Wilczy bilet za strajk
- Dział: Walki pracownicze
Mija już ponad 3 miesiące od dyscyplinarnego zwolnienia z pracy 24 spośród 29 strajkujących pracownic i pracowników Chung Hong w specjalnej strefie ekonomicznej pod Wrocławiem (części Tarnobrzeskiej SSE), a to oznacza 2 miesiąca bez środków do życia. Po dwóch tygodniach strajku pracodawca nielegalnie (w świetle polskiego prawa) zastosował lokaut, tym samym zdeptał jedną z podstawowych wolności wywalczonych przez ruchy robotnicze.
W mediach głównego nurtu można było przeczytać, że protest pracowników w Chung Hong odbył się przeciwko dyscyplinarnemu zwolnieniu związkowca Inicjatywy Pracowniczej (IP). Niewątpliwie było to iskrą zapalną strajku, lecz nie głównym motywem odmowy pracy w fabryce. Wcześniej, na zakładzie od 2 miesięcy trwał spór zbiorowy, jak opowiada Beata: „Chcieliśmy, żeby u nas sytuacja się poprawiał, związek chciał podwyżek, bo ich nie było już 3 lata, żeby wrócił fundusz socjalny, ale zakład się nie zgadzał na żadne ustępstwa. I zostali powiadomieni, że jeśli będzie tak dalej, to będzie strajk. Próbowaliśmy robić referendum, ale uniemożliwili je nam i musieliśmy je robić jeszcze raz, już nie na hali, ale w autobusach. W tym czasie zwolnili nam właśnie związkowca. No i wyszliśmy na strajk.” Agnieszka zauważa jeszcze szerszy problem: „Co z tego ze te strefy dla nas otworzyli i dali możliwość pracy, ale co to za praca? Przyjeżdżasz do domu i nie masz ochoty na nic, jesteś wykończona tym systemem. Ta praca, którą nam proponuje rząd w Polsce, jakie nam warunki stwarzają, to nie jest godne żeby żyć”.ii
Strajk rozpoczął się 28 czerwca, kiedy 15 osób ze zmiany popołudniowej odmówiło pracy. Jola (przewodnicząca komisji zakładowej IP) jako pierwsza zatrzymała linię produkcyjną, wstała i odeszła od pracy, mówiąc swojemu przełożonemu: „nie wracam do pracy, to jest strajk”. Łącznie strajkowało 29 osób (ze zmiany porannej i popołudniowej), w zdecydowanej większości kobiety. Agnieszka zwraca uwagę, że miała mieszane uczucia, jeśli chodzi o strajk: „Czasami wydawało mi się, że tego chcę, a czasami, że tego nie chcę, bo bałam się ze mnie zwolnią. Bo to, co pokazał pracodawca to było za dużo, na przykład wrzucił naszego kolegę z autobusu pracowniczego za to, że przeprowadzał referendum strajkowe. Ludzie bardzo się tym zestresowali. Poza tym na strefie zorganizowana była pikieta, dla nas, ale pracodawca nie chciał nas wypuścić z autobusu. Jak pracodawca może nam narzucać co my mamy robić w czasie wolnym? To przeszło samo siebie, i to chyba mnie najbardziej skłoniło do tego, żeby wyjść na strajk. Już powiedziałam dość tego, tak nie może być”. Pierwszego dnia zarząd firmy próbował zmusić strajkujących do podpisania zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy a następnie kazał opuścić teren zakładu. Kiedy pracownicy odmówili, pracodawca wezwał policję i posiłki firmy ochroniarskiej. Strajkujących zamknięto w kantynie, gdzie byli przetrzymani (pod dozorem ochrony) aż do końca zmiany, po czym zostali odwiezieni do domu osobnym transportem. Następne dni strajku spędzili na dziedzińcu fabryki, odcięci od reszty załogi. Pracodawca nie wpuszczał ich do środka, (wejścia pilnowała grupa ochroniarzy) nie mogli zatem korzystać z toalet, więc swoje potrzeby załatwiali za kontenerami ze śmieciami. Nie mieli też dostępu do wody, choć na dworze panował ponad 30 stopniowy upał (wodę donosili im robotnicy z