Spotkanie anarchosyndykalistów w Warszawie 2007 r.
- Dział: Strategie związkowe
W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele: francuskiej CNT (Krajowa Konfederacja Pracy), hiszpańskiej CGT (Powszechna Konfederacja Pracy), greckiego ESE (Wolnościowy Związek Pracowników Grecji) oraz IWW z Anglii i ze Szkocji (Przemysłowi Robotnicy Świata). Stronę polską reprezentowały OZZ IP (Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza oraz CK-LA (Czerwony Kolektyw - Lewicowa Alternatywa). [Od redakcji: dziś grupa ta skróciła swą nazwę do Lewicowa Alternatywa, w tekście jednak nie zostało to zmienione].
- Analizując naszą historię, można powiedzieć, że zaczęliśmy się rozwijać wraz z nasileniem się konfliktów społecznych i fali strajkowej we Francji, a kiedy ona opadła - byliśmy słabsi - powiedział o swej grupie przedstawiciel CNT. Wszystko zaczęło się od nowej reformy zabezpieczenia społecznego wprowadzonej przez rząd Chiraca, czemu towarzyszył gwałtowny sprzeciw pracowników oraz strajk w branży transportu. Ta mobilizacja i rozwój nowych struktur spowodowały napływ do CNT osób, które miały już za sobą doświadczenie walki pracowniczej, a teraz nadały żywotność związkowi. Jak podkreślił jego przedstawiciel, było to o tyle ważne, uczestniczyło w nim wielu studentów. Rozpoczynając pracę, zaczęli zakładać komisje CNT, a ruch związkowy wyszedł poza środowisko młodzieżowe. Dziś w związku dominują osoby w wieku 25-35 lat. I choć nadal jest on organizacją względnie młodą, wydaje się, że udało mu się przezwyciężyć problem wielu ruchów związkowych, które zwykle skupiają albo starych działaczy, albo młodzież.
W jakich branżach jest dziś obecna CNT? Związek zawodowy łatwiej jest założyć w sektorze publicznym, dlatego tam skupia się 70% działań związku, zwłaszcza w kulturze, na poczcie oraz w służbie zdrowia. Jeśli chodzi o obecność w sektorze prywatnym, co stanowi odpowiednio 30% działań, związek najbardziej dynamicznie rozwija się w sferze budownictwa, usług związanych ze sprzątaniem oraz w przemyśle samochodowym. Choć odwołująca się do idei anarchosyndykalistycznych CNT stawia przede wszystkim na obecność w zakładzie pracy, nie zapomina o życiu poza nim. Związki skupiające pracowników różnych branż - odpowiedniki komisji zakładowych w Polsce -podejmują również tematy społeczno - ideologiczne. Zajmują się działalnością antyfaszystowską, w ruchu kontrkulturowym (scena punk), walką w obronie praw kobiet oraz imigrantów "bez papierów" (sans papiers), a także odpowiadają na problemy bieżące. Trzeba też pamiętać o bardzo ważnym aspekcie współpracy międzynarodowej. Praktycznym jej przykładem była zorganizowana w Paryżu, towarzysząca świętu 1. Maja, międzynarodowa konferencja, w której wzięło udział 250 osób z różnych krajów. Polskę reprezentowały OZZ IP oraz CK-LA, z którymi współpracuje CNT.
- Bardzo ważną sprawą jest dla nas to, aby anarchosyndykalizm nie był tylko sloganem - podkreślił przedstawiciel tego związku. Dlatego współpraca międzynarodowa szczególnie nabiera na znaczeniu w przypadku represji ruchu pracowniczego.
IWW, czyli Związek Robotników Przemysłowych Świata, został założony ponad 100 lat temu w USA. Jak powiedział przedstawiciel jego londyńskiej sekcji, który pokrótce nakreślił historię organizacji, jej narodziny były ściśle związane z rozwojem przemysłu ciężkiego. Celem IWW była integracja małych, rozproszonych organizacji pracowniczych, które nie działały razem i miały małą siłę przebicia. W 1905 r. najbardziej bojowo nastawieni pracownicy w USA i Australii założyli Rewolucyjną Organizację Przemysłową. W pierwszych trzech latach swej aktywności zadecydowali, że nie będą współpracować z partiami politycznymi. Głównym obszarem Organizacji miała pozostać działalność w zakładzie pracy. - Nasze doświadczenia wynikają z ponad 100-letniej walki pracowniczej - powiedział przedstawiciel IWW.
- Naszą specyfiką jest to, że związek nie ma żadnych konotacji ideologicznych. Nie opowiadamy się jako anarchiści. Obok nich w związku są różne osoby: komuniści, socjaliści. Łączy je to, że są przeciwko szefom. Jesteśmy otwarci dla wszystkich pracowników, niezależnie od ich poglądów, ale wszystkim zadajemy pytanie, kto powinien zarządzać produkcją mówił. Odrzucając system kapitalistyczny oraz model kontrolowania gospodarki przez państwową biurokrację (jak to miało np. miejsce w Polsce za czasów PRL), IWW dąży do wypracowania takiego modelu, w jakim zostanie ona przekazana w ręce tych, którzy pracują na jej rzecz.
