60 groszy podwyżki to wstyd - spór zbiorowy w Cooper Standard
- Dział: Walki pracownicze

Cooper Standard to korporacja z fabrykami na całym świecie, w tym Polsce. W USA otrzymuje nagrody dla najbardziej etycznej firmy w branży. - To jest frustrujące. Bo nam się proponuje podwyżki rzędu 60 groszy za godzinę – mówią jej pracownicy.
Cooper Standard Automotive to korporacja o globalnym zasięgu. Licząca ponad 60 lat firma produkuje komponenty wyposażenia samochodowego. Ma siedzibę w miasteczku Northville w stanie Michigan, ale szukając tańszej siły roboczej, rozwinęła międzynarodowo skrzydła. Obecnie zatrudnia 32 tysiące osób w 20 krajach świata. Wśród zagranicznych fabryk są trzy zakłady w Polsce: W Myślenicach, Bielsku-Białej i Dzierżoniowie.
- Produkujemy uszczelki montowane na szybach samochodowych. Nasz zakład w Myślenicach zatrudnia blisko 600 osób. Rocznie przynosi około 40 milionów zysku. Jeśli dodamy do tego dwa pozostałe, wyjdzie nam 120 milionów rocznych zysków w Polsce – opowiada Tomek Michalik, który w fabryce w Myślenicach pracuje od 11 lat.
„Nasi pracownicy to serce i duża firmy, kluczowy element naszego sukcesu” - czytamy na amerykańskiej stronie korporacji.
- W Stanach Zjednoczonych Cooper Standard otrzymuje nagrody dla najbardziej etycznej firmy w branży. Dla nas, pracowników, to jest frustrujące. Bo nam się proponuje podwyżki rzędu 60 groszy za godzinę – opowiada Michalik.
Niczego nie zaplanujesz
Początkujący pracownicy Cooper Standard mogą liczyć na minimalną krajową. Godzinowe stawki są tak niskie, że niektórym pracownikom firma musi przyznawać premie tylko po to, by ich wypłata dogoniła pensję minimalną. Na poważne podwyżki można liczyć dopiero po 6 latach pracy. Pracownicy z tak długim stażem dostaną aż 5 złotych brutto więcej za każdą godzinę pracy. Osoby z mniejszym stażem zarabiają znacznie mniej. Powoduje to ogromne różnice w zarobkach między pracownikami.
Kolejny problem to grafik dyżurów. Od powstania fabryk Coopera w Polsce sytuacja wygląda tak: w piątek o 13:30 kierownik produkcji „rzuca na halę” grafik dyżurów. Dopiero wtedy pracownicy dowiadują się, w jakich godzinach będą pracować w kolejnym tygodniu.
- Nie możesz zaplanować, czy odbierzesz dzieci ze szkoły, zrobisz zakupy, pójdziesz do lekarza. Nie możesz zaplanować nic – opowiada Tomasz Michalik.
Po sześciu latach walki pracownikom udało się przekonać kierownictwo do przygotowywania grafików pracy na 3 miesiące do przodu.
- Tylko co z tego, skoro kierownik produkcji i tak przygotowuje swoją rozpiskę w piątek i może zmienić wcześniej zaplanowany grafik w ostatniej chwili. Niby więc są grafiki trzymiesięczne, a w praktyce każdy może nagle dowiedzieć się, że jednak ma zmienione godziny pracy. Jeśli kierownik zamierza zmieniać grafik, to powinien zapytać pracownika o zdanie. Nie może stawiać go przed faktem dokonanym.
Kontrola Inspekcji Pracy w Myślenicach stwierdziła nieprawidłowości w kwestii grafików i zaleciła firmie zmianę dotychczasowych praktyk.
- Trudno powiedzieć, czy kierownictwo Cooper Standard dostosuje się do wytycznych. Wszyscy wiemy, że kary Inspekcji Pracy są w Polsce śmiesznie niskie – mówi Tomasz.
Większość pracowników Cooper Standard w Polsce zatrudniana jest na umowę o pracę. Jednak za każdym razem, gdy moce produkcyjne są zwiększone i potrzeba większej liczby rąk do pracy, korporacja sięga po pracowników zatrudnianych przez agencję pracy, a więc na umowach śmieciowych. Są zwalniani zaraz po tym, jak kończy się okres wzmożonej produkcji. W ten sposób firma broni się przez zatrudnianiem większej liczby osób na umowy o pracę.