pobliskiej budowy). Jak opowiada Tadeusz: „Nie pozwoliłem sobie na to, żeby zostać [na hali], każdy człowiek ma jakieś granice upodlenia i ja już nie mogłem na to pozwalać. Wydawało mi się, że wychodząc do strajku uda nam się coś zmienić, że inni pracownicy zobaczą i się przyłączą a potem inne zakłady, ale tak się nie stało.” Strajkującym nie udało się całkowicie sparaliżować produkcji. Dla tych, którzy od razu nie odstąpili od maszyn, zwołano zebranie, najpierw zastraszano ich zwolnieniami i likwidacją transportu do pracy, po czym kazano im podpisać oświadczenie, że nie przystąpią do strajku i ogłoszono, że w najbliższą sobotę odbędzie się dla nich piknik. Pracownicy i pracownice zostały poinformowane, że będą musiały pracować jeszcze ciężej, bo ich kolegom i koleżankom „zachciało się strajkować”. Jeszcze podczas trwania strajku pracodawca podwyższył pensje dla tej części załogi, która nie przystąpiła do strajku (o ok. 200 zł plus dodatki w postaci dość wysokich premii stażowo-frekwencyjnych), czyli wprowadził to, o co m.in. walczyli związkowcy IP podczas sporu zbiorowego. Większość osób, która kontynuowała pracę stanowiły kobiety zatrudnione na umowy na czas określony lub przez agencję pracy tymczasowej, część z nich po 50 r.ż. W rozmowie ze starszymi pracownicami Chung Hong jedna z nich powiedziała: „My stare nie możemy fikać, bo na wywalą i już nie przyjmą, a trzeba jakoś do emerytury przetrwać. Mi teraz przyszło wyliczenie, że mam 697 zł emerytury. To jak ja mam za to przeżyć?”. Tuż po lokaucie, LG Electronics (zleceniodawca Chung Hong) przysłał do fabryki swoich pracowników, by zastąpili zwolnionych. Tylko 4 osoby (objęte ochroną związkową) mogły wrócić po strajku do pracy. Jednak po kilku dniach, żeby całkowicie wytłumić protest, pracodawca wysłał ich na przymusowy urlop – tzw. zwolnienie ze świadczenia pracy za wynagrodzeniem, i ogłosił rekrutacje przez agencje pracy tymczasowej na 15 operatorów linii produkcyjnej. Jak podsumowuje Jola: „Strajk był legalny, dopełniliśmy wszystkich etapów sporu zbiorowego, a pracodawca uważa, że był nielegalny, bo nie poinformowaliśmy go o strajku 5 dni wcześniej. Ale my podjęliśmy strajk natychmiast dlatego, że zwolnił członka komisji zakładowej, a w według prawa nie mógł tego zrobić”. Strajk został zawieszony, ale związek zawodowy jest nadal formalnie w sporze zbiorowym z zarządem firmy, pracodawca nie chce jednak wznowić negocjacji.
Zbyszek: „Jesteś zwykłym narzędziem, jest potrzeba to cie biorą, a jak już nie ma, to odstawiają cię do kąta”
Do strajku przystąpili w większości młodzi pracownicy i pracownice, którzy mieli już jednak długoletnie doświadczenia na produkcji. Spośród zwolnionych niemal wszyscy mają na utrzymaniu rodziny, część kobiet samodzielnie wychowuje dzieci, a pensja z Chung Hong była dla nich jedynym lub największym źródłem dochodu. Zofia mieszka w Nowej Rudzie z mężem i dwójką dzieci – dorastającym synem i córką. Przed urodzeniem dzieci pracowała, jak wiele kobiet z Rudy, w DIORze. Zakład w połowie lat 90. zlikwidowano, potem miała już tylko prace dorywcze, opowiada, że wtedy znalezienie pracy to było jak wygrana w totolotka. „A teraz jak ma się dyscyplinarke to wiadomo, przez 180 dni nie otrzyma się zasiłku dla bezrobotnych. No straciliśmy pracę, straciliśmy dochód, jest nam bardzo ciężko. Mąż pracuje, ale bardzo mało zarabia, 1000 zł, reszta idzie na spłatę kredytu, a same rachunki za prąd