300 godzin za darmo
- Dział: Walki pracownicze

Ochroniarze i ochroniarki pracują po 300 godzin miesięcznie na umowach śmieciowych. Szemrane firmy zmieniają co chwila właścicieli tylko po to, by oszukiwać pracowników i nie wypłacać im pensji. Nowa Komisja Inicjatywy Pracowniczej zrzeszająca portierki i pracowników ochrony z Warszawy próbuje ucywilizować ten dziki rynek. Związkowcy mają już pierwsze sukcesy.
Krzysiek po ośmiu miesiącach pracy na budowie w Danii do domu przywiózł znacznie mniej euro, niż się spodziewał. Koleżanka podpowiedziała mu pracę w ochronie. Miał już doświadczenie – wiele lat temu ochraniał kasyno. Robota na szybko, umowa zlecenie, około 13 złotych za godzinę. Krzysiek długo się nie zastanawiał. Potrzebował pieniędzy.
W sierpniu 2020 r. przepracował dziesięć dni, łącznie 140 godzin. – Praktycznie nie wychodziłem z roboty – opowiada. Pilnował wielkiego bloku mieszkalnego w nowym budownictwie. 9 klatek, 777 lokali, 3 piętra podziemnych parkingów. Robota niespecjalnie skomplikowana: obchód po terenie, przejście po parkingach, odbijanie czujek bezpieczeństwa. Krzysiek nie spodziewał się, jak podle zostanie potraktowany przez nowego pracodawcę.
A co to jest 540 godzin?
We wrześniu pracował w systemie: 24-godzinny dyżur i 48 godzin przerwy. – Normalnie zrobiłbym 240 godzin, ale brałem dodatkowe dyżury, bo kierownik nie miał ludzi. We wrześniu przeleciałem 300 godzin.
Szefowie nie spieszyli się z wypłatą. Za sierpień zapłacili dopiero w październiku. Za 140 godzin Krzysiek zarobił raptem 1800 złotych. Cały czas czekał na wypłatę za następny miesiąc.
– Cztery tysiące piechotą nie chodzi. Przelew na koncie powinienem zobaczyć 20 października. A tu nic. Dzwoniłem do firmy, chodziłem do szefa, cały czas słyszałem: kasa zaraz będzie. Jutro, najpóźniej pojutrze, już zaraz, już przelewy poszły… no nie wiem, gdzie poszły, bo nie do mnie – mówi Krzysiek.
W końcu nie wytrzymał. Zapowiedział, że jeśli do końca miesiąca nie dostanie pieniędzy, od pierwszego listopada nie pojawi się w pracy. Tak też zrobił, a w poniedziałek zameldował się w biurze kierownika. – Przyjeżdżam do biura, widzę samochody za pół miliona, faceta w garniturze za 10 koła i słyszę, jak on mówi: „No nie ma pieniędzy. A zresztą, jak tak wołasz o swoje, to prawdopodobnie w ogóle nie dostaniesz”. Żałuję, że nie nagrywałem tej rozmowy. Szef był wściekły, że śmiałem poprosić o pieniądze. Jeszcze wrzeszczał na mnie, że jakim prawem opuściłem swoją zmianę! Powinienem to zgłosić, żeby mogli mi znaleźć zastępstwo. Nagle to ja się okazałem tym złym. Kierownik zmiany groził jeszcze, że dostanę 800 złotych kary za tę nieobecność. Patrzył mi w oczy i śmiał się: „A co to takiego, że ty 540 godzin przepracowałeś i nie dostałeś kasy? My tu mamy takich, co 1000 zrobili i też złotówki nie dostali”. O takich ludziach mówimy – tłumaczy Krzysiek.
Nie zobaczył wypłaty za wrzesień i październik, łącznie blisko siedem tysięcy złotych. – Musiałem pożyczać od znajomych. Obiecywałem, że oddam, po czym znów pożyczałem, bo cały czas czekałem na przelew. Miałem problemy ze spłatą czynszu. Załamałem się kompletnie – opowiada.
Pieniądze nigdy nie doszły
W podobnej sytuacji znalazło się wielu pracowników firmy City Security. Monika pracuje w ochronie od 2017 roku. Wcześniej pracowała w fabryce kapsułek do zmywarek. Tę robotę przypłaciła zdrowiem. – Praca po nocach, w smrodzie plastiku, nie do wytrzymania. Od tego zapachu traciłam apetyt, bolała mnie głowa, czułam się fatalnie – opowiada.
Prosto z fabryki trafiła do City Security. Ochraniała osiedla. Warunki sobie chwaliła, miała własne pomieszczenie socjalne wyposażone w szafki i czajnik. Obowiązki: obchód co dwie godziny, pilnowanie podziemnych garaży i całego grodzonego osiedla. Umowa zlecenie. Monika pracowała po 300–320 godzin w miesiącu. Zarabiała 11 złotych na rękę. Mimo to nie narzekała. Przynajmniej przez pierwsze dwa lata. Aż w końcu szefowie przestali płacić.
