Strajk generalny w edukacji – bilans po pierwszym tygodniu
- Dział: Walki pracownicze

W poniedziałek 8 kwietnia rozpoczął się strajk generalny w branży edukacyjnej. Wg. danych organizatorów (Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz oświatowe struktury Forum Związków Zawodowych), pierwszego dnia przystąpiło do niego 14 tys. szkół i przedszkoli na 20,4 tys. wszystkich takich placówek (czyli 68%). Wszystko wskazuje na to, że może to być początek dłuższego protestu o zasięgu porównywalnym do mobilizacji nauczycielskiej z lat 1991-1993. Równie poważne co w latach 90. mogą być także jego reperkusje polityczne.
Geneza – spór o płace
Bezpośrednim powodem strajku jest fiasko rokowań płacowych, które ZNP i FZZ prowadziły z rządem od marca br. Uczestniczyła w nich także oświatowa „Solidarność”, jednak – podobnie jak w innych branżach – wyłamała się ona ze wspólnego frontu i 7 kwietnia podpisała porozumienie w wersji zaproponowanej przez rząd. ZNP i FZZ domagały się podwyżek w wysokości 1 000 zł brutto dla każdej osoby zatrudnionej w oświacie; w toku negocjacji zadeklarowały jednak, że są skłonne podpisać porozumienie, jeśli rząd zgodziłby się na dwie podwyżki po 15% w 2019 r. Oferta rządu, na którą zgodę wyraziła „Solidarność” to 5% podwyżka w styczniu br. (już przyznana) i kolejne 9,6% we wrześniu. Poza nią, Beata Szydło zaprezentowała także „długofalowy” plan podwyżek w latach 2020-2023, który zakładał jednak zwiększenie pensum (czasu pracy przy tablicy) z 18 do 24 godzin, co oznaczałoby redukcję stanu zatrudnienia o ok. 20%. Na tę drugą propozycję zgody nie wyraziła nawet oświatowa Solidarność, odgrywająca w tych negocjacjach rolę łamistrajka.
Spór o płace zaczął się w ubiegłym roku i był kontynuacją konfliktu na linii rząd – związki nauczycielskie, który wybuchł w 2017 r. przy okazji reformy likwidującej gimnazja. W ubiegłym roku Ministerstwo Edukacji przedstawiło propozycję podwyżek od 93 zł (nauczyciel/ka stażysta/stażystka) do 168 (nauczyciel/ka dyplomowany/dyplomowana). ZNP wysunęło wtedy kontrpropozycję – podwyżki na poziomie 15%, co Ministerstwo Edukacji Narodowej obiecało zrealizować w przeciągu 3 lat., przy czym w 2018 r. wzrost wynagrodzeń miał wynieść 5,35%. Ostatecznie, realna wysokość podwyżek zaproponowanych przez MEN w ubiegłym roku wyniosła ok. 3,75% (czyli niewiele więcej niż w ramach przeprowadzonej w 2017 r. waloryzacji płac o 2%).
Skąd wzięły się żądania ZNP i FZZ? Wynagrodzenie zasadnicze personelu pedagogicznego w ub.r. kształtowało się na poziomie od 2,4 tys. brutto (nauczyciel/ka stażysta/stażystka) do 3,3 tys. brutto (nauczyciel dyplomowany) – czyli znacząco niżej przeciętnego wynagrodzenia za pracę w gospodarce (4,7 tys.). To właśnie skłoniło ZNP i FZZ do wysunięcia postulatu „tysiąc złotych dla każdego”, a ponieważ rząd odmówił jego realizacji – do rozpoczęcia przygotowań do strajku.
Kontekst – deforma edukacji
Kwestie płacowe to jednak nie wszystko: spór o podwyżki być może nie byłby tak ostry, gdyby nie przeprowadzona w 2017 r. reforma likwidująca gimnazja połączona ze zmianami w Karcie Nauczyciela (określającej szczegółowe zasady wynagradzania personelu pedagogicznego i będącej odpowiednikiem układu zbiorowego pracy na poziomie całej branży). Obie zmiany przeforsowała ministra edukacji narodowej Anna Zalewska.
