Budowa okiem operatora - wywiad z Tomaszem Klarkowskim
- Dział: Walki pracownicze

„Brygada cieśli przychodzi do mnie i mówi o tragicznym stanie toalety na budowie z nadzieją, że coś tu wskóram. Biorę telefon, kręcę film i w Internet. Stąd wiem, że kierownicy oglądają moje filmy? Bo dwa dni po takiej publikacji następuje czyszczenie sanitariatów” - mówi Tomasz Klarkowski, operator żurawia wieżowego, który kręci i publikuje filmy na YouTube o warunkach pracy na budowach.
Zobacz kanał Tomasza na Youtube: [LINK]
Wywiad ukazał się w 53 numerze Biuletynu Inicjatywy Pracowniczej.
Od okołu pół roku publikujesz filmy na YouTube poświęcone pracy operatorów żurawi wieżowych, które cieszą się dużą oglądalnością. Dlaczego zacząłeś to robić?
Tomasz Klarkowski: Od kilku lat jestem operatorem żurawia wieżowego. Po dwóch latach starań operatorów żurawi zrzeszonych w Inicjatywie Pracowniczej, w lutym bieżącego roku weszło w życie rozporządzenie w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy obsłudze żurawi wieżowych. Pierwszy film w ogóle by nie powstał, gdyby na budowach zapisy tego rozporządzenia były przestrzegane. W lipcu jak co roku nadeszły upały. Uprzedzałem o tym kierownictwo budowy i ono akurat przystało na moje argumenty, niestety reszta budów w Bydgoszczy pracowała. Operatorzy żurawi pogodzili się z tym, że gdy odmówią pracy w ciężkich warunkach, to zostaną zwolnieni, może zastąpi się ich Ukraińcami. Chciałem pokazać szerszej publice, warunki pracy w kabinie. O 9 rano było w niej ponad 40 stopni, aż telefon, którym wykonywałem nagranie, przestał działać. Podczas nagrania opowiadałem, że taka temperatura może prowadzić do omdleń operatora, co może skutkować wypadkami zagrażającymi innym pracownikom na budowie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że co roku dochodzi do kilkudziesięciu przypadków omdlenia operatorów w kabinach, które kończą się akcjami ratunkowymi. Film wynikał z wkurwienia, że nowe prawo miało polepszyć warunki naszej pracy, a wszyscy którzy są odpowiedzialni za jego przestrzeganie, nic nie robią i wciąż zarabiają na nas kokosy.
Czyli wprowadzenie nowego rozporządzenia nie zmieniło warunków pracy operatorów żurawi?
Gdy rok wcześniej, podczas prac nad rozporządzeniem, informowałem swojego zleceniodawcę o tym, żeby przygotowywał się na zmiany. Z nonszalancją stwierdził, że dostosuje się dopiero, gdy nowe prawo zostanie zatwierdzone. Rozporządzenie ogranicza dzień roboczy operatora do ośmiu godzin, a zbyt długi czas pracy to największy problem w naszym zawodzie. Ja akurat po wejściu w życie rozporządzenia w lutym pracowałem osiem godzin. Pracuję w Bydgoszczy i wiedziałem, że inni operatorzy w moim mieście jak i w reszcie kraju wciąż pracują po 10, 12 czy 16 godzin dziennie, czyli 250 – 300 godzin miesięcznie. Sam widziałem miesięczny raport z pracy operatora podpisany przez kierownictwo, który opiewa na 359 godzin. Firmy zajmujące się obsługą żurawi wieżowych miały czas do maja, aby wyposażyć je w urządzenia do pracy w wysokich letnich temperaturach. Oczywiście w maju klimatyzatory w kabinach były rzadkim wyjątkiem a nie regułą. Należy dodać, że powinny być to urządzenia zamontowane w kabinach o właściwej mocy. Wiemy, że właściciele żurawi i pośrednicy zatrudniający operatorów próbowali wpływać na zapisy rozporządzenia już na etapie jego przygotowywania, gdyż ich realizacja, jest dla nich problematyczna. Właściciele żurawi powinni je wyposażyć w dodatkowy sprzęt, a pośrednicy zorganizować dodatkowych operatorów, którzy zmienią tych pracujących zgodnie z przepisami. Obecnie mówią one, że operator powinien skończyć pracę po ośmiu godzinach, co oznacza, że budowa stanie albo zorganizuje zmiennika. Realia są takie, że żadna budowa w tym kraju nie pracuje „tylko” ośmiu godzin dziennie. Minimum to 10 godzin, ale normą jest praca po 12 i więcej godzin. O ile duże firmy budowlane podjęły próby dostosowania się do przepisów, to te małe nic nie zmieniły, choć zapisy rozporządzenia są jasne.