Historycznie związek działał w USA, Meksyku oraz Chile. Obecnie przeżywa reorganizację, ale nadal pozostaje aktywny w Kanadzie, Australii, USA oraz w Wielkiej Brytanii. W tym ostatnim kraju grupy lokalne działają w Anglii, Walii i w Szkocji. Oczywiście, IWW stawia również na współpracę międzynarodową (z organizacji polskich współdziała z CK-LA oraz IP). Dąży do uzwiązkowienia przybywających masowo na Wyspy imigrantów z Polski. W Wielkiej Brytanii pracownicy z Europy Wschodniej zatrudniani są tam, gdzie jest duże ryzyko wypadków, a niski poziom zabezpieczenia społecznego. Dlatego konieczna jest integracja osób z różnych krajów i zapewnienie im silnej struktury związkowej. W ofercie skierowanej do polskich pracowników, przybywających na Wyspy znajduje się też pomoc prawna przy organizacji związków zawodowych w ich przedsiębiorstwach. Te inne związki istniejące w Wielkiej Brytanii są mało elastyczne, powoli przystępują do zmian. Pozostają pod kontrolą tej samej biurokracji, która zasiada w rządzie, co jak wyraził przekonanie przedstawiciel IWW, jest problemem nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i w Polsce. Jak powiedział, dla związków powinna być ważna nie tożsamość narodowa, ale wspólne działanie.
- Aby zorganizować pracowników multikorporacji, chcemy organizacji związkowych wykraczających poza granice narodowe - rzekł. Prowadzono np. kampanie na rzecz pracowników sieci barów Starbucks, w których jest wielu młodych pracowników, zatrudnionych niestabilnie, na umowy czasowe. Organizowane je w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, w planach jest Nowa Zelandia oraz Australia. Angażuje się też w nie również CNT z Francji oraz towarzysze z Niemiec. - Mamy nadzieję, że w przyszłości stworzymy sieć łączącą pracowników fast-foodów - podsumował przedstawiciel londyńskiej sekcji IWW.
Więcej na temat praktycznej, bieżącej działalności tego związku powiedział jego towarzysz z Glasgow w Szkocji. Choć w Wielkiej Brytanii większość pracowników jest uzwiązkowiona, z czego - ponad połowa - w sektorze publicznym, to mimo statystyk nie są oni w tym kraju znaczącą siłą. W każdym zakładzie działa wiele związków zawodowych, nie ma wśród nich jedności, a rozproszone utraciły ciągłość działania. Trzeba też uzwiązkowić pracowników, którzy nie należą do żadnej organizacji. IWW działa głównie w sektorze publicznym, przede wszystkim - na poczcie, w służbie zdrowia, edukacji oraz w administracji samorządowej. Przedstawiciel tego związku opowiedział o kampanii przeciwko zamknięciu campusu na Uniwersytecie w Glasgow, w którą był zaangażowany. Prowadzono ją w 2007 roku na trzech poziomach: samodzielnie przez IWW, przez osoby należące do IWW i do innych związków oraz przy współpracy ze społecznościami lokalnymi i sąsiedzkimi. Trwająca 6 miesięcy kampania udała się. - Wyasygnowaliśmy fundusze na dalsze utrzymanie budynku, owocem był też dalszy rozwój związku. Gdybyśmy działali tylko na tym poziomie, nie odnieślibyśmy zwycięstwa - powiedział jego przedstawiciel. Dlatego, aby zintegrować pracowników w jedną strukturę związkową, IWW wchodzi często w rolę mediatora, łącznika. W brytyjskiej, publicznej służbie zdrowia, która uchodzi za trzeciego, największego pracodawcę na świecie, działa wiele rozproszonych związków zawodowych, ale żaden nie jest silny. Po to, aby działały one razem, IWW chce je połączyć. - Dążymy do przegrupowania pracowników i utworzenia jednej struktury. Zgodnie z naszą strategią nikomu nie kazaliśmy występować z dotychczasowych związków, ale pozwalając na podwójną przynależność związkową, podwoiliśmy nasz związek, IWW - podsumował jego przedstawiciel.
ESE, czyli Wolnościowy Związek Pracowników Grecji, jest organizacją młodą. Został założony w 1983 roku. Obecnie liczy 90 osób. Skupia się na codziennej walce o charakterze społecznym, która zmierza do przeciwstawienia się kapitalistycznej rzeczywistości. To odpowiedź na ogólną apatię oraz impas w kraju, gdyż, jak powiedział przedstawiciel tego związku, problemem Grecji jest to, że istnieje tu zbyt wiele partii politycznych zajmujących się sprawami ideologicznymi, a brakuje ruchów społecznych. Wiele organizacji jest zaangażowanych w walkę polityczną, co nie przekłada się na kwestie pracownicze. Dlatego wbrew temu, co robią szefowie, celem bieżącym, który postawił sobie ESE, jest poprawa sytuacji pracowników. W wymiarze przyszłościowym oznacza to zniesienie kapitalizmu, pracy najemnej i ustanowienie wolnościowego, samorządnego społeczeństwa. Jak powiedział przedstawiciel związku, anarchosyndykalizm to walka "tu i teraz", ale trzeba też wybiegać w przyszłość.
- Jesteśmy grupą małą, za małą na związek społeczny - wyznał. - Obecnie jesteśmy na tym etapie, na jakim CNT było w 1996 r., kiedy przeszły doń osoby zaprawione w różnych bojach społecznych. ESE działa w 6 na 19 jednostek administracyjnych w Grecji (odpowiednikach polskich województw). Struktury związkowe założono w edukacji, handlu, budownictwie i w mediach. (W związku niemalże nie ma sektora publicznego. Można powiedzieć, że reprezentuje go 5 osób, zatrudnionych w edukacji.) Bardzo ważna jest też kwestia pracy czasowej, która dotyka połowę osób zrzeszonych w ESE. Ponieważ związek jest organizacją małą, pomaga w walce innym. Pewne działania inicjuje też sam, jak choćby akcje na rzecz poprawy sytuacji osób rozdających ulotki. Zwieńczył je sukces: przyczyniły się one do wzrostu pensji tych pracowników. Nie muszą już też pracować przy złej pogodzie. Ponieważ ESE określa się jako organizacja anarchosyndykalistyczna, nie istnieją dla niej bariery narodowe, a jedynie klasowe. Dlatego w przyszłości zamierza wyjść z poziomu krajowego na cały świat.