Na skutek likwidacji gimnazjów w 2017 r. pracę straciło 6,6 tys. nauczycieli i nauczycielek (ok. 1%), ale znacznie poważniejsze konsekwencje miały zmiany w Karcie Nauczyciela: likwidacja dodatku na mieszkanie, z którego korzystało 1/3 nauczycieli w kraju (186 tys.) oraz zasiłku na zagospodarowanie (jednorazowego świadczenia w wysokości dwumiesięcznego wynagrodzenia zasadniczego dla nauczycieli z dwuletnim stażem po uzyskaniu stopnia nauczyciela kontraktowego), wydłużenie podstawowej ścieżki awansu zawodowego z 10 do 15 lat oraz zniesienie prawa do lokali mieszkaniowych dla nauczycieli z terenów wiejskich i miejscowości do 5 tys. mieszkańców oraz nauczycieli, którzy przeszli na emeryturę, rentę lub tzw. „nauczycielskie świadczenia kompensacyjne”. W ten sposób MEN znacząco obniżył płace – zarówno likwidując dodatki, jak i wydłużając ścieżkę awansu na kolejne stopnie, od których uzależniona jest wysokość wynagrodzenia zasadniczego. Pewną formą „rekompensaty” za powyższe cięcia miał być dodatek motywacyjny „500 plus dla nauczyciela” jednak będzie on skierowany wyłącznie dla nauczycieli dyplomowanych (52% kadry szkół), którzy otrzymają wyróżniające oceny w pracy. Dodatkowo, wypłacanie „500 plus dla nauczyciela” ma się zacząć dopiero w 2020 r. a kwota początkowo wynosić będzie 95 zł – do poziomu 500 zł dojdzie dopiero w 2022 r. Propozycje te – podobnie jak przedstawione w kwietniu br. obietnice podwyżek związanych z podwyższeniem pensum – zostały przez nauczycieli i nauczycielki powszechnie odebrane jako obietnice bez pokrycia i próba odsunięcia problemu w czasie.
Wszystko to, w połączeniu z chaosem jaki wywołała reforma (przepełnienie szkół, niedogodne godziny pracy i szkoły działające na dwie zmiany itp.) doprowadziło rząd do ostrego sporu z branżowymi strukturami związkowymi. Jego punktem kulminacyjnym był jednodniowy strajk generalny zorganizowany przez ZNP 31 marca 2017 r. zorganizowany w celu osiągnięcia dwóch postulatów: 10% podwyżek płac oraz gwarancji zatrudnienia dla całego personelu szkolnego do 2020 r. Wg. danych GUS, w strajku wzięło udział ok. 28 tys. osób. ZNP szacowało natomiast, że akcje strajkowe odbyły się w 40% placówek edukacyjnych w całym kraju (czyli objęły ponad 8 tys. szkół). Po strajku nie podpisano żadnego porozumienia, ale ministra Zalewska obiecywała wtedy, że reforma nie spowoduje żadnych zwolnień (kłamała) a plany podwyżek przedstawi później.
Strajk generalny w edukacji – przebieg i dynamika
Wszystko wskazuje na to, że zarówno kierownictwo obu central związkowych, jak i personel szkół i przedszkoli, który bierze udział w strajku, są zdeterminowani i zdeterminowane do prowadzenia strajku „do zwycięstwa”. Na razie zaobserwować można masowe uczestnictwo w akcji oraz dość duże społeczne poparcie dla strajku. Egzaminy gimnazjalne doszły do skutku, jednak tylko i wyłącznie na skutek zmiany przez MEN w ostatniej chwili rozporządzenia, dzięki czemu ich przebiegu pilnowały osoby z uprawnieniami pedagogicznymi nie zatrudnione w danej szkole oraz katecheci, księża i zakonnice a nawet personel służby więziennej czy leśnicy. W przypadku matur, których termin zbliża się coraz szybciej, taki manewr nie będzie możliwy do powtórzenia i zarówno strajkujący, jak i rząd staną przed dylematem, czy mogą pozwolić sobie na opóźnienie egzaminów maturalnych ze względu na strajk / upór przed akceptacją postulatów związkowych.
