Deforma edukacji – model 2.0
- Dział: Walki pracownicze

Przemysław Czarnek w rewolucyjnym zapale zaczyna prześcigać swoją poprzedniczkę na stołku ministra edukacji Annę Zalewską, likwidatorkę gimnazjów. Czarnek obiecywał duże podwyżki dla nauczycieli. W rzeczywistości proponuje im obniżki i pogorszenie – i tak fatalnych – warunków pracy.
Kiedy na początku września Przemysław Czarnek w radiu RMF zapowiadał "kilkudziesięcioprocentowe podwyżki dla nauczycieli", niezorientowany słuchacz mógł tylko przyklasnąć ministrowi. Nareszcie nauczyciele zaczną zarabiać (chociaż trochę) lepiej! Szybko jednak życie zweryfikowało obietnice ministra edukacji.
Jeszcze więcej pracy oraz...
Jeszcze we wrześniu do związków zawodowych trafiły szczegółowe wyliczenia z ministerstwa.
"Obecnie przeciętne wynagrodzenie nauczyciela stażysty wynosi 3 538 zł. Od 1 września 2022 r. przeciętne wynagrodzenie wzrośnie o 1 412 zł i będzie wynosiło 4 950 zł." - informuje rząd w swoim komunikacie.
Dalej dowiadujemy się, że nauczyciel kontraktowy obecnie zarabia średnio 3927 zł (kwoty brutto). Od nowego roku szkolnego to wynagrodzenie wzrośnie o 1 023 zł i będzie wynosiło 4 950 zł.
Nauczyciel mianowany ma obecnie 5 094 zł średniego wynagrodzenia. Rząd proponuje podwyżkę o 1 306 zł do poziomu 6 400 zł. Natomiast nauczyciel dyplomowany zarabia obecnie średnio 6 510 zł. Po rządowej podwyżce zarabiałby 7 890 zł.
Brzmi świetnie? Nie bardzo. Bo już ciszej ministerstwo dodaje, że za „podwyżkami” idzie wyższa liczba godzin pracy. Pensum miałaby wzrosnąć z obecnych 18 do 22 godzin. Tydzień pracy nauczyciela dzieli się bowiem na godziny spędzone „przy tablicy” (pensum właśnie) i pozostały czas pracy, którzy nauczyciele spędzają na sprawdzaniu klasówek i zadań domowych, przygotowaniach do lekcji, zebraniach z rodzicami i radach pedagogicznych. Jak pokazał Instytut Badań Edukacyjnych, faktyczny czas pracy nauczyciela to często nie 40, a 47 godzin. Dołożenie do czasu pracy kolejnych 4 godzin ciężko nazwać dobrym rozwiązaniem.
..."Poniżka" zamiast podwyżki
Ale i na tym minister Czarnek się nie zatrzymał. Planuje narzucić nauczycielom kolejne 8 godzin pracy tygodniowo „na rzecz szkoły”. Mają to być tak zwane „godziny dostępności nauczycieli”. „Do godzin dostępności wliczane będą: spotkania z rodzicami, czas na indywidualne rozmowy z rodzicami, konsultacje z uczniami, wycieczki szkolne, doraźne zajęcia i aktywności związane np. z przygotowaniem akademii, wolontariatem, organizacją i opieką nad uczniami podczas np. dyskotek, rady pedagogiczne.” - wymienia rząd.
A i to nie wszystko, bo Ministerstwo Edukacji zamierza zlikwidować lub zamrozić część dodatków. Dodatek dla nauczycieli pracujących na wsi ma zostać zamrożony na poziomie 300 złotych miesięcznie, nie będzie więc wynosił – jak obecnie – 10 procent wynagrodzenia zasadniczego. Zlikwidowany ma zostać dodatek „na start” dla nauczycieli wchodzących do zawodu, ustanowiony przez Annę Zalewską. Od 2023 roku resort Czarnka zapowiedział też cięcia w funduszach świadczeń socjalnych. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze rząd przeznaczy na „wzrost” wynagrodzeń. Nauczyciele dopowiadają, że najwyraźniej podwyżki mają sfinansować sobie sami.
