EN/DE/FR УКР/РУС KONTAKT
tik tok

Poznańska Inicjatywa Nauczycielska o sytuacji w edukacji [wywiad]

Poznańska Inicjatywa Nauczycielska o sytuacji w edukacji [wywiad]

Rozmawiamy z Agnieszką Gabryelską, nauczycielką z Poznania, aktywną uczestniczką ruchu strajkowego z 2019 roku i członkinią nieformalnej inicjatywy Poznańska Inicjatywa Nauczycielska.

Jaka jest pensja nauczycielki z Twoim stażem pracy?

W tym roku kończę 25 lat pracy, z tego 24 lata w szkolę. Jestem nauczycielką dyplomowaną. Moja podstawowa pensja to jest ok. 2800 zł – do tego mam stażowe, dodatek motywacyjny, „za wychowawstwo” i wtedy z tego mi się robi ok. 3600 zł „na rękę”. Ponieważ muszę spłacać kredyt we frankach, to pracuję na 1,5 etatu, więc mam odpowiednie większe dochody, ale nie o 50%. Za te dodatkowe godziny mam jakieś 1100-1200 zł więcej, bo szereg dodatków mi się nie powiela. Ale 1,5 etatu to jest za dużo – chodzę jak zombi.

Jak oceniasz tę obecną sytuację finansową względem żądań nauczycieli, które pojawiły się w 2019 r.? Wówczas był postulat wzrostu płac o 1000 zł.

Pod koniec strajku wyrosła koncepcja, że lepiej byłoby powiązać nasze wynagrodzenia ze średnią krajową. To miałoby większy sens niż te 1000 zł. Nauczyciel dyplomowany miały zarabiać powiedzmy 120-140% średniej krajowej, a im niżej, tym mniej – mianowany 100% średniej krajowej, która w tej chwilowa wynosi ok. 4200 na rękę. Obecnie na jeden etat tyle nie zarabiam, pomimo że – jak mówiłam – jestem nauczycielką dyplomowaną.

Jak oceniasz obecne propozycję rządu?

Ktoś przeliczył, że jeżeli wzrośnie pensum o 6 godzin, to dyplomowani nauczyciele uzyskają o 95 zł brutto więcej. Lepiej na tych propozycjach skorzystają nauczyciele stażyści. No, ale sytuacja jest coraz bardziej dramatyczna, bo mamy deficyt nauczycieli i nauczycielek. Na wyższych uczelniach, np. na kierunku matematycznym ponoć nie ma chętnych osób, które byłyby zainteresowane pracą w szkole. Z powodu niskich wynagrodzeń. Za 10 lat może nie będzie miał kto uczyć matematyki, nie będzie nowej kadry, kiedy obecna przejdzie na emerytury.

Dyskutowana jest zwykle w tego typu sytuacjach kwestia liczby godzin, którą jako nauczyciele musicie pracować. Temat ten był podejmowany przez was w czasie strajku, że realnie pracujecie dużo dłużej, niż wynikałoby to z pensum. Czy zmieniło się Wasze godzinowe obciążenie pracą?

Nic się nie zmieniło, a w czasie pandemii się jeszcze powiększyło, bo trzeba było zmienić styl uczenia. Nasza dotychczasowa baza dydaktyczna po części okazała się nieużyteczna. Trzeba było szukać nowych środków dydaktycznych i to wiązało się z ogromną ilością czasu, aby przejść na zupełnie inny sposób uczenia – np. więcej materiałów audio, aby ucznia czy uczennicę „przytrzymać” przy komputerze, gdy siedzieli przy nim po 8 godzin dziennie.

Sprawdziany oczywiście poprawiamy w dalszym ciągu. Ja dziś – w sobotę – poprawiałam sprawdziany przez 2 godziny. W niedziele zwykle „robię lekcję” od godz. 9 do 15. W ciągu tygodnia chodzę nie tylko do szkoły, ale także przygotowuję się do pracy. W ubiegłym tygodniu wstawała codziennie o 5 rano pomimo, że chodziłam na 8 czy 9 godzinę do szkoły. Tyle miała roboty, bo muszę poprawić te sprawdziany, muszę się przygotować, bo mamy w liceum nowa podstawę programową, co zmusza mnie do przerobienia na nowo części rzeczy itd. Więc kolejne reformy nam też nie pomagają – dokłada nam się roboty.

