IP nie należy do związkowych potentatów, jego działacze słyną jednak z konsekwentnego przestrzegania interesów pracowniczych i bezkompromisowości wobec wszelkich prób „pozakulisowych” działań pracodawców.
Lider bielskiej Inicjatywy Pracowniczej - Andrzej Kliś - tak widzi paradoksalną sytuację: Radnym nie podoba się zasada demokracji bezpośredniej w związku. Pismo skierowane do władz krajowych Inicjatywy Pracowniczej, to tak naprawdę dyplom uznania za całokształt działań podbeskidzkiej komisji, co jest dla nas swoistą nagrodą. Zaznaczyć należy, iż intencje Rady były cokolwiek inne.
Wydawałoby się, że monopol na polityczny kabaret absurdu posiadają w Polsce dwaj dalecy Podbeskidziu politycy. Pierwszy rozbawia działaniami, drugi - mało wyrafinowanym szczuciem. Po „przedobrzeniu” obaj osiągnęli podobny efekt - niewiarygodność społeczną.
W osobach bielskich powiatowych radnych obaj znaleźli godnych następców. Trudno bowiem nie odnaleźć w ich piśmie analogii do czasów podobno minionych - w PRL także ówcześni związkowcy i dyrektorzy skarżyli się do KC na niesfornych, bo wierzących prawu, kolegów czy zwykłych robotników. Rzecz w tym, że Inicjatywa Pracownicza swego Komitetu Centralnego nie posiada a głos „dołów” pracowniczych traktuje bardzo serio.
Głosem rozsądku niechaj będzie w tym miejscu (i w tej sprawie) wypowiedź znanego działacza związkowego, współzałożyciela i przewodniczącego Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień 80”, Bogusława Ziętka, który stwierdził: Radnym, którzy skarżą się na działalność organizacji związkowej, umknęło, że związki zawodowe są organizacjami niezależnymi od pracodawców i nacisków innych organów. Ich rolą nie jest powodowanie dobrego samopoczucia pracodawców i władzy, lecz skuteczna i konsekwentna walka o interesy pracowników, w tym, tak jak w przypadku SPZOZ w Bielsku-Białej, realne a nie wirtualne podwyżki płac dla pracowników. Zamiast pisać głupoty - powinni zrozumieć, że nie da się manipulacjami i „donosikami” rozwiązać rzeczywistych problemów pracowniczych, które podnosi organizacja związkowa. Skoro konflikt w SPZOZ trwa kilka lat, to bez wątpienia należy się zastanowić, czy osoba będąca stroną tego sporu zrobiła wszystko, aby go zażegnać, czy wprost przeciwnie - zrobiono tylko tyle, aby zamiast jego rozwiązania, rozprawić się z tymi, którzy konsekwentnie mówią o istniejących problemach.
Zamiast epilogu
W kraju, którego względna stabilność jest solą w oku Zachodu - na Białorusi, istnieje podobny bielskiemu zakład, zwany „Navinki”. Wzięło odeń zresztą nazwę mocno prześmiewcze pismo, które raz ekipa Łukaszenki zawiesza, innym razem odwiesza, bo zupełnie w myśl idei liberalnej woli karać opornych grzywnami, niźli karmić ich jako więźniów. Politycznych w dodatku, co spowoduje kolejną wrzawę w „wolnym świecie”.
W tychże „Navinkach” goszczono kiedyś znanego stołecznego barda, którego prezydent niespecjalnie kochał. Toteż, gdy zjawił się jako pacjent, jakiś wysoki mieński aparatczyk-karierowicz postanowił podlizać się Bat’ce i zadzwonił raniutko z ministerialnego telefonu do dyrektora szpitala. W niby-prywatnej rozmowie „poprosił”, by wobec pieśniarza zastosować nieco ostrzejszy rygor, a najlepiej przywiązać pasami do łóżka i bez telefonu – absolutnie z lecznicy nie wypuszczać.
Dyrektor psychiatrą nie był, tylko ekonomistą (Białoruś powoli także się reformuje, tylko nie pod dyktando), toteż jako fachowca - wezwał do siebie ordynatora. Gdy przekazał mu polecenie „góry” - w lekarza jakby bies wstąpił. Nie jeden nawet, a wiele. Nikt, poza żoną (panią prokurator w kwiecie wieku, odznaczoną nie na darmo kilku „Leninami”) aż tak na dyrektora jeszcze nie krzyczał. Psychiatra wyjaśnił swemu szefowi, że między szpitalem a więzieniem jest od kilkunastu lat różnica, że nikogo bez potrzeby krępować nie zamierza a tym bardziej nie uczyni tego na polecenie upolitycznionego biurokraty.
Było już po piętnastej, kiedy to w całych - niemałych przecież - „Navinkach” tylko myszy, kilkoro pielęgniarzy i jedyny lekarz nad flaszką „Briestskaj” - gdy zadzwonił telefon w dyżurce. Młody psychiatra zrozumiał tylko, iż dzwoni dyrektor jakiegoś departamentu i przeprasza za zamieszanie, bo przecież źle go zrozumiano - on barda szanuje, a raz nawet był na jego koncercie...
Dopiero kilka dni później młody lekarz usłyszał od kogoś, co wcześniej było grane i kto sięgnął po raz drugi po telefon. Psychiatra wzruszył tylko ramionami, odkręcił flaszkę „dyżurnej” wódki i bez zbytnich analiz odpłynął w swój rodzaj wolności. „I kto tu bardziej zdemoralizowany - pomyślał, nim usnął - ja, bo piję w pracy, dyrektor - bo się pietra byle biurokraty czy taki niby-polityk, co boi się nie przełożonego a słów prawdy o porządku, jaki tworzy?“
Za: www.infopol.lt