- Należy walczyć wspólnie - podkreślił przedstawiciel ESE. Na razie związek ten współpracuje z CNT, CGT oraz FAU.
Organizacją, definiującą się jako anarchosyndykalistyczna, jest też CGT, czyli Powszechna Konfederacja Pracy. W Hiszpanii anarchosyndykalizm ewoluował z ideologii w sferę praktyki około 1910 roku. Bardzo ważnym impulsem była też wojna domowa z 1936 r. Wygrana faszystów zainicjowała 40-letnie sprawowanie rządów przez gen. Franco. Zmierzch dyktatury frankistowskiej w latach 70. przyczynił się do ponownej organizacji oraz wzmocnienia struktur związkowych. Wtedy też odbyła się bardzo szeroka debata dotycząca realizacji anarchosyndykalizmu w praktyce. Podczas niej doszło do podziału i wykrystalizowała się m.in. CGT. Uformowana ostatecznie w 1978 roku, zaczęła działać w różnych częściach Hiszpanii. Obecnie związek jest obecny we wszystkich jej prowincjach. Działa w różnych sferach gospodarki. Jeśli chodzi o sektor publiczny (30%), CGT jest obecna na kolei, w telekomunikacji, edukacji oraz w kulturze. Sektor prywatny (70%) reprezentuje telemarketing. Obecnie związek angażuje się w działalność w dwóch wymiarach: czysto związkowym oraz społecznym. Pierwszy z nich obejmuje walkę z prywatyzacją oraz przeciwko pracy czasowej, która przekłada się na niskie pensje zatrudnionych, niestabilność ich życia oraz dużą wypadkowość. W Hiszpanii to właśnie w dużej mierze CGT prowadziło np. parodniowy strajk na kolei i w telemarketingu. Co do społecznego wymiaru działalności związku - stara się on współpracować z różnymi grupami na płaszczyźnie antyfaszystowskiej, ekologicznej, feministycznej, w co silnie angażuje się wiele osób z CGT.
- Dla nas jasne jest to, że wymiar związkowy musi być połączony ze społecznym - powiedział hiszpański aktywista. - Ta sama osoba, która nie płaci pensji pracownikom, bardzo często zatruwa też środowisko, handluje bronią. Ponieważ celem jest zmiana społeczeństwa, zmiana systemu - może się to udać tylko wtedy, gdy nasza walka będzie przebiegać na paru poziomach.
W jaki sposób to robić technicznie? - Nasze zasady działania to demokracja bezpośrednia z pominięciem biurokracji oraz akcja bezpośrednia bez żadnych pośredników, mediatorów.
Jedną z ostatnich kampanii, przeprowadzonych przez związek była akcja solidarnościowa z Luisem Marcosem Riverą zwanym Luisito, członkiem należącego do CGT Związku Zawodowego Pracowników Sprzątaczy i Sprzątaczek (1). W styczniu 2006 roku, podczas związkowych protestów w Madrycie Rivera został brutalnie pobity przez policję, zarówno w trakcie jego zatrzymania, jak i przetrzymywania na komisariacie. Oskarżono go
o uderzenie dwóch policjantów, za co prokuratura zażądała 7 lat więzienia. Pomiędzy 6. a 8. listopada 2007 r. miała się odbyć jego rozprawa przed madryckim Sądem Rejonowy, lecz jej termin przełożono. Solidarność zadeklarowały pozostałe związki na świecie, czy to w postaci pikiet, czy listów protestacyjnych słanych do Ambasady Hiszpanii (m.in.z Polski).
Prezentację polskich organizacji rozpoczęło przedstawienie OZZ IP. Inicjatywa Pracownicza, początkowo jako grupa nieformalna, została założona w drugiej połowie 2001 roku przez środowiska anarchistyczne, zainteresowane sprawami pracowniczymi. Jej powstanie nałożyło się na niepokoje pracownicze w Polsce. Wtedy to nawiązano kontakty z protestującymi z bankrutujących zakładów pracy, tj.: Stoczni Szczecińskiej, "Daewoo" w Nysie, "Cegielskiego" w Poznaniu oraz fabrykami z Białegostoku, Wrześni, Ostrowa. W 2004 r. podjęto decyzję o założeniu oficjalnego związku OZZ IP. Pierwsza komisja zakładowa z "Cegielskiego" liczyła 16 osób. W kolejnych latach dołączyło do nich ok. 100-150 osób z całego kraju. Ponieważ duża część działaczy czuje się anarchistami, więc związek w naturalny sposób ciąży ku anarchosyndykalizmowi, acz nie zostało to przezeń zwerbalizowane. Obecnie z IP jest związanych 700 osób zrzeszonych w 20 komisjach zakładowych i środowiskowych. Związek działa w 10 województwach.