Walczymy o każdego
W obronie pracowników występuje zakładowa komisja NSZZ „Solidarność”. Należał do niej również Tomasz Michalik. Nie był jednak zachwycony tym, w jaki sposób „Solidarność” dba o ich prawa. I nie był w swoim poglądzie osamotniony.
-Uważałem że „Solidarność” przyjmuje zbyt łagodne podejście do pracodawcy. Podczas negocjacji koledzy z „Solidarności” obiecywali, że będą walczyć o jak najwięcej, wejdą w spór zbiorowy. Na koniec zgadzali się na podwyżki rzędu 40 groszy – opowiada Tomek.
Kroplą, która przelała czarę goryczy, była sytuacja z pandemii, kiedy firma zapowiedziała, że zamierza zwolnić 10 pracowników. Władze zakładowej „Solidarności” nie planują o nich walczyć.
- Według mnie trzeba walczyć o każdego pracownika. Poza tym firma zamroziła wynegocjowane wcześniej podwyżki. To również nie spodobało się na zakładzie. W czasie pandemii odważyliśmy się i założyliśmy nowy związek zawodowy.
W lipcu 2020 roku w fabryce w Myślenicach powstała komisja Ogólnopolskiego Związku Zawodowego „Inicjatywa Pracownicza”. Związkowcy zaczęli zbierać podpisy w obronie zwalnianych kolegów. Udało im się zebrać 200 podpisów. W efekcie zamiast z 10 osobami, firma rozstała się jedynie z dwoma. Komisja poszła za ciosem. Rozpoczęła negocjacje w sprawie podwyżek.
- „Solidarność” walczy tylko o swoich członków. Do tego stawia na pracowników z długim stażem. A my chcemy reprezentować wszystkich, nie tylko jedną grupę. Nie może być tak, że pracownicy muszą czekać sześć lat, żeby zobaczyć prawdziwe podwyżki. Tym bardziej, że osoba, która pracuje dwa, trzy lata ma już podobną wiedzę i umiejętności, jak pracownik z sześcioletnim stażem – dodaje Tomasz Michalik, który w komisji IP został członkiem prezydium.
Wzrost wynagrodzeń zmniejszy również presję na nadgodziny. Obecnie wielu pracowników gotowych jest pracować więcej – głównie dlatego, że za taką wypłatę ciężko utrzymać rodzinę. Komisja IP postuluje podwyżki dla wszystkich rzędu 2 złotych na godzinę, co przełożyłoby się na dodatkowe 320 złotych brutto miesięcznie.
Szefowie firmy negocjowali z oboma związkami na zakładzie. „Solidarność” podpisała porozumienie, zgodnie z którym część pracowników dostanie 1.40 złotych więcej za godzinę pracy. Inni mogą liczyć raptem na 60 groszy więcej.
- To dla nas nie do zaakceptowania. Weszliśmy z kierownictwem w spór zbiorowy. Na razie nie widzimy ze strony pracodawcy woli porozumienia. Szykujemy się na długą walkę – mówi Tomasz Michalik.
Związek chce też walczyć m.in. o unormowanie sytuacji w grafikach pracy. Ma już pierwsze sukcesy. W „Wysokich Obcasach”, dodatku “Gazety Wyborczej” ukazał się wywiad z Małgorzatą Skałką i Anetą Garbień – członkiniami komisji.
- Proponuje mi się podwyżkę 60 groszy za godzinę, co jest upokarzające - mówiła Aneta na łamach „WO”.
- Mamy sygnały, że wywiad mocno zabolał naszych szefów – opowiada Tomasz Michalik.
Komisja IP po niecałym roku działania liczy już 130 członków w fabryce w Myślenicach. Ta liczba zapewne będzie rosła, a związek będzie rozwijał się także w innych zakładach.
- Nie chcemy zrujnować pracodawcy. Wszyscy chcemy pracować, ale chcemy też pracować na godnych zasadach. To nie jest wygórowany postulat – podsumowuje Tomasz Michalik.
Bartosz Józefiak