i wodę to ponad 500 zł. Poskładałam podania po różnych zakładach, zresztą jak wszyscy zwolnieni. Myśleliśmy, że może szybciej znajdziemy pracę, ale niestety na dzień dzisiejszy nic”. W lipcu br w powiecie kłodzkim, gdzie leży Nowa Ruda, stopa bezrobocia wyniosła 24% (w powiecie wałbrzyskim prawie 19%), na jedną ofertę pracy przypadało prawie 100 bezrobotnych. W Nowej Rudzie ponad 57% bezrobotnych to kobiety. Wśród zwolnionych jedynie kilku osobom do tej pory udało się znaleźć nową pracę, część osób wyjechała do pracy za granicą. Daria zanim zatrudniła się w fabryce, nie miała stałej pracy, miała umowy na kilka miesięcy: „albo zakład padał, albo umowa mi się kończyła i zostałam zwalniana”. Wychowuje razem z mężem córkę, mieszkają w małej miejscowości pod Nową Rudą. Kilka lat temu wzięli kredyt na remont mieszkania, kredyt był ubezpieczony, ale nie od dyscyplinarnego zwolnienia. „Byłam bardzo dobrym i docenianym pracownikiem, pracowałam tam 3,5 roku. Kiedy dostałam zwolnienie, czułam się jakbym dostała w twarz, tak jakby pracodawca wyrzucił kawałek niepotrzebnego mu śmiecia, który mu przeszkadza bo wyszedł na strajk, bo zaczęłam się buntować i chciałam poprawy sytuacji na zakładzie.” Dodaje, że z takim wilczym biletem jest jej bardzo ciężko znaleźć pracę: „Ten straż pracy można powiedzieć poszedł w siną dal, bo nie mogę tego pokazać przed pracodawcą, bo mnie nie przyjmie”. Ewelina zanim przyjęła się do Chung Hong, pracowała w fabryce tekstyliów w Czechach, zarabiała tam 600 zł, z czego musiała sama opłacić dojazd do pracy. Pracowała na akord, nie mogła wyrobić się z zawyżonymi normami i sama zrezygnowała. Potem jakiś czas pracowała w barze na czarno. Po urodzeniu i odchowaniu dzieci poszła do pracy na strefę. Opowiada nam, że teraz zacznie nową pracę, dostała z urzędu pracy staż na 3 miesiące, za 800 zł będzie opiekowała się osobami starszymi i chorymi, „Teraz na chwilę będę miała dochód, ale nie wiem co stanie się potem, bo tam nie ma etatów”. Mówi, że trochę żywi się z działki i lasu, zbiera drewno na opał i owoce, ma swoje warzywa. Ula niedługo po strajku, została przyjęta do innej fabryki na strefie, przez agencje pracy tymczasowej za najniższą krajową. Kobiety mówią, że nie chcą wracać na strefę, bo wtedy „nie ma życia”, ale z drugiej strony znalezienie pracy na miejscu „graniczy z cudem”. Gosia opowiada, że niedawno były przyjęcia na produkcję we włoskiej fabryce plastykowych części wyposażenia AGD w Nowej Rudzie (która jest częścią Wałbrzyskiej SSE). „Doświadczenie na produkcji by się przydało, ale jakie ja świadectwo pracy przedstawię?”. Tadeusz mówi, że teraz jest na utrzymaniu brata, „Nie mam żadnych środków do życia, nie mogę liczyć na urząd pracy, nie mogę liczyć na opiekę społeczną” i dodaje, że ”dopóki człowiek pracuje, to jeszcze jest dla państwa widoczny, bo tak jak teraz nie pracujemy, nie płacimy podatków to nikt się nami nie przejmuje, nie istniejemy tak naprawdę”. Koszt strajku w przypadku zwolnionych pracowników to przede wszystkim utrata stabilizacji, (utrata umowy na czas nieokreślony – jaką miała zdecydowana większość strajkujących, utrata dochodu i niepewności znalezienia pracy) oraz wynikający z tego stres. Zwolnienie dyscyplinarne następuje z dnia na dzień, i niezależnie od tego czy jest ono bezprawne czy nie, pracownicy i związek zawodowy mają niewielkie pole manewru i żadnych formalnych narzędzi, by natychmiast zareagować.
