Hanpol: Winny złodziej, a nie kryzys
- Dział: Walki pracownicze

Łodzianie pracowali w zakładzie od kilku lat za marne tysiąc złotych. Wcześniej zatrudniał ich koncern Daewoo Electronics w Pruszkowie. W marcu ub.r. zakład, jak i pracowników przejął Lee. Wszystko inne zostało po staremu, a i wyrabiane elementy szły do Pruszkowa. Wraz z końcem roku produkcja uległa zmniejszeniu, a pracodawca spóźnił się z wypłatą pensji parę dni.
Wynagrodzenia za pracę w miesiącu grudniu pracownicy nie dostali. Termin wypłaty upłynął kilka dni temu. Należności nie dostali, bo nie ma szefa. Zostały po nim zaledwie kopie umów sprzedaży zakładowych samochodów. Z kolei przedstawiciele Daewoo zaczęli odbierać dzierżawiony przez siebie sprzęt. Wtedy jasne stało się, że menedżer Hanpolu wyprzedał majątek, zlikwidował firmę i uciekł, nie rozliczając się z podwładnymi. Nie rozwiązał też z nimi umów o pracę, co dodatkowo komplikuje sprawę. Uniemożliwia im to zatrudnienie się gdzie indziej lub zarejestrowanie w Powiatowym Urzędzie Pracy.
– Przychodzimy codziennie do firmy i tak sobie siedzimy – mówi pracownica firmy, Joanna Prasnowska. Wraz z innymi codziennie zgłaszała gotowość do podjęcia pracy. W nie do pozazdroszczenia sytuacji znalazły się małżeństwa, które pracowały u Koreańczyka, a także matki samotnie wychowujące dzieci. Kamil Kałużny z łódzkiej inspekcji pracy informował, że jedyne, co teraz mogą zrobić, to każdego dnia przychodzić do pracy i podpisywać listę, a dopiero po miesiącu mogą sami rozwiązać umowy z powodu ciężkiego naruszenia obowiązków przez pracodawcę. Pracownicy odpowiedzieli mu, że w ciągu miesiąca to oni umrą z głodu.
Oszukani pracownicy Hanpolu skierowali sprawę do prokuratury. Poprosili o ściganie pracodawcy i zabezpieczenie dokumentacji. Odpowiedni wniosek trafił też do PIP. Niestety, prowadząca sprawę z ramienia prokuratury Łódź-Górna asesor Andżelika Salewicz-Augul odmówiła 12 stycznia zabezpieczenia pozostawionej w siedzibie firmy dokumentacji firmy, pomimo toczącego się w tej sprawie postępowania i pomimo faktu, że w związku z zajęciem pomieszczeń firmy przez administratora dokumenty spółki mogą zaginąć lub zostać zniszczone.
– Wdrożone zostały czynności sprawdzające. Jest zbyt wcześnie, by mówić, czy mogło dojść do popełnienia przestępstwa. Konieczne jest doprecyzowanie zawiadomienia i wstępna weryfikacja informacji – powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi, Krzysztof Kopania. Dodał, że najpóźniej w ciągu miesiąca prokuratura zdecyduje, czy zostanie wszczęte postępowanie w tej sprawie.
Polscy pracownicy koreańskiego pracodawcy pomocy szukali u łódzkich parlamentarzystów oraz w NSZZ „Solidarność”. Działacze „Solidarności” nie znaleźli czasu na spotkanie się z nimi! Wsparcie przyszło od Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Zajął się nimi Łukasz Pieczara z Komisji Środowiskowej tego związku w Łodzi.
Wsparcie prawne zapewnił WZZ „Sierpień 80”. – Ci ludzie znajdują się w dramatycznej sytuacji. Z podobną sprawą mieliśmy do czynienia w Polkowicach na Dolnym Śląsku, kiedy to szefostwo firmy transportowej RiCö porzuciło 2 tysiące swoich kierowców. Tu poszkodowanych jest 50 osób, w związku z czym nikt nie chce się nimi zająć i odpycha od siebie temat – mówi Marcin Płaczek z „Sierpnia 80”.
Pracownicy i związkowcy powołali Komitet Protestacyjny. – Złożyliśmy również wniosek do Sądu Rejonowego o ustanowienie kuratora, który miałby za zadanie reprezentować firmę przed sądem – wyjaśniła Emilia Wierzbowska, jego reprezentantka. Do Sądu Pracy skierowano też wnioski o rozwiązanie stosunku pracy ze skutkiem natychmiastowym i wypłatę zaległych pensji. Oszukani przez Hanpol poprosili o spotkanie z prezydentem Łodzi i wojewodą, by prosić o wsparcie finansowe.
Z prezydentem Jerzym Kropiwnickim nie udało im się spotkać. Pracowników przyjęli za to prezydenccy prawnicy, którzy... poradzili im udać się do domów z własnymi aktami osobowymi po uprzednim wzajemnym pokwitowaniu ich odbioru. Takie porady prawne można uzyskać – nie obrażając nikogo – u straganiarki na bazarku. I szkoda, że prezydent Kropiwnicki, który w Sejmie forsuje ustanowienie święta Trzech Króli dniem wolnym dla pracowników, zwyczajnie olał 55 pracowników Hanpolu.