Rozmawiałem też z innymi operatorami o zmianach prawa. Nasz zawód jest specyficzny. Cały dzień spędzamy samemu w kabinie, ciężko odbyć wspólne spotkanie i porozmawiać. Wielu operatorów nie wierzyło, że coś może się zmienić. Przez lata przyzwyczaili się do braku perspektyw i katorżniczej pracy za niskie stawki. Ja ludziom mówiłem, że na naszej pracy zarabiają wszyscy – deweloper, główny wykonawca, podwykonawca, który dysponuje żurawiem i pośrednik, który zapewnia operatora. W tej piramidzie tylko operatorzy klepią biedę, a bez nich żadna duża budowa nie ruszy z miejsca. To my pracujemy najciężej, wytwarzamy najwięcej, ale zarabiamy najmniej. Sam pośrednik na pracy jednego operatora może miesięcznie zarobić nawet trzy tysiące złotych, a jego „praca” zwykle ogranicza się do wykonania kilku telefonów i wystawienia faktury. Operator zarobi na rękę w Polsce od 18 do 25 złotych na godzinę, przeważnie na umowie zlecenie i ze składkami od minimalnej krajowej, gdyż resztę płacy dostaje „pod stołem”. Równocześnie deweloperzy zarabiają miliony. Polska to kraj pośredników. System pośrednictwa powoduje, że biznes nie bierze za nic odpowiedzialności, a pracownicy żyją z dnia na dzień, nie mają oszczędności, więc muszą pracować gdziekolwiek i w jakichkolwiek warunkach. Nie wspomnę o problemach ze zdrowiem, tak że znajdziemy się na chorobowym. Operatorzy dają sobie wmówić, że nie mogą z niego korzystać. Zdarzają się więc przypadki, kiedy operator wchodzi na żurawia z raną szytą. Problemem jest znalezienie budowy, na której operator pracuje nie więcej niż osiem godzin. Mój były pracodawca, który ma żurawie i zatrudnia operatorów, w Bydgoszczy faktycznie jest monopolistą. Robi co chce, a nasze położenie nie uległo zmianie.
Jak zareagowali widzowie Twojego pierwszego filmu?
Po godzinie było 200 wyświetleń, kolejnego dnia było już kilkanaście tysięcy. Film pokazał realia. Ludzie się tym zainteresowali i zrozumieli na czym polega praca operatora, jak pracuje się na budowach. Gdy ludzie mają okazje zobaczyć warunki pracy, to w końcu zaczynają rozumieć, na czym opiera się biznes. To dlatego np. w Amazonie jest zakaz noszenia telefonów komórkowych. W innym wypadku wszyscy by zobaczyli co tam się dzieje, jak pracownicy tam harują. Skąd wiemy, że w chińskich fabrykach pracują dzieci? Ktoś to nagrał. Większość komentarzy internetowych wyrażała zrozumienie i współczucie wobec naszego położenia. Fala komentarzy, która nadeszła niosła z sobą jeszcze jeden ważny przekaz. Kwestia temperatury nie dotyczyła tylko operatorów, podobne problemy podnieśli pracownicy gastronomii, transportu, magazynów oraz produkcji. Zainteresowały się mną media lokalne z Bydgoszczy, a następnie media ogólnopolskie. Przeprowadzano ze mną wywiady. TVN umówił się na reportaż, ale to było później, gdyż materiał chcieli opublikować przy okazji