W pandemii do tego dorzuciliśmy jeszcze własne koszty np. energii. Ja np. na początku musiałam podpisać „papier”, że nie będę miała żadnych roszczeń w sprawie opłat za prąd, za wykorzystany sprzętu itd. Gdybym tego nie podpisała, musiałaby jeździć do szkoły, aby prowadzić lekcje, ale problem polegał na tym, iż szkoła była czynna do godz. 12. Oczywiście miałam lekcje zaplanowane dłużej, więc nie wiadomo było, jak to załatwić. Trochę robił się z tego taki paragraf 22, zatem podpisywano to oświadczenie.

A co na to nauczycielskie związki zawodowe?

Nic. Prof. Jacek Pyżalski ostatnio na szkoleniu (dotyczącym wypalenia zawodowego) mówił nam, że próbowano zainteresować ZNP i NSZZ Solidarność badaniami, na ile pandemia wpłynęła na stres u nauczycieli i nauczycielek – żeby ich wesprzeć, żeby zobaczyć jakie były szkody psychiczne itd. Żaden ze związków zawodowych nie był tym zainteresowany – żeby wyłożyć pieniądze na badania. To też świadczy, na ile związki się tym przejmują, choć wydawałoby się, że to powinno być jednym z priorytetów.

Jest oczywiste, że przez pandemię nie tylko uczniowie mają depresję, ale też wielu nauczycieli i nauczycielek. Byli „zamknięci”, to samo miejsce stało się domem i pracą. Nie było można rozróżnić czasu pracy od wolnego – zwłaszcza właśnie w przypadku nauczycieli. Wiele osób późną porą np. odpierało czy wysyłało maile, w zasadzie nigdy się ta praca nie kończyła. Nikt nie zadbał o to, żeby to sprawdzić, zbadać, postawić jakąś diagnozę, co może wiązałoby się z jakąś rekompensatą – bo nie dostaliśmy żadnej. Co więcej, część nauczycieli i nauczycielek usłyszała, że skoro była pandemia i oni nic nie robili w szkołach, to dodatki motywacyjne zostają zmniejszone.

W związku z tymi narastającymi problemami i niezadowoleniem, jaki jest – Twoim zdaniem – potencjał do wystąpień w edukacji? Szczególnie w kontekście tych wszystkich protestów w sferze budżetowej. Jakie są w tym względzie nastroje wśród nauczycieli? Czy ZNP lub inne siły mogą doprowadzić do demonstracji? Sam szef ZNP pojawi się w media i grozi ministrowi Czarnkowi protestami.

Na pewno nie ZNP i Solidarność. ZNP jest spalone – przynajmniej w poznańskim środowisku nauczycieli i nauczycielek. Organizacja ta straciła, kiedy okazało się, tak naprawdę w szczycie strajku, w momencie kiedy czuliśmy, że może coś wywalczyć, kiedy byliśmy zdeterminowani nie klasyfikować maturzystów i maturzystek oraz czuliśmy, że to moment, który pozwoliłby przyprzeć rząd do muru, żeby zaczął rozmawiać i traktować nas poważnie, wtedy ZNP się poddało. Wśród nas panuje przekonanie, że ZNP sprzedało nas Platformie Obywatelskiej. W takim sensie, że elektorat PO naciskał, żeby przerwać strajk, ponieważ było przed wyborami, „słupki spadały”, klasa średnia chciała, aby ich dzieci były klasyfikowane. PO zapomniało, że także duża część nauczycieli jest ich elektoratem. Fakt, że ten strajk został zakończony przez Broniarza w tym momencie, złamał wielu ludzi. Wśród nich także takich, którzy po raz pierwszy się zbuntowali. Dostali w policzek. Wiele moich koleżanek mówi: „Ja już nie będę strajkować, nie będę manifestować. Mam to gdzieś, ponieważ to nic nie da”. Strajk został zawieszony, aby we wrześniu go rozpocząć na nowo. Ktoś się łudził, że to