Tadeusz: „Prawo jest dla pracodawcy nie dla pracownika”
Obecnie będą toczyły się rozprawy w sądzie pracy, zarząd Chung Hong zainwestował duże środki w wynajęcie drogiej firmy doradczej, specjalizującej się w prawie pracy (i w tzw. union busting, czyli „załatwianiu” związków zawodowych). Procesy w sprawie przywrócenia do pracy i odszkodowania dla zwolnionych rozpoczynają się w październiku, mogą trwać nawet rok. Przemocowe wytłumienie oporu i protest, przez zwolnienie dyscyplinarne, jest tym bardziej wyraźne na tle prawnej i ekonomicznej pozycji przedsiębiorstwa. Z jednej strony pracodawcy, korzystają na demontażu kodeksu pracy w Polsce, a przede wszystkim na wzrastającym uelastycznieniu warunków pracy, które realnie blokują procesy organizowania się pracowników. Z drugiej, czerpią przewagę z bardzo ogólnej i mglistej ustawy o związkach zawodowych, w ramach której nie ma rzeczywistych narzędzi nacisku na pracodawcę i uzyskiwania przez pracowników kontroli nad swoją pracą. Podobnie jest także z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, która nie daje skutecznej ochrony przed nadużyciami pracodawcy, ponadto utrudnia organizację strajku poprzez rozbudowaną i nie ujętą w ścisłe ramy czasowe procedurę rokowań i mediacji (co bardzo ogranicza siłę przetargową pracowników). Pracodawcy, w związku z przewagą finansową oraz w ramach sprzyjającej im legislacji (np. bardzo niskich kar za łamanie praw pracowniczych i wolności związkowych) są skłonni ryzykować nielegalny lokaut (i jego koszty), by wytłumić opór.
W przypadku Chung Hong, nierównowagę oporu pracowniczego wobec możliwości, jakie w Polsce mają pracodawcy, obrazuje również to, że żadna z instytucji państwowych nie może (i też nie chce) interweniować w dobre relacje z inwestorami w specjalnych strefach ekonomicznych. Strefy są przykładem zorientowanej na eksport industrializacji, głównie poprzez ściąganie zagranicznego kapitału za obietnicą wakacji podatkowych. Strefy – w swoim założeniu – miały odbudowywać lokalne rynki pracy i wyciągać regionalne gospodarki z zapaści. Kiedy jednak spojrzymy na nie pod kątem zatrudnienia, to widać, że ilości miejsc pracy tworzona w strefach stanowi niewielki ułamek całości: w 2010r. stanowiły one zaledwie 2,05% ogółu miejsc pracy w Polsce, a biorąc pod uwagę sam przemysł 7,73%.iii Dodatkowo, jak pokazuje przykład Chung Hong, praca w fabrykach strefowych jest wykańczająca, nisko-płatna, i słabo uzwiązkowiona, a zatrudnienie w nich jest niestabilne i w znacznej mierze opierające się na agencjach pracy tymczasowej. Dlatego, biorąc pod uwagę jakości miejsc pracy w strefach, a także historie lokautu w Chung Hong, tworzy się pytanie o społeczne zyski (a raczej koszty) funkcjonowania takiego biznesu: o to dlaczego państwo tak mocno angażuje się w ich rozwój depcząc po drodze prawa pracownicze i wolności związkowe.
Obecnie aż 48% wartości kapitału zagranicznego lokuje się w strefach, inwestycje w nich stanową prawie 60% ogółu inwestycji w sektorze prywatnym w gospodarce narodowej.iv W ramach oficjalnego dokumentu strefy są w następnych 3 latach: „praktycznie jedynym liczącym się instrumentem wsparcia nowych inwestycji. […] Konieczne jest zatem utrzymanie atrakcyjności specjalnych stref ekonomicznych tak, aby stanowiły realną zachętę do lokalizowania w Polsce dużych inwestycji, szczególnie w sektorach produkcyjnych”.v Na koniec 2010r. łączna wartość zwolnień z podatków CIT dla przedsiębiorstw operujących w sterach wyniosła 8 717,63 mln zł (jeśli doliczymy do tego wydatki poniesione przez gminy i zarządców stref na infrastrukturę strefową, to suma ta wzrasta o kolejne 4 689 mln zł). Dodatkowo spółki zarządzające strefami są także częściowo zwolnione z podatków. Agencja Rozwoju Przemysłu, która zarządza pod-strefą kobierzycką, w ramach tego mechanizmu, dostała do końca 2010r. pomoc publiczną w wysokości 56,27 mln zł (łączna suma zwolnień dla spółek zarządzających strefami wynosi obecnie 163,68 mln zł). Od 2007 r. do 2010 r. skumulowane zwolnienia podatkowe dla oddziałów ARP-u zarządzających strefami w Tarnobrzegu i Mielcu stanowiło, aż 88,6% ich skumulowanych wyników finansowych w tych samych latach (do 2010r. łączny zysk tych oddziałów to ponad 63,5 mln zł, a całej spółki 149 mln zł w 2011r.). ARP pierwotnie utworzona była jako Fundusz Zmian Strukturalnych w Przemyśle w 1987r., obecnie jest sprywatyzowaną agendą rządu, w której skarb państwa ma 100% udziałów. Działa głównie na polu restrukturyzacji przedsiębiorstw i zarządzania strefami (ściąganie kapitału do stref i negocjacje z inwestorami), skąd płyną główne zyski tej spółki. Niewątpliwie silnym atutem, jaki ARP może przedstawić swoim inwestorom, by zachęcić do lokowania biznesu w strefach, jest podporządkowana i posłuszna siła robocza.vi Nie dziwi zatem, że ARP pracując na rzecz „spokoju społecznego” (dla biznesu), zrzeka się odpowiedzialności za łamanie praw pracowniczych w strefach, które tworzy, mówiąc o tym, że kwestie relacji między pracownikami a pracodawcą nie leżą w jej zakresie.vii Innymi słowny, ochrona interesów pracowniczych jest z gruntu sprzeczna z interesami zarządców stref.