Jest obecny w takich branżach, jak: przemysł ciężki, (np. stoczniowy, hutnictwo na Śląsku), służba zdrowia, Poczta Polska, budownictwo i inne. (Niedawno komisję związku założyli np. pracownicy biurowi jednego z wojewódzkich urzędów statystycznych). Obok komisji IP działają też grupy, które nie należą jeszcze do związku, ale dążą do tego - na przykład w przemyśle samochodowym, supermarketach, transporcie. Związek pomaga również pracownikom zakładów, którzy proszą o pomoc w założeniu jego komórki (było już 8 takich przypadków). Solidaryzując się, bardzo często działa w przedsiębiorstwach, w których podjęto już akcje protestacyjne. Doświadczenia te opisywane są w wydawanym co 2 miesiące "Biuletynie OZZ IP" oraz na stronie internetowej związku (www.ozzip.pl). Związek angażuje się w różne działania, choćby przeciwko "uelastycznianiu" prawa pracy, represjonowaniu działaczy związkowych, czy na rzecz pracowników sezonowych i emigrantów. To również organizacja pracowników poza Polską, np. w Irlandii, gdzie IP zainicjowała kampanię z dyskryminowanymi w tym kraju pracownikami Tesco. Związek kładzie duży nacisk na współpracę międzynarodową, koordynację działań oraz współpracę z komisjami działającymi już w zakładach pracy. Chce być antybiurokratyczny, dlatego nie ma w nim płatnych etatów związkowych. Narzędziem, służącym do określenia ideologicznego oblicza IP są ankiety, w których komisje muszą wypowiedzieć się na pewne kwestie, np. ich stosunku do partii politycznych. IP współdziała z takimi radykalnymi związkami zawodowymi z różnych krajów, jak: IWU (Independent Workers Union) z Irlandii, CGT z Hiszpanii, FAU (2) z Niemiec oraz SAC (3) ze Szwecji.
CK-LA ma trochę inny charakter, gdyż nie jest to klasyczny związek zawodowy, lecz lewicowa organizacja społeczna, która stara się silnie angażować w sprawy pracownicze. Ponieważ, jak podkreślił jej przedstawiciel, bliska jest jej antyautorytarna krytyka kapitalizmu, w naturalny sposób ciąży ona w stronę zaprezentowanych organizacji związkowych. Jest zainteresowana bardzo konkretną walką socjalną, ale również refleksją nad syndykalizmem i jego wymiarem solidarnościowym. Zaczątkiem powstania CK-LA stało się założenie w 1997 r. w Kielcach Lewicowej Alternatywy (LA) - nieformalnej grupy zajmującej się konkretnymi problemami społecznymi. Mniej nastawiona na debatę ideologiczną, a bardziej na praktyczne działanie, zasłynęła ona udaną kampanią na rzecz zatrzymania prywatyzacji lasów, a projekt ten wstrzymano. W 2003 roku z działającym w Warszawie i Białymstoku Czerwonym Kolektywem (CK), będącym o podobnej orientacji, połączyła się we wspólną organizację CK-LA. Obecnie jej sztandarową kampanią jest zwieńczona sukcesem akcja "Mieszkanie Prawem, Nie Towarem" przeciwko deptaniu praw lokatorów, dzięki której udało się zintegrować do wspólnego działania warszawskie środowiska lokatorskie. CK-LA współpracuje też intensywnie z OZZ IP przy kampanii "Sezonowi" na rzecz wyjeżdżających za granicę pracowników tymczasowych. Oferuje im pomoc w postaci sieci kontaktów do organizacji związkowych. Chce ruszyć z kampanią przeciwko pracy tymczasowej. Współpracuje też ze związkami międzynarodowymi.
Po przerwie odbyła się dyskusyjna część spotkania z udziałem publiczności. Interesowało ją to, czy na zachodzie Europy występują etatowi działacze związkowi (tzw. "etatowcy"). W CNT nie ma opłacanego personelu. Jak powiedział przedstawiciel tego związku, ryzyko biurokracji w ruchu związkowym jest duże, choć nie zależy ono tylko od tego, czy są etaty związkowe. Liczy się też ich rotacyjność, wielkość organizacji. O ile w przypadku tych małych nie jest to konieczne, w dużych - już tak. Ta sama sytuacja jest w ESE. Nie ma potrzeby tworzenia etatów związkowych, gdyż organizacja ta jest za mała, ale taka potrzeba pojawi się, gdy związek ten się powiększy. Rzecz paradoksalna, ale zdaniem związkowca z ESE tzw. "etatowcy" mogą być przydatni przy walce z biurokracją. Opłacany personel jest o tyle potrzebny, gdyż pracuje on po zebraniu Powszechnego Zgromadzenia Wszystkich Członków - rdzenia organizacyjnego związku. Dba o wcielanie jego postanowień w życie. Nie podejmując decyzji, wykonuje prace czysto administracyjne. Według przedstawiciela ESE lepiej wziąć opłacaną osobę spoza związku do wcielania w życie jego postanowień. Niedobrze jest, gdy panuje nierówność, gdyż np. jedni mają więcej czasu na działalność, a inni mniej. Niezbędne funkcje związku muszą być opłacane, jak np. te sprawowane przez adwokata, który musi otrzymywać honorarium, aby skutecznie bronić związkowców. Choć działalność osób opłacanych z pewnością winna podlegać weryfikacji, z drugiej strony zbyt częsta ich rotacja też nie jest korzystna. Są one uzależnione od związku, więc utrata płacy będzie dla nich dotkliwym problemem. W CGT opłacani są pracownicy do zadań administracyjnych. Jak przyznał jego przedstawiciel, w byciu z jednej strony związkowcem, a z drugiej - osobą opłacaną przez związek - zachodzi pewna sprzeczność, dlatego nie ma ona mocy decyzyjnej, mandatu. Gdy organizacja związkowa jest mała, pracuje 1 osoba, a gdy duża - 2 osoby (szacuje się, że CGT wraz z jej sympatykami liczy 55-60 000 członków).