kolejnej fali upałów. W branży budowlanej na początku była cisza. Zwolniono mnie po trzech dniach od publikacji filmu. Mój zleceniodawca nie odnosił się do filmu, lecz powiedział, że jeżeli chcę pracować w warunkach zgodnych z prawem, to nie ma dla mnie pracy, bo po prostu nie ma budów, które przestrzegają zapisów rozporządzenia. Gdy operatorzy z firmy, w której pracowałem zobaczyli mój film, to zbledli ze strachu. Byli pewni, że zostanę zwolniony i mieli rację. Wieloletnia presja ze strony szefa zadziałała. Mówili mi, że nie ma sensu się odzywać. Nie wsparli mnie, tylko raczej twierdzili, że głupio robię. Dopiero po kilku dniach pewni operatorzy z kraju, a nie z mojej firmy, przyznali mi rację. Ostatecznie dzięki filmom mam znacznie więcej kontaktów z operatorami w Polsce. Kontaktujemy się przez Facebook Mesengera, gdyż to jest bezpieczniejsze. Mamy na uwadze, że nasi szefowie próbują dowiadywać się o nas szczegółów i zakładają fałszywe konta na Facebooku. Jakiekolwiek próby rozmowy na temat polepszenia warunków pracy skutkują restrykcjami. W związku z tym musimy być uważni. Wymieniamy się informacjami o tym, jak działa branża, jakie są stawki płac, jakie warunki pracy itd.
W dalszej kolejności nawiązałem kontakt z komisją operatorów żurawi Inicjatywy Pracowniczej. Chciałem, żeby ludzie nie kojarzyli mnie z polityką, a Inicjatywa nie jest żadną partią tylko związkiem. Moja siła jest mniejsza, gdy działam na własną rękę. Jestem w IP i otrzymuję wsparcie od ludzi, którzy myślą tak jak ja i mają wiedzę o tym jak działać. Funkcjonariusze różnych instytucji nie mogą zrobić ze mnie samotnego wariata. Jeżeli chcemy zmieniać warunki pracy, musimy się organizować w związkach zawodowych.
Nie poprzestałeś na jednym filmie, o czym są kolejne?
W następnych filmach chciałem ogólnie skupić się na warunkach pracy. Gdy ludzie komentowali, ile niby operatorzy zarabiają, zrobiłem film, w którym to zdementowałem. Gdy mnie zwalniali w lipcu, zarabiałem 18 zł na godzinę. Staram się śledzić komentarze na YouTube czy Facebooku i gdy są one interesujące, to poruszam ich tematykę w filmach. Obecnie publikuję jeden film na tydzień. Nie mam dużo czasu, bo pracuję na żurawiu, do tego dochodzą obowiązki rodzinne. Czasami po prostu robię film, którym odpowiadam na pytania internautów. Oglądalność moich filmów się zmniejszyła. Czasami mówię o szczegółach technicznych, które postronnych widzów mogą nudzić, ale to interesuje np. tych, którzy myślą o rozpoczęciu pracy operatora. Tłumacze im jak uważać na szefów, np. czego pilnować, żeby nie dać się oszukać podczas kursu na operatora, czy jak mądrze szukać pracy za granicą. Są też nasi przeciwnicy. Pośrednicy często nie znają szczegółów naszej pracy, bo jest ona dla nich za ciężka. Oni również oglądają moje filmy, aby się dowiedzieć czy można mocniej dokręcić nam śrubę.