Ewa: „Po tych doświadczeniach nie odważyłabym się na następną akcję strajkową, ale jestem dumna z tego, że się postawiłam”
Podobnie jak biznes, tak też i państwo okazuje się bardziej represywne gdy, ci i te którzy/e mieli być podporządkowani stawiają opór. Na poziomie instytucjonalnym, kobietom i mężczyznom, którzy podnieśli głowę, zaraz przykłada się ją z powrotem do ziemi – mówiąc nam, że „tu nie da się nic zrobić”. Niskie pensje i marne lub nieistniejące zabezpieczenia socjalne, oraz brak osłony przed tak brutalnym działaniem pracodawcy wpisuje się w głębszy problem braku podstaw do życia i braku społecznej redystrybucji zysków z biznesu. Strefy, choć stanowią wycinek polskiej gospodarki, obrazują ogólniejszą tendencję: tzw. rozwoju poprzez wzrost gospodarczy bez poprawy jakości życia ludzi. Choć pracownicy strefowi świadczą na rzecz biznesu i państwa pracę (w postaci pracy zarobkowej, podatków i pracy opiekuńczej), tą są oni/e wykluczeni z decydowania o niej, a w sytuacji, gdy wobec tego stawiają opór spotyka ich odwet i pogorszenie sytuacji życiowej.
Historia strajku wyraźnie pokazuje, że lokaut nie dokonał się po dwóch tygodniach a został wdrożony natychmiast przez odcięcie strajkujących od reszty załogi. Patrząc jeszcze szerzej, prawo do zrzeszania się i protestu, choć formalnie nam przysługuje, jest nam w praktyce odbierane. Pozostaje zatem pytanie o inne metody organizowania się, walki i wsparcia.
[ważne: Wesprzyj Fundusz Strajkowy dla Chung Hong (zob. www.ozzip.pl/wsparcie). Think Tank Feministyczny we współpracy z Szum TV przygotowuje reportaż o pracy w specjalnych strefach ekonomicznych, który niedługo ukaże się na stronie: www.ekologiasztuka.pl/think.tank.feministyczny. ]
[Region wałbrzyski (z którego pochodzą pracownicy pod-strefy kobierzyckiej) w okresie transformacji przeszedł drastyczne zmiany. Po drugiej wojnie światowej w regionie odbywał się proces intensywnej industrializacji: prężnie rozwijał się przemysł wydobywczy (kopanie węgla kamiennego w Nowej Rudzie i Wałbrzychu), włókienniczy oraz tekstylny (produkcji sztucznego jedwabiu w Zakłady Przemysłu Jedwabniczego Nowar, oraz tkanin bawełnianych w zakładach Bieltex i Bielbaw w Bielawie i Dzierżoniwie). Do 1988 roku w przemyśle pracowało 120tys. ludzi, w tym 40% kobiet.1 Od 1991 roku można było obserwować powolny rozpad przemysłu. W 2000 wszystkie kopalnie w regionie zostały zamknięte, podobnie jak liczne fabryki tekstylne, ceramiczne (fabryka porcelany Książ i Krzysztof w Wałbrzychu) i elektromaszynowe (DIOR w Nowej Rudzie i Dzierżoniowie). Niektóre zakłady przechodziły proces prywatyzacji, który i tak kończył się ich upadłością. Likwidacja miejsc pracy w Przemyśle spowodowana była głównie zadłużeniem przedsiębiorstw oraz barkiem środków, by je spłacić (w związki z niskimi zyskami z produkcji i brakiem nowych inwestycji). Między 1988 a 2011 ogólna liczba zatrudnionych w sektorze przemysłu spadła o 58%, a w przypadku kobiet zatrudnienie zmniejszyło się aż o 68% (ogółem zlikwidowano 133263 miejsc pracy w regionie), co doprowadziło do utworzenie się ogromnej masy rezerwowej siły roboczej