Poznań: w Cegielskim związki zawodowe żądają 1500 zł podwyżki
- Dział: Wielkopolskie

„Marcel Szary powtarzał ciągle, że mylące dla pracowników są nadgodziny. Styczeń był krótki, tylko 152 godziny, nie było nadgodzin. Po wypłacie ludzie przejrzeli na oczy”. Rozmowa z Marcinem Kałżyńskim, przewodniczącym Komisji Międzyzakładowej OZZ Inicjatywa Pracownicza w zakładach Cegielskiego.
Jak wygląda obecnie sytuacja w zakładach Cegielskiego? Czy w tym roku liczycie na podwyżki?
Marcin Kałżyński: 15 lutego odbyły się w Cegielskim pierwsze rozmowy płacowe z zarządem Spółki. Widać, że duża liczba młodych osób odchodzi z zakładu. Przyszły one tu w ciągu ostatnich 2-3 lat. Poświęcono im dużo czasu, aby przystosować do zawodu, żeby zrobić z nich monterów, spawaczy, ślusarzy itd. Odchodzą tylko dlatego, że stanęliśmy w miejscu, a cały świat poszedł dalej. U nas godzinowe stawki są niższe niż w innych zakładach o 5-7 zł za godzinę.
Ja próbowałem tych młodych ludzi przekonywać, żeby zostali. Próbowałem im załatwić jakieś indywidualne podwyżki. No, ale stwierdzili, że jak im załatwię złotówkę czy dwa więcej za godzinę, to i tak nic z tego, bo oni na wejściu w innym zakładzie dostają 5 zł więcej i to na okresie próbnym, potem mogą liczyć na kolejną podwyżkę. Odchodzą też ludzie z doświadczeniem i ściągają do swoich nowych firm naszych ludzi, bo mają argumenty finansowe.
Dodatkowo 10 lutego, po wypłacie za styczeń, kiedy miesiąc był bardzo słaby, ludzie się ocknęli. Marcel Szary powtarzał ciągle, że mylące dla pracowników są nadgodziny. Styczeń był krótki, tylko 152 godziny, nie było nadgodzin. Po wypłacie ludzie przejrzeli na oczy. Na przykładzie jednego z pracowników, rata kredytu poszła mu w górę o 400-500 zł; gaz na ogrzewanie zdrożał znacząco też o kilkaset złotych. Przyszedł do mnie i mówi, że popłacił wszystkie rachunki, ma dwójkę dzieci, w tym jedno chore i zostało mu 700 zł i jak on ma żyć. Trochę byłem sfrustrowany jego wypowiedzią, ale jakby wszystko dobrze policzyć, to faktycznie tak wychodzi.
Czy coroczne rozmowy płacowe nie wynikają z zapisów waszego Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy?
Tak, u nas rozmowy płacowe powinny się odbyć w styczniu, lutym. Jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia prezes wystąpił z takim „orędziem”, że Cegielski jest w trudnym okresie, ale sytuacja finansowa firmy jest stabilna i że na początku roku będą rozmowy na temat zmian warunków zatrudnienia. Że spotka się ze stroną społeczną w naszej firmie. Chodziło oczywiście o wynagrodzenia. Ludzie to „podłapali”. Z nadzieją rozpoczęli święta. Po świętach przyszedł styczeń, zaczął się luty, a w sprawie rozmów płacowych nikt się nie odzywał. Więc po tym 10 lutego sami żeśmy się odezwali. Mam na myśli wszystkie związki zawodowe. Od dłuższego czasu, pomimo różnych poglądów, staramy się walczyć ramię w ramię. I to w jakimś stopniu przynosi to efekty. Napisaliśmy, że skoro prezes obiecał, to trzeba się spotkać. No i zarząd zaproponował ten termin 15 lutego. Ja od razu naciskałem, że to musi być konkretna zmiana. Zażądaliśmy zgodnie podwyżki 1500 zł brutto na osobę średnio.
Zresztą załoga na nas, przewodniczących związków, mocno naciska. Jednego razu, mnie i przewodniczącego Solidarności, otoczyła grupa pracowników i usilnie przekonywała, że trzeba coś z tymi stawkami konkretnie zrobić, że dalej się tak nie da.
I co było dalej…?
Rozpoczęły się rozmowy płacowe i na początku głos zabrali przedstawiciele związków zawodowych. Obecne były wszystkie – czyli pięć – jakie działają w Cegielskim. Mówiliśmy, że od 2017 roku nie dostaliśmy żadnej podwyżki „z automatu”. Wydawałoby się niektórym, że 1500 zł to duża ilość pieniędzy. Ale gdyby prezes po trzy stówy dał w każdy roku przez ostatnie 5 lat, to byśmy dziś 1500 zł nie chcieli. Dodatkowo taka jest w kraju sytuacja – wszystko drożeje. Naświetliłem mu, że do tej pory obawialiśmy się zwykle, że takie firmy jak Volkswagen czy Bridgestone będą nam podbierać pracowników, bo mają lepsze stawki. „A teraz, panie Prezesie, a mówię to z wielką przykrością, zaczynają nas gonić Biedronki, Lidle i tego typu sklepy. Czy Cegielski może dać taką podwyżkę? Nie wiem. No, ale jak nie da, to sami – czyli kadra kierownicza firmy i przewodniczący związków zawodowych – będziemy te dźwigi wykonywać. Nie jest tak, że ludzie nie chcą pracować. Ich po prostu nie stać, aby pracować w Cegielskim” - przekonywałem.
Z tego, co mówisz, to do tej pory przy wynagrodzeniach w Cegielskim kluczowe były nadgodziny?
Ja zawsze mówię: idziesz w jedną sobotę, w drugą sobotę i kupujesz sobie pralkę. Ale nie idzie się pracować w soboty, aby starczyło ci na chleb. Chociaż ja jestem wrogiem nadgodzin.
Jak zareagował prezes na wasze żądania?
No, że nie ma pani prezes odpowiedzialnej za finanse, która musi porobić obliczenia. Że to kwota, z którą się nie liczył, że musi przeznaczyć na podwyżki. I tak dalej. Chciał, aby mu dać dwa tygodnie, żeby mógł się do tego ustosunkować.
Czyli kolejne rozmowy miały się odbyć 1 marca?
Tak, ale prezes z różnych powodów zwrócił się do związków zawodowych, aby przenieść tę dyskusję o podwyżkach na kwiecień. W takim układzie zażądaliśmy jednorazowej 400 zł nagrody dla każdego z tytułu zwłoki w negocjacjach. Wychodzi na to, że ją otrzymamy.
Jak sądzisz, co będzie dalej?
Trudno powiedzieć, jakie ostatecznie będzie stanowisko zarządu, ale nie wyobrażam sobie, aby dalej ludzie mieli pracować za te obecne stawki.
Rozmawiał: Jarosław Urbański