Portal money.pl niedawno podał, że branża budowlana jest najgorsza pod względem uiszczania płatności. O tym przestrzegam. Zrobiłem również film z kolegą z Ukrainy, podczas którego tłumaczy on na język ukraiński moim zdaniem najważniejsze zapisy rozporządzenia. Coraz mniej Polaków jest w stanie pracować w tak ciężkich warunkach, jakie panują na budowach, dlatego firmy sprowadzają Ukraińców. Oni często nie są tak słabi jak Polacy i nie godzą się na niskie stawki. Jeżeli już komuś uda się oszukać Ukraińca, że może on tu pracować bez polskich uprawnień, to wysyła go na odległą budowę, żeby żadna państwowa instytucja kontrolna go nie sprawdziła. Ukraińskie uprawnienia są w Polsce nieważne, ale ukraińscy operatorzy mogą tu zdać egzamin i wszystko będzie OK. Problem w tym, że egzamin kosztuje 170 złotych, a pośrednik często nie chce wyłożyć takiej sumy. Ukraińscy operatorzy zwykle nie znają polskich przepisów BHP. Pośrednik im ich nie wyjaśni, bo to może się odbić na jego zyskach. Sytuacja wygląda tak, że Ukraińcy nie znają przepisów BHP, a polscy operatorzy mają do nich pretensje, że np. pracują w czasie wiatru albo powyżej ośmiu godzin. W ten sposób rodzą się konflikty pomiędzy operatorami z różnych krajów, które wzmagają polscy szefowie. Poprzez film chciałem zainteresować Ukraińców polskim prawem. Gdy oni łamią prawo, np. pracując bez polskich uprawnień, to bardzo łatwo ich wyrzucić z kraju, choćby wtedy gdy zaczną domagać się przestrzegania elementarnych zasad BHP. Wielokrotnie pośrednik albo kierownik budowy mówi operatorowi, że jak będzie przestrzegał BHP, to na jego miejsce przyjdzie Ukrainiec. Nie możemy się godzić na tego rodzaju szantaż ze strony biznesu. Zgoda na takie myślenie kończy się nagonką na imigrantów.
Czy publikowanie tego rodzaju filmów wpłynęło na Twoje życie?
Mam mniej czasu na rodzinę. Skoro jednak powiedziałem „a” to trzeba i „b”, Zrobię co w mojej mocy, by wyjść z tego impasu, w którym zapisane prawo w praktyce nie działa. Obecnie mam do czynienia z takimi sytuacjami, że brygada cieśli przychodzi do mnie i mówi, o tragicznym stanie toalety na budowie z nadzieją, że coś tu wskóram. Biorę telefon, kręcę film i w Internet. Stąd wiem, że kierownicy oglądają moje filmy? Bo dwa dni po takiej publikacji następuje czyszczenie sanitariatów. Wielu mówi mi, że jestem czarną owcą i nikt mnie nie zatrudni, ale gdy nie będę miał pracy, to zacznę jeździć po budowach i nagrywać jak łamią prawo, bo wiem jak to działa. Firma która obecnie mnie zatrudnia, wie, że jeżeli będzie przestrzegała prawa, to ja nie przysporzę problemów. Będę dbał o przestrzeganie zasad BHP. Istnieją firmy przestrzegające przepisów i one też mają problem z biznesmenami typu „krzak-bud”.
Zacząłeś angażować się w inne działania niż nagrywanie filmów?
Byłem na spotkaniach z dyrektorami bydgoskiego Urzędu Dozoru Technicznego i Państwowej Inspekcji Pracy. Nie chciałem z nimi walczyć, ale te instytucje są kompletnie niewydolne pod względem przestrzegania prawa. Niestety trzeba im to wytykać, bo one są nastawione na jak najszybsze spławianie pracowników z problemami w pracy. Uważam, że PIP i UDT nie cieszą się społecznym zaufaniem. UDT wykonuje odbiory techniczne żurawi, które są w stanie katastrofalnym, a PIP nie kontroluje rzetelnie czasu pracy operatorów. Pracownicy nie wierzą, że te instytucje są w stanie działać sprawnie. Operatorzy boją się zlecać kontrole PIP, dlatego ja zacząłem informować ją w imieniu innych. Praktyka jest taka, że zlecam PIP kontrole na wskazanej przez operatora budowie. Kontrola przeprowadzana jest bardzo ogólnie, czyli bez szczegółowej analizy i kończy się raportem, że np. operator jeden dzień w ciągu trwania budowy pracował od 7-20, a ja wtedy przedstawiam raport z pracy operatora, na którym zapisane jest 300 albo i niemal 360 godzin. Wszystkie takie dokumenty zbieram, a trochę tego jest.
Czy planujesz następne działania?
Wciąż nagrywam filmy, szykuję się na kolejną falę upałów, wiele się nie zmieniło, więc będzie co nagrywać.
Bardzo dziękujemy za rozmowę!