oraz relatywnie wysokiego odpływu ludności (o 7.5% - zarówno jako skutek migracji jak i niżu demograficznego). Obecnie w regionie stopa bezrobocia sięga 20% - ponad połowę bezrobotnych stanowią kobiety. Od 2000r. W regionie zaczęły rozwija się specjalne strefy ekonomiczne (wałbrzyska i kobierzycka jako odział tarnobrzeskiej SSE). Między 2004 a 2011 r. stopa bezrobocia spadła o 9,5% (z poziomu 29,5% w 2004 do poziomy 20% w 2011), jednak ten spadek nie był wyłącznie związany ze zwiększaniem się miejsc pracy na strefach, w tym samym czasie następował odpływ ludności w wieku produkcyjnym oraz rozwój supermarketów. Poza demontażem rynku pracy, w regionie następowało powolne wdrażanie neoliberalnych polityk dotyczących reorganizacji systemu opieki, obecnie zaledwie 38% dzieci poniżej 6 roku życia jest objętych opieką instytucjonalną, w przypadku dzieci do lat 3 tylko 3%.]
1Wszelkie dane w tej sekcji to obliczenia własne na podstawie Banku Danych lokalnych i roczników statystycznych województwa wałbrzyskiego.
iNiektóre imiona w tekście zostały zmienione.
Fabryka od kilku lat uelastyczniała warunki zatrudnienia i obniżała koszty pracy, coraz więcej osób było przyjmowanych na rocznych kontraktach za 1500 zł brutto lub przez agencję pracy tymczasowej. Towarzyszyła temu intensyfikacja pracy – redukowano etaty a zakres obowiązków przerzucano na pozostałych pracowników. W 2009 r. został zlikwidowany zakładowy fundusz świadczeń socjalnych. Dodatkowo nie było waloryzacji pensji, zawieszono dodatki stażowe i wprowadzono trzymiesięczny okres rozliczeniowy, co odebrało dodatki za pracę w godzinach nadliczbowych. W tym samym czasie Chung Hong budowało nową farbkę na strefie. Zob. raport Think Tanku Feministycznego o pracy w fabryce: „Zmęczone ciała i bezcenne produkty. Warunki pracy kobiet w specjalnej strefie ekonomicznej przemysłu elektronicznego”, 2012, http://www.ekologiasztuka.pl/think.tank.feministyczny/readarticle.php?article_id=461.
iiiObliczenia własne na podstawie raportu Ministerstwa Gospodarki, „Informacja o realizacji ustawy o specjalnych strefach ekonomicznych” z 2011r., oraz Banku Danych Lokalnych.
ivObliczenia własne na podstawie raportów Ministerstwa Gospodarki: „Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w latach 2001-2010 – ogólne tendencje” oraz „Informacja o realizacji ustawy o specjalnych strefach ekonomicznych” z 2011r. Wszelkie dane w tej sekcji artykułu pochodzą z tegoż raportu.
vTamże, s. 39.
viNie tylko ARP, ale także inni zarządcy stref na swoich stronach internetowych zachęcają inwestorów wysoką stopą bezrobocia w poszczególnych regionach.
Taką opinię związkowcy Inicjatywy Pracowniczej usłyszeli od rzeczniczki prasowej ARP-u, podczas blokady budynku tej instytucji 18 lipca 2012r. Zob. Film z okupacji ARP-u: http://www.ozzip.pl/serwis-informacyjny/mazowieckie/1440-film-z-okupcaji-agencji-rozwoju-przemysu.
Tekst autorstwa Małgorzaty Maciejewskiej, doktorantki Uniwersytetu Wrocławskiego, członkini Think Tanku Feministycznego i Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza, ukazał się w polskiej edycji pisma Le Monde Diplomatique