W IWW opłacany jest tylko wynajmowany na zlecenie skarbnik, a co do konieczności istnienia etatów związkowych - podzielono zdanie przedstawiciela CNT.
Działacze z IWW byli pytani również o to, jak układa się współpraca z należącymi do związku komunistami oraz o poziom zorganizowania pracowników z Polski. Ponieważ współpraca z partiami politycznymi jest sprzeczna z konstytucją IWW, nie istnieje ona również w przypadku partii komunistycznej. W sekcji związku z USA w ogóle nie ma komunistów. Na Wyspach są 2-3 osoby z Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii, jednak trudno tu mówić o jakimkolwiek, zorganizowanym ruchu komunistycznym w związku zawodowym. Poza tym są w nim również socjaliści i anarchiści.
Czy to prawda, czy mit, że podobno w Wielkiej Brytanii pracownicy lepiej się organizują? - Choć Polacy stanowią w tym kraju bardzo dużą populację, większość z nich nie jest uzwiązkowiona. Pewne próby ich zorganizowania podejmuje TGWU (Transport General Workers Union), które choć działa głównie w Londynie, dziennie odbiera około 1200 telefonów. Poza tym Polaków starają się zagospodarować dwie duże, skłócone centrale związkowe. W swe kampanie wkładają wiele pieniędzy, zatem chcą widzieć efekty. Skoro jednak ich nie ma, tracą zainteresowanie sprawą.
Przedstawiciel CNT został zapytany, czy skoro w fabryce działa komórka jego związku, to może wstąpić do niej komunista? - W tym punkcie została również przybliżona kwestia współpracy związku z innymi, francuskimi organizacjami politycznymi. W przypadku ruchu radykalnej lewicy: komunistów oraz trockistów (LCR, Lituviere) swój stosunek do niej CNT określa jako "pragmatyczny". - Chodzi o jedność akcji, nie ma oficjalnych porozumień - powiedział przedstawiciel tego związku. Jak przyznał, lepiej współpraca układa się z Lituviere, a z uwagi na koniunkturalizm tej organizacji - gorzej z LCR.
Wobec partii komunistycznej CNT jest nieufna, gdyż pochodzący z niej minister transportu w rządzie Lionela Jospina opowiedział się za prywatyzacją środków transportu. Ponieważ istnieje autonomia ruchu związkowego wobec politycznego, nie ma statutowej możliwości, aby jakaś organizacja wiodła prym. To samo dotyczy tych anarchistycznych. Choć CNT broni się przed dominacją jednego nurtu politycznego, jest otwarta i każdy może się do niej zapisać, o ile respektuje zasady demokracji uczestniczącej.
- Dla mnie osobiście liczy się nie etykieta, a metoda działania, praktyka, uszanowanie zasady demokracji uczestniczącej, akcji bezpośredniej - konkludował związkowiec z Francji. Na zakończenie podał przykład działaczy ze związku sprzątaczy, którzy nie są anarchistami. Jeśli chodzi o skalę imigracji z Polski - na pewno jest ona znacznie mniejsza, niż w Wielkiej Brytanii, ale powoli staje się widoczna na rynku pracy, głównie w rolnictwie i w budownictwie. Dzięki pomocy CK-LA przetłumaczono broszury dla pracowników winnic, w planie są podobne dla budowlańców. Ogólnie zgodzono się, że zasadą, którą powinni się kierować anarchosyndykaliści, jest odrzucenie jakiejkolwiek współpracy z partiami politycznymi. Ma to być ruch dla pracowników, skoncentrowany na sprawach ekonomicznych, pozbawiony odgórnej kontroli.
Podczas dyskusji sporo miejsca poświęcono też idei strajku generalnego jako strategii walki. Według przedstawiciela IWW z Londynu, centralnym punktem w debacie o niej, winna stać się industrializacja. Oczywiście osłabia ona klasy społeczne, lecz paradoksalnie, dzięki globalizacji przyczynia się też do umocnienia ludzi. Kula ziemska - "globalna maszyna" - nie może funkcjonować bez transportu oraz odpowiedniego zaplecza logistycznego. Na poziomie przemysłu maszynowego - produkcja rozwija się w wielu częściach świata, komponenty samochodów są przewożone z różnych krajów. Dlatego strajk generalny oddziałuje nie tylko na jedno przedsiębiorstwo, ale i na cały proces produkcyjny. Jak zauważył działacz z IWW, to ogólna metoda walki związkowej. Nie zostało jednak skonkretyzowane, jak ma wyglądać w praktyce. Dlatego zdaniem przedstawiciela londyńskiego IWW istotne dziś jest "zejście parę poziomów niżej" i organizacja strajku regionalnego, co dzieje się w wielu zakładach w Europie.
Aktywista z greckiego ESE wyraził swój krytycyzm wobec koncepcji dezindustrializacji. Sprawia ona, że w Europie zamyka się zakłady, które przenoszone są do krajów Trzeciego Świata. Jak zauważył związkowiec z Grecji, projekt strajku generalnego nie jest ograniczony tylko do fordystycznego modelu przemysłu. Ma objąć całą gospodarkę ekonomiczną. Z końcem fordyzmu jako struktury procesu produkcyjnego, która zakładała koncentrację pracowników w punktach produkcji, teraz następuje ich rozproszenie. Dlatego należałoby poszukiwać sposobów ich zjednoczenia oraz zorganizowania strajki generalnego w tych warunkach. Jak zauważy przedstawiciel ESE, zmiany w strukturze gospodarki nie stanowią wielkiego problemu dla anarchistycznych, a dlć dużych, scentralizowanych związków zawodowych. Kiedy po II wojnie światowej państwo wypowiedziało zasad; kontraktu społecznego w ramach "Welfare State" (4), co było trudne dla dużych związków, znaczną część ich potencjału przejęli anarchosyndykaliści. Od tego czasu społeczeństwo w Europie przez cały czas traci.