Jak na razie wydaje się, że pomimo niedogodności dla rodziców i dzieci, strajk ma duże poparcie społeczne – widać to po sondażach (ponad połowa respondentów i respondentek deklarowała poparcie dla strajku), ale także licznych akcjach i inicjatywach solidarnościowych – od protestów i pikiet ulicznych, przez „wykłady strajkowe” organizowane na uczelniach, aż po stanowiska i gesty poparcia ze strony struktur związkowych działających w innych branżach. W piątek 12 kwietnia w całym kraju odbywały się wielotysięczne wiece poparcia dla strajku; 2 dni wcześniej – 10 kwietnia – pod budynkiem Ministerstwa Edukacji w Warszawie kilkaset uczniów i uczennic demonstrowało swoje poparcie dla walki nauczycieli i nauczycielek pod hasłem „strajku uczniowskiego”; wiece poparcia dla strajku zorganizowały także związki zawodowe działająca na uniwersytetach: warszawskim, wrocławskim i jagiellońskim. ZNP na Uniwersytecie Warszawskim, wspólnie z inicjatywą „Uniwersytet Zaangażowany” od 8 kwietnia prowadzą codziennie „wykłady strajkowe”, w których bierze udział młodzież z zamkniętych szkół. Z inicjatywą zapewnienia podczas strajku opieki nad dziećmi przez uczelnie wyszły także komisje Inicjatywy Pracowniczej z Wrocławia i Krakowa. Oficjalnego poparcia strajkowi nauczycielskiemu udzieliły także m.in.: Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego czy Związek Zawodowy Kierowców RP. Wreszcie, w czwartek 11 kwietnia ruszyła społeczna zbiórka publiczna na fundusz strajkowy, w ramach której w przeciągu doby uzbierano ponad milion złotych, a w do soboty 13 kwietnia kwota ta urosła 3-krotnie. Poparcie dla zbiórki i postulatów ZNP i FZZ wyraziły nawet osoby takie jak Henryka Bochniarz (była liderka Konfederacji Pracodawców „Lewiatan”) czy liberalni publicyści, zazwyczaj wrogo nastawieni do związków zawodowych, strajków i sfery publicznej w ogóle – rzecz jasna przede wszystkim w ramach krytyki nielubianego przez nich rządu, a nie zapałania nagłą miłością do ruchu związkowego.
Strajk wywołał także pęknięcia i konflikty w „Solidarności” - w wielu miejscach struktury lokalne tego związku z branży edukacyjnej albo dołączały do strajku wbrew stanowisku władz krajowych, albo wręcz „rzucały legitymacje” i masowo rezygnowały z członkostwa – na podstawie doniesień medialnych można szacować, że kilkaset osób na pewno opuściło już „Solidarność” i być może dołączy do innych związków.
Nic nie wskazuje jednak na to, że mobilizacja nauczycielska i społeczne poparcie dla strajku wpłynęły na postawę rządu – przez cały tydzień jedyną odpowiedzią na strajk ze strony Prawa i Sprawiedliwości było powtarzanie propozycji, na którą wyraziła zgodę oświatowa Solidarność. Towarzyszyła temu agresywna kampania prorządowych mediów skierowana głównie przeciwko liderowi ZNP, Sławomirowi Broniarzowi i całemu związkowi, oskarżanemu o „komunizm” czy też prowadzenie „politycznego protestu” (w domyśle: na „zamówienie” liberalnej Koalicji Obywatelskiej, której przedstawiciele na różne sposoby dawali publicznie wyraz temu, że popierają strajk).