Pracownicy nie posłuchali panów prawników. Nie rozeszli się do domów, a wrócili do pomieszczeń biurowych firmy pilnować dokumentów. Przez dwa dni prowadzili okupację pomieszczeń. Wbrew zapowiedziom, administrator budynku nie wyłączył im prądu, dzięki czemu mieli w nocy światło i ogrzewanie.
Tematem zainteresowała się wojewoda łódzka, Jolanta Chełmińska. Spotkała się uprzednio z organami administracji publicznej – przedstawicielami Okręgowego Inspektoratu Pracy i prokuratury. Następnie w piątek, 16 stycznia zorganizowała spotkanie przedstawicieli związków zawodowych (WZZ „Sierpień’80”, OZZ IP), Komitetu Protestacyjnego, Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, Wojewódzkiego Urzędu Pracy, prokuratury, policji i inspekcji pracy. Spotkanie prowadziła sama pani wojewoda. Na wstępie poinformowała przedstawicieli pracowników o złożeniu przez prokuraturę wniosku o ustanowieniu kuratora. Jest to niezbędny warunek, by pracownicy mogli się starać o zaległe świadczenia, odprawy i świadectwa pracy. Przez jednego z pracowników-wierzycieli złożony został również wniosek o upadłość firmy. Po ustanowieniu kuratora zgłoszony wcześniej wniosek o upadłość zostanie przez niego uzupełniony lub złożony nowy, gdyby wcześniejszy nie spełniał wymogów formalnych. Wypłata należnych świadczeń z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych rozpocznie się w chwili ogłoszenia upadłości bądź odrzucenia przez sąd wniosku o jej przeprowadzenie oraz po uzyskaniu świadectw pracy.
Podczas ponad dwugodzinnego spotkania ustalono także między innymi, że pracownicy mają wysłać pod adresem firmy oświadczenia o gotowości do pracy z podaniem miejsca, w którym się znajdują. Osoby przebywające na zwolnieniach chorobowych i macierzyńskich złożą wnioski do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych z prośbą o wypłatę zasiłków. Pracownicy pozostający bez środków do życia mają wystąpić o wsparcie do ośrodków pomocy społecznej właściwych dla miejsca zamieszkania, a kopie stosownych wniosków złożyć w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim. Osoby, z którymi umowy o pracę rozwiązane zostały 31 grudnia 2008 r., mogą zgłaszać się do urzędów pracy właściwych dla miejsca zamieszkania z oświadczeniami, że nie uzyskały świadectw pracy, potwierdzających okresy zatrudnienia. Pozbawieni pracy mogą też liczyć na pomoc przy ewentualnej zmianie kwalifikacji.
Wreszcie niezwykle istotne ustalenie: 16 stycznia policja – na wniosek prokuratora –zabezpieczy dokumenty firmy. W związku z tym pracownicy Hanpolu postanowili zakończyć okupację pomieszczeń swego zakładu, która była powodowana przede wszystkim troską o zachowanie dokumentacji. Łódzki Urząd Wojewódzki będzie monitorował realizację działań, zapisanych w ustaleniach.
Wojewoda łódzka, Jolanta Chełmińska podziękowała obecnemu w Łodzi związkowcowi „Sierpnia 80”, Marcinowi Płaczkowi za dotychczas podjęte działania na rzecz i w obronie pracowników firmy-widmo.
Sam Płaczek tak skomentował efekty akcji związkowej: – Osiągnęliśmy maksimum, czyli spełnione zostały pomyślnie wszystkie nasze żądania. Mam tylko nadzieję, że nieuczciwy pracodawca zostanie surowo ukarany.
– To była wyjątkowa nieuczciwość i bezczelność ze strony tego pracodawcy. Koreańczycy jako pracodawcy w innych miejscach Polski również nie wpisali się pozytywnie w historię naszego świata pracy – ocenił Łukasz Pieczara z Inicjatywy Pracowniczej.
Jak się dowiedzieliśmy, Myung Bok Lee miał słabość do alkoholu, przez który stracił prawo jazdy i do hazardu. Lubił też grać w golfa. Bywały przypadki, że pracownicy Hanpolu zmuszeni byli nosić za nim golfowe kije!
Krajowe media przedstawiły porzucenie pracowników w Łodzi przez Koreańczyka jako przykład skutków kryzysu ekonomicznego. Należy jednak w takie tłumaczenia wątpić. Jeśli bowiem przyjąć, że kryzys spowodował nieopłacalność prowadzenia firmy, to pracodawca mógł zakład zlikwidować prawnie i w sposób cywilizowany. Dlaczego tego nie zrobił? Być może dlatego, że nie chciał działać zgodnie z prawem. Chciał zarobić. Mógł zatem nabrać wcześniej kredytów, nie płacić składek ZUS, sprzedać majątek i uciec z pieniędzmi, pozostawiając na lodzie pół setki pracowników bez grosza. Takie działania noszą jedno, znane określenie – złodziejstwo! Nazywajmy zatem rzeczy po imieniu.
Patryk Kosela
Artykuł ukaże się w najnowszym wydaniu „Trybuny Robotniczej” (nr 113 z d. 22 stycznia 2009)