Dobrym tego przykładem jest reforma emerytalna. Niegdyś w Grecji na emeryturę przechodzono w 60 roku życia, teraz - w 67, acz powstał już projekt dobrowolnej pracy do 75 roku życia. To do pewnego stopnia zrozumiałe, że nierespektowanie podstawowych zasad zabezpieczeń społecznych, które przyczyniły się do ustanowienia "Welfare State", musi napotykać na pewien opór społeczny. Z drugiej strony istnieje duża populacja pracowników, która z tego nie korzystała i nie ma nic do stracenia. W tej chwili pojawia się nowa generacja, która wchodzi na rynek pracy ok. 20 roku życia. Jest pozbawiona zabezpieczenia socjalnego, często pracuje "na czarno".
- Walczymy, aby ich prawa nie były załatwiane w ramach paktu o "Welfare State" przy "zielonym stoliku", a autentycznie wywalczone - podsumował związkowiec z ESE. - Mamy więcej pracy intelektualnej, a mniej fizycznej, jednak wszystko wytwarzamy my, pracownicy, niezależnie, czy polega to na przykręcaniu śruby, czy pracy na komputerze - dodał przedstawiciel CGT. - Strajk generalny, to środek służący tylko radykalizacji naszej pracy. Patrząc historycznie, najważniejsza jest kwestia odzyskania przez osobę, która produkuje, zarówno środków produkcji, jak i jej owoców. Musimy pamiętać, że nie jesteśmy właścicielami tego, co wytwarzamy i musimy to odzyskać.
Działacze z Hiszpanii i Francji byli również pytani o mechanizm działania ich związków w zakładzie pracy w przypadku akcji strajkowej. Czy uczestniczy w niej cała załoga? Jak wygląda sprawa rad pracowniczych oraz jaki jest stosunek związków do komisji trójstronnych? Czy podczas strajków pocztowców na południu Francji, CNT współpracowała z innymi związkami zawodowymi?
- To, co chce robić podczas akcji strajkowych CGT, to "promować hasło demokracji uczestniczącej", również podczas konfliktów, negocjacji z szefostwem zakładu pracy. Mają one zależeć od ludzi zaangażowanych w akcję oraz w strajk. Dlatego zdaniem przedstawiciela hiszpańskiego związku zawodowego bardzo ważną sprawą jest informowanie pracowników o ich sprawach na organizowanych zgromadzeniach. O strajku dyskutowaliby oni podczas zgromadzenia ogólnego. Całość procesu winna odbywać się według tych samych reguł. - Chcemy wywrzeć presję na inne związki zawodowe, by działały tak samo i respektowały prawa pracowników, co do strajku - powiedział przedstawiciel CGT. Związek zawodowy ma prawo go zrobić. To brzmi prosto, ale w praktyce jest ciężko, bo inne związki są dość niemrawe, a przekazywane informacji między "dołem", a "górą" związku - niesprawnie. Ponieważ nie mogą negocjować wszyscy, zgromadzenie pracowników ma prawo wybrać do tego swego przedstawiciela, który może być w każdej chwili odwołany mówił. W negocjacjach pracowników reprezentują również komitety strajkowe.
Jak wyjaśnił przedstawiciel CGT, zadaniem tego związku, który jest obecny w wielu komisjach, jest działanie w zakładach.
- Chodzi o to, aby legitymizacja dla przedstawicieli związku wychodziła od pracowników - powiedział. - W przypadku konfliktu winni być z nimi w ciągłym kontakcie. Naszym celem jest wytłumaczenie pracownikom, że mają prawo uczestniczyć w całym procesie decyzyjnym, a ich przedstawiciele powinni się z nimi ciągle kontaktować - stwierdził. Zdaniem CGT to nie przedstawiciele, a sami pracownicy powinni być zaangażowani w ten proces, bo nikt za nich tego nie zrobi. Nie chodzi o kolaborację z biurokratycznymi związkami zawodowymi, a o formułowanie postulatów "od dołu".
Podobny model działania, który "nie odrywa się od bazy oddolnego protestu", jest stosowany również we Francji. Jak wygląda jednak sytuacja, gdy w jednym miejscu pracy są różne związki zawodowe? Jak wyjaśnił przedstawiciel CNT, w przypadku negocjacji wszystko zależy od układu sił. Jeśli CNT jest duże i reprezentatywne, stara się walczyć o wszystkich pracowników. W większości zakładów jest jednak małe. Ich szefostwo chce wszystkich podporządkować, więc wybiera związek zawodowy, z którym próbuje podpisać "złą umowę". W takich wypadkach, mimo, iż związek podpisał to porozumienie, jego "doły" nie są zadowolone. Oczywiście, tej sytuacji trzeba się przeciwstawić. Wtedy CNT przeprowadza proces strajkowy. Stara się pokazać pracownikom, że jeśli chodzi o ruch związkowy są dwie możliwości: zła, reformistyczna biurokracja, która przeważnie nie respektuje praw pracowniczych oraz "waleczna" alternatywa, którą reprezentuje CNT. Co do współpracy z innymi związkami podczas strajku pracowników poczty na południu Francji - przykład ten nie jest najlepszy, gdyż w przeciwieństwie do sytuacji sprzed 10-20 lat, poczta nie jest dziś "walczącą branżą". Obecnie w ponad połowie została ona sprywatyzowana.