Kwestią otwartą pozostaje natomiast to, jak długo rząd wytrwa w tej nieugiętej postawie i czy sympatia opinii publicznej nie odwróci się od strajkujących. Wraz z kolejnymi dniami narastać też będzie zmęczenie i stres związane ze zbliżającymi się maturami. Istnieje ryzyko, że tegoroczny strajk zakończy się tak samo, jak najdłuższy protest oświatowy w Polsce w 1993 r.
Historia walk pracowniczych w oświacie
Trwający strajk jest kolejną wielką mobilizacją branży oświaty, która w Polsce wielokrotnie podejmowała walkę strajkową na masową skalę. Osoby oskarżające ZNP o to, że „strajkuje tylko jak rządzi PiS, a nic nie robiło gdy likwidowano szkoły za rządów PO-PSL” zapominają jednak, że w maju 2008 r. prawie 200 tys. pracowników i pracownic sektora edukacji uczestniczyło w ponad 12 tys. akcji strajkowych, które zorganizowano w obronie Karty Nauczyciela, prawa do wcześniejszych emerytur i o podwyżki płac. Strajki z 2008 r. nie trwały jednak tak długo jak największa mobilizacja nauczycielska na samym początku transformacji ustrojowej.
Spór zaczął się wraz z zamrożeniem waloryzacji płac w sferze budżetowej w 1991 r., która spowodowała realny spadek dochodów wszystkich osób zatrudnionych w budżetówce – w przypadku osób zatrudnionych w oświacie, w latach 1990-1992 pensje spadły o 17%, a nakłady na oświatę ogólnie spadły z poziomu 12,8% do 8,9% ogółu wydatków budżetowych . Zamrożenie płac zostało uznane za bezprawne przez Trybunał Konstytucyjny, ale rząd odmówił wyrównania wynagrodzeń (zgodnie z obowiązującym prawem powinny one być wtedy indeksowane – dostosowane do wzrostu wynagrodzeń w sektorze prywatnym). Pierwsze jednodniowe strajki organizowano już w 1991 i miały one często charakter okupacyjny. W lutym 1992r., w związku z brakiem reakcji rządu Olszewskiego na postulaty płacowe przeprowadzono już skoordynowany jednodniowy strajk ostrzegawczy na poziomie całego kraju. Gdy i to nie pomogło, w lutym 1993 r. ZNP wszedł w spór zbiorowy, a pod koniec marca stanowisko popierające organizację strajku w edukacji w maju przyjęła Komisja Krajowa „Solidarności”. Żądano dwóch podwyżek – 600 tys. starych złotych od kwietnia i kolejnych 340 tys. od września. Rząd zaplanował w budżecie odpowiednio 390 tysięcy i 200 tysięcy. 22 kwietnia odbył się strajk ostrzegawczy, w którym udział wzięło 81,3% placówek (wg danych ZNP) – nie skłoniło to jednak rządu do zmiany stanowiska, w związku z czym 4 maja rozpoczął się bezterminowy strajk generalny w oświacie, na skutek którego matury w 1993 r. odbyły się ze znacznym opóźnieniem. Strajk z 1993 r. trwał do 24 maja i ostatecznie zakończył się klęską – nauczycielom i nauczycielkom nie udało się wywalczyć postulowanych podwyżek. Finalnie, ich pensje wzrosły o tyle, ile planował rząd – czyli o ok. 20%, jednak było to dużo mniej niż wynosiła wtedy inflacja (35%).
Strajk z 1993 r. nie zakończył się sukcesem jeśli chodzi o płace, ale był początkiem protestów pracowniczych innych branż sfery budżetowej (m.in. służby zdrowia), które ostatecznie doprowadziły do przegłosowania wotum nieufności dla rządu Hanny Suchockiej i rozpisania nowych wyborów do parlamentu, na skutek których władzę utracił obóz „post-Solidarnościowy”, a wygrał Sojusz Lewicy Demokratycznej, który złagodził drakońską politykę oszczędności budżetowych.
Jakub Grzegorczyk