W efekcie zmian postulowanych przez Czarnka średnie pensje mają faktycznie wzrosnąć o 24 procent, za to pensum wzrośnie o 22 procent. Nie jest to żadna podwyżka, tylko zwyczajne wynagrodzenie za dodatkowy czas pracy. Jeśli doliczymy do tego owe 8 godzin na rzecz szkoły, mamy do czynienia nie z podwyżką, a de facto – z obniżką pensji. Albo, jak nazywają plany ministra sami nauczyciele: z „poniżką”. Chcą w ten sposób podkreślić, że plany ministra – podejmowane za plecami nauczycieli, niemal bez konsultacji ze związkami – są nie tylko politycznym kuglarstwem. Takie traktowanie nauczycieli jest zwyczajnym upodleniem liczącej 600 tysięcy osób grupy zawodowej. Choć przecież jeszcze przed chwilą Czarnek obiecywał im „podniesienie prestiżu”, w rzeczywistości poniża godność ich zawodu.
10 tysięcy nauczycieli przyjmiemy od zaraz
Jakie będą skutki takich zmian – nietrudno zgadnąć. Nie ukrywa ich samo ministerstwo. „Zmiany pensum będą wiązały się z ruchami kadrowymi” - pisze rząd, co przekładając na język polski, oznacza po prostu zwolnienia. Poza tym „nasili się znany już teraz – po likwidacji gimnazjów – problem, gdy nauczyciel jeździł od szkoły do szkoły, by uskładać godziny do pełnego etatu. Przybędzie niepełnoetatowców” - wskazuje Jakub Rzekanowski, redaktor naczelny „Głosu Nauczycielskiego”.
Ministerstwo szacuje, że liczba etatów zmniejszy się o 45 tysięcy. Wiele osób pożegna się z zawodem. Już teraz zresztą wielu zapowiada odejście, nie tylko ze względu na fatalne zarobki, ale też coraz bardziej duszną atmosferę w szkołach. A przecież nauczycieli dramatycznie brakuje. Obecnie w całym kraju szkoły poszukują ponad 10 tysięcy belfrów. Według raportu Najwyższej Izby Kontroli największe braki dotyczą nauczycieli fizyki, matematyki, chemii, angielskiego i informatyki.
„Z danych ZNP wynika, że w tym roku po raz pierwszy w szkołach nie pojawiła się młoda kadra. Ci, którzy skończyli studia pedagogiczne, woleli szukać pracy w innym zawodzie. Nauczycieli brakuje coraz bardziej, ale minister Czarnek nie wydaje się tym przejęty. Przeciwnie, robi wszystko, by zniechęcić.” - pisze Olga Szpunar, dziennikarka Gazety Wyborczej.
A na tym nie kończą się zmiany proponowane przez pomysłowego ministra.
Awans po 20 latach
Czarnek zapowiadał również znaczne zmniejszenie biurokracji w szkołach. Podobnie jak przy podwyżkach – na zapowiedziach się skończyło.
Czarnkowe zmniejszanie papierologii miało polegać na likwidacji kilku stopni awansu zawodowego. Dziś funkcjonują cztery stopnie: nauczyciela stażysty, kontraktowego, mianowanego i dyplomowanego. Po zmianach zniknąć mają stopnie stażysty i nauczyciela kontraktowego, ale w zamian ma pojawić się „początkujący nauczyciel”. Nie wiadomo do końca, czym będzie się różnić od stażysty, oprócz tego, że przez cztery lata będzie wprowadzany do zawodu nauczyciela. Różnica jest taka, że w trakcie stażu-niestażu będzie miał jeszcze więcej dokumentów do wypełnienia. Żeby zostać nauczycielem mianowanym, czeka go egzamin zewnętrzny (to nowość), po którym będzie mógł awansować. Egzamin przeprowadzać ma „instytucja zewnętrzna wobec szkoły”. Nie wiadomo, jaka, ale można przypuszczać, że będą to kuratoria: instytucje mocno przez obecną władzę promowane. Zdanie egzaminu nie oznacza, że nauczyciel z automatu awansuje – ostateczna decyzja i tak należeć będzie do dyrektora.