Uczestnicy spotkania anarchosyndykalistycznego zostali też zapytani o swój stosunek do organizacji skupionych w AIT (5). Czy istnieje możliwość współpracy z nimi? Swą politykę w tej materii CNT określiło jako "pragmatyczną". Nie kieruje się dogmatycznymi regułami. Np. w Afryce, w Ameryce Łacińskiej, w przypadku kampanii przeciwko Coca-Coli współpracuje z organizacją o profilu międzynarodówki, by przeciwstawić się represjom związkowców, niewygodnych dla tego koncernu. Analogiczną politykę stosuje w stosunku do organizacji skupionych w AIT, choć zdaje sobie sprawę z tego, że w jej strukturach są też takie o "sekciarskich" zapędach. To problem i wstyd dla całej międzynarodówki, dlatego CNT woli skupiać się na punktach wspólnych, a nie na różnicach. Poza tym wrogiem związku nie są organizacje pracownicze, a państwo i kapitalizm. Takim przykładem współpracy ponad podziałami organizacyjnymi była konferencja w Paryżu w maju 2007 r., na której z jednej strony pojawili się anarchiści z AIT, a z drugiej strony - anarchosyndykaliści.
- Miejmy nadzieję, że ta współpraca zaprocentuje w przyszłości - powiedział przedstawiciel z CNT. Organizacje anarchistyczne o różnej tradycji i formie działania szanuje również CGT.
- Nie będziemy nikomu mówić, jak się organizować - rzekł aktywista z tego związku. - Te różnice nie mogą być przeszkodą we wspólnym przeprowadzaniu akcji, zarówno na poziomie lokalnym, jak i globalnym. Ważne jest, by uwypuklać, co nas łączy. Nie wyrzucać do kosza tego, co nas dzieli, bo to też ważne, ale nie powinno przesłaniać działania zakończył. Hiszpanie i Francuzi byli wcześniej w AIT, jednak mała organizacja - ESE - zdecydowała, że do niej nie przystąpi. Przedstawiciel greckiego związku zawodowego okazał duży krytycyzm wobec poczynań AIT. Według niego ciepłe słowa pod adresem tej organizacji w dużej mierze wypowiedziano ze względu na historyczny sentyment, którym jest darzona. Choć powołał się na nieudaną współpracę z niektórymi sekcjami AIT, które odrzuciły wystosowany do nich apel o wsparcie, wyraził jednak przekonanie, że "należy dać sobie spokój z folklorem anarchosyndykalistycznym". Bowiem "problemem anarchosyndykalizmu nie jest to, że jedni są w AIT, a inni nie, lecz to, że nie jest on obecnie ruchem masowym. W Grecji mamy utrudniony kontakt z pracownikami. Bycie odseparowanym od ruchu pracowniczego to większy problem, niż odseparowanie od AIT" - konkludował przedstawiciel ESE.
Jeszcze inną, własną perspektywę nakreślił działacz londyńskiego IWW - organizacji, która odrzuca współpracę ideologiczną z takimi, czy innymi związkami zawodowymi, ale na poziomie praktycznym współpracuje niemal ze wszystkimi organizacjami pracowniczymi. Podał przykład bardzo udanych kontaktów z Workers Solidarity Federation - małą, niespełna 60-osobową, brytyjską sekcją AIT. Przy kampanii "No Sweet" przeciwko sweet-shopom IWW współpracuje z organizacją, skupiającą anarchistów, socjalistów i trockistów. - Nie mamy osobnych spotkań, na których debatujemy nad naszą polityką. Szefowie nie przestają ze sobą współpracować, gdy jeden ma inne struktury przedsiębiorstwa, dogadują się. Dlaczego zatem my, jako pracownicy, się dzielimy? - podsumował związkowiec z IWW.
Przedstawiciela CGT zapytano zaś, jaki odsetek działaczy w jego związku stanowią imigranci z Afryki Północnej oraz jaki jest stosunek organizacji do problemu Ceuty i Melilli - hiszpańskich enklaw w Maroku oraz ich aspiracji niepodległościowych (6). Jak przyznał, prowadzenie kampanii na rzecz ludności afrykańskiej oraz informowanie o prawach przysługujących jej w Hiszpanii jest bardzo ciężkie i rzadko przynosi sukcesy. Świadomość polityczna osób, które uciekły z Maroka jest różna. Dominuje takie myślenie: w Hiszpanii pracuję po to, aby wysłać rodzinie zarobione pieniądze. Związek CNT interweniuje w imieniu tych pracowników, o ile tylko oni się do niego zgłoszą. Stało się tak np. w przypadku pewnej firmy, która nie płaciła pensji zatrudnianym imigrantom z Algierii. Gdy związek wkroczył do akcji, wypłaciła im z nawiązką. Bywa, że osoby pochodzące z Afryki są zainteresowane doraźną pomocą ale później przestaje im zależeć na współpracy ze związkowcami. Nie interesuje je anarchosyndykalizm i działanie w oparciu o demokrację uczestniczącą. Jak powiedział przedstawiciel CGT, po prostu mają one inne priorytety: nie myślą o uzwiązkowieniu się, a o podstawowym poziomie zabezpieczenia materialnego. Dodatkowym problemem jest też to, że wielu imigrantów ma nieuregulowaną sprawę pobytu. Wyjeżdżają i przyjeżdżają, zatem nie wiadomo, ilu ich jest w Hiszpanii. Napływ takich ludzi do organizacji związkowych jest bardzo nieduży. Choć nie ma wielkich efektów, CGT systematycznie robi kampanie na ich rzecz i przygotowuje biuletyny z przepisami prawa pracy. Co do stanowiska związku wobec Ceuty i Malilli, najkrócej można je streścić następująco: to ludzie zadecydują o swym losie. Jeśli zechcą oni uniezależnić się - CGT poprze ich dążenia, jeśli nie - też. Związkowiec wyraził jednak obawy, że sytuacja mieszkańców enklaw będzie równie zła, niezależnie od tego, czy przyłączą się oni do Hiszpanii, czy też nie. Nadal rządzą w nich typowe prawa kolonializmu. Hiszpanie, którzy są tam elitą, zarabiają w Ceucie i Melilli więcej niż na Półwyspie Iberyjskim, a położenie lokalnej ludności jest bardzo złe.