– Nie wypłacili mi pieniędzy za październik, listopad i początek grudnia. Tłumaczyli, że są w finansowym dołku. Potem ktoś inny przejął firmę, wymienił prezesa i zmienił nazwę. W sekretariacie przestali odbierać telefon. Nasz koordynator zawsze zapewniał, że pieniądze już wyszły. Dziwne, bo nigdy do mnie nie doszły. W międzyczasie przerzucili mnie na inny obiekt, pilnowałam studia filmowe. Po miesiącu moja cierpliwość się skończyła. Powiedziałam administratorowi, że jeśli do 17:00 nie dostanę wypłaty, to idę do domu, bo za darmo siedzieć nie będę. I on stanął po mojej stronie. Mówi: „Dobrze, proszę bardzo, komisyjnie zamykamy posterunek, ja zrywam umowę i biorę nową firmę ochroniarską” – opowiada Monika. – Z kolegami pojechaliśmy do siedziby City Security. Nikt nie chciał z nami rozmawiać. Powiedziałam do sekretarki, żeby przekazała prezesowi, że ma natychmiast wyjść do nas. Nic z tego. Sekretarka kazała mi przyjechać z adwokatem. Pokłóciliśmy się, wyszliśmy z niczym. Odeszliśmy z City. Obawialiśmy się, że straciliśmy nasze pieniądze na zawsze.
Administrator studiów filmowych wymienił firmę ochroniarską. Zażądał jednocześnie, żeby zatrudniła te same osoby, co City Security. Monika została na swoim obiekcie. Ale jej walka o odzyskanie pieniędzy dopiero się zaczęła.
Początek walki
Nowa firma nie zamierzała spłacać długów poprzedniczki. Dlatego Monika wraz z grupą koleżanek i kolegów z City Security skierowała się do Inicjatywy Pracowniczej. Doświadczeni związkowcy wiedzieli, co robić. Skontaktowali się z firmą PHO, następcą City Security i zażądali wypłat dla pracowników. Ich akcja przyniosła rezultaty.
– Zadzwonił do mnie prezes PHO i zaprosił na spotkanie. Firma chciała się dogadać. Mówili, że to nie ich wina, są nową firmą, ale zapłacą pieniądze. Pojechałam jeszcze raz ze związkowcami. Po roku od zwolnienia udało nam się podpisać porozumienie. Cała nasza grupa odzyskała pieniądze. A mówimy o sporych kwotach. Jednej osobie firma była winna siedem tysięcy złotych, koledze dziewięć tysięcy, jeszcze komuś trzy tysiące. Ostatecznie firma wypłaciła szóstce pracowników czterdzieści tysięcy złotych – mówi Monika.
Wśród osób, które odzyskały pieniądze, był też Krzysztof. Ta pierwsza grupa jesienią 2020 roku założyła Komisję Portierek i Pracowników Ochrony OZZ Inicjatywa Pracownicza. Do tej pory nie mogą narzekać na nudę.
– Kolejna firma, w której pracuję, również oszukuje pracowników. Wypłacają stawkę godzinową poniżej płacy minimalnej. Prezes przekonuje, że po prostu go nie stać, żeby płacić więcej, a w ogóle to on nie będzie się tłumaczył – mówi Krzysztof.
Komisja liczy obecnie kilkanaście osób, ale cały czas zgłaszają się kolejni poszkodowani przez firmy ochroniarskie. Świeżo upieczeni związkowcy chcą przekonać pracowników ochrony do zrzeszania się. Bez ochrony związkowej ochroniarze skazani są na łaskę i niełaskę prezesów, którzy trzymają ich na umowach śmieciowych.
– Pracy nam nie zabraknie, bo oszustwa i wstrzymywanie wypłat to w tej branży codzienność – mówi Monika. – Ludzie są przestraszeni i boją się postawić pracodawcom. Wierzymy, że uda nam się to zmienić.
– Cieszę się, że odzyskałem pieniądze, ale to nie koniec. Chcemy doprowadzić do tego, by już nikt nigdy nie był oszukany przez tę i podobne firmy – dodaje Krzysztof.
Bartosz Józefiak,
Komisja Dziennikarek i Dziennikarz OZZ Inicjatywa Pracownicza
PS: Od października 2020 r. do stycznia 2021 r. Komisja Portierek i Pracowników Ochrony OZZ Inicjatywa Pracownicza odzyskała w sumie już 187 tysięcy złotych zaległych pensji od nieuczciwych szefów wprost do rąk pracowników. Obecnie trwa walka m.in. o zaległe wynagrodzenie portierek i portierów z Poznania, które zostały oszukane na łączną kwotę ok. 276 tys. zł (w tym 235 tys. zł strzegąc budynków Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych).
Redakcja ozzip.pl
Tekst ukazał się w ostatnim, 56 numerze Biuletynu IP.