Po kolejnych sześciu latach nauczyciel mianowany będzie mógł starać się o stopień nauczyciela dyplomowanego. Zgodę na to musi wyrazić „komisja kwalifikacyjna”. Po kolejnych 5 i 10 latach będzie mógł z kolei ubiegać się o dwie specjalizacje, które będą wiązały się z podwyżką. Podsumowując: ścieżka awansu zawodowego nauczyciela wydłuży się aż do 20 lat pracy.
Kurator wkracza do akcji
Oczkiem w głowie ministra są wspomniane już kuratoria, których kompetencje są stopniowo wzmacniane. W ten sposób, twierdzą nauczyciele, związkowcy i eksperci, minister chce sprawować centralną władzę nad szkołami, odbierając niezależność dyrektorom. Czarnek twierdzi, że chce zlikwidować tzw. ewaluacje – oceny pracy szkoły wykonywane przez kuratorium, zapowiadane minimum 30 dni przed kontrolą i trwające maksymalnie 5 dni. Z wynikami ewaluacji dyrektorzy mogli zrobić, co chcieli. Teraz jednak Czarnek de facto zwiększa możliwości kontrolne kuratorów, nadając im dodatkowe uprawnienia. Nie będą już tylko sprawdzać, czy szkoła przestrzega prawa oświatowego. Od września kuratorzy kontrolują też „przebieg procesów kształcenia w szkole” oraz „efekty działalności dydaktycznej”. Kontrole zapowiadają na siedem dni wcześniej, raport przedstawiają tylko dyrektorowi (a nie nauczycielom, rodzicom i uczniom), a sama kontrola może trwać aż dwa tygodnie. Ale najważniejsza zmiana polega na tym, że nowe zalecenia kuratorów dyrektor musi wdrożyć bezwzględnie. Eksperci komentują, że oznacza to koniec autonomii szkoły.
Związki gotowe na protest?
Reforma Czarnka - jak łatwo się domyślić – nie spotkała się z ciepłym przyjęciem ze strony związków zawodowych. Związek Nauczycielstwa Polskiego domaga się wycofania z proponowanych zmian, realnych, a nie fikcyjnych podwyżek i powiązania wysokości pensji nauczyciela ze średnią płacą krajową. Związkowcy organizowali we wrześniu protesty i nie wykluczają następnych. A tymczasem nauczycieli w polskich szkołach wciąż dramatycznie brakuje...
Bartosz Józefiak, Komisja Środowiskowa Dziennikarek i Dziennikarzy OZZ IP
Korzystałem z:
Karolina Słowik, Minister Czarnek rusza na nauczycieli. Będą nowe kompetencje dla kuratorów, Gazeta Wyborcza 31.08.2021 [LINK]
Olga Szpunar, "Poniżką" w nauczyciela - czyli jak minister Czarnek buduje prestiż zawodu, Wyborcza.pl Kraków, 27.09.2021 r. [LINK]
Przemysław Czarnek: Poziom zakłamania ludzi, którzy twierdzą, że w Polsce są strefy wolne od LGBT, jest porażający, rozmowa Roberta Mazurka z Przemysławem Czarnkiem, RMF.FM 7.09.2021 [LINK]
Michał Krawiel, NIK przyjrzał się polskiej szkole. Brakuje nauczycieli. Nadgodziny pod kurek to norma, Portal Money.pl 2.09.2021 r. [LINK]
Ministerstwo Edukacji i Nauki, Podwyżki dla nauczycieli, więcej czasu dla ucznia i mniej biurokracji – zmieniamy status zawodowy nauczyciela, Komunikat z 8.10.2021 r. [LINK]
A także numerów „Głosu Nauczycielskiego” Nr 39/2021, 40/2021, 41/2021.