Na zakończenie spotkania anarchosyndykalistów padło pytanie o zagrożenia, stojące przed ruchem pracowniczym w każdym kraju oraz o metody przeciwdziałania. Wszyscy działacze wymienili pracę czasową (ang. precarity). Przedstawiciele CNT, ESE oraz CGT zwrócili ponadto uwagę na prywatyzację. Choć we Francji strajk nadal pozostaje najpopularniejszą formą protestu, zmiana układu sił sprawiła, iż po fali typowych dla lat 70. XX wieku strajków ofensywnych, teraz przyszła pora na strajki defensywne. Działacz ESE wymienił też wydłużanie czasu pracy oraz podwyższenie wieku, w którym możliwe jest przejście na emeryturę. Obecnie w Grecji opracowano już 3 reformę systemu emerytalnego. Trwa więc kampania o obniżenie wieku emerytalnego oraz o 35-godzinny tydzień pracy. Zdaniem przedstawiciela IWW do najważniejszych problemów stojących obecnie przed światem ludzi pracy należą: postindustiralizacja, ogólne osłabienie ruchu związkowego oraz potrzeba koordynacji działań związków, szukania zaplecza w ruchach związkowych. Działacz CGT wspomniał o dużej wypadkowości, licznych wypadkach śmiertelnych oraz o "uelastycznieniu" pracy i "śmieciowych" umowach cywilno - prawnych (tj. umowa - zlecenie oraz umowa o dzieło), które przyczyniają się do braku stabilizacji życiowej pracowników. Wreszcie wymienił tak istotny problem społeczny w Hiszpanii, jakim jest przemoc domowa (średnio 74 ofiary rocznie). Choć pozornie nie należy on do sfery pracowniczej, nie można od niego uciec, dlatego w CGT zajmuje się nim komisja kobieca.
Przedstawiciele europejskich organizacji pracowniczych zgodzili się, że istotą ruchu anarchosyndykalistycznego winno być stałe zacieśnianie współpracy międzynarodowej poprzez wymianę doświadczeń oraz koordynację wspólnych działań. Ich zdaniem warszawskie spotkanie było niewątpliwie jednym z narzędzi służących do realizacji tego celu.
Przypisy:
(1) Więcej nt. sprawy Luisa Marcosa Rivery, kampanii na rzecz jego uniewinnienia oraz wzór listu do Ambasady Hiszpanii w Polsce - por.: "Hiszpania: Akcja solidarnościowa z Riverą", w: "Inicjatywa Pracownicza. Biuletyn środowisk pracowniczych", nr 16, grudzień 2007, s. 15.;
(2) FAU - Freie Arbeiterlnnen Union, czyli Związek Wolnych Robotników (www.fau.org);
(3) SAC, czyli Centralna Organizacja Szwedzkich Robotników (www.sac.se)
(4) "Welfare State" - dosł. "Państwo Dobrobytu";
(5) AIT-IWA – Międzynarodowe Stowarzyszenie Pracowników – międzynarodówka anarchosyndykalistyczna
(6) Ceuta i Melilla - hiszpańskie enklawy w Afryce Północnej. Mimo wyswobodzenia się spod francuskich wpływów kolonialnych i uzyskania przez Maroko niepodległości w 1956 r. wyłamały się one z zakończonego ostatecznie w 1993 roku procesu przyznawania autonomii regionom, do których pretensje rościła sobie Hiszpania (wspomina się niekiedy o przyznaniu ograniczonej autonomii Melilli, bez inicjatywy ustawodawczej). Choć obywatele hiszpańscy dostają za mieszkanie w Ceucie i Melilli ogromne ulgi podatkowe, ich niepewna przyszłość sprawia, że migrują do Hiszpanii. Obywatele muzułmańscy są w enklawach traktowani jako obywatele drugiej kategorii. Wraz z przybywającymi tu uchodźcami z całej Afryki, w poszukiwaniu lepszej przyszłości podejmują oni desperackie decyzje o przedostaniu się przez Morze Śródziemne do Europy. W wielu przypadkach ich ucieczka kończy się pojmaniem przez służby graniczne i umieszczeniem w centrach deportacyjnych lub śmiercią w wyniku postrzelenia. Reportaż z Maroka, w którym kilkadziesiąt tysięcy afrykańskich migrantów ekonomicznych i uchodźców zatrzymano w drodze do Hiszpanii por.: Sophie Boukhari, "Długa droga nielegalnych imigrantów w Maroku", w: "Le Monde Diplomatigue - Edycja Polska", nr 6(16), czerwiec 2007, ss. 12-13.
Artykuł ukazał się w 26 numerze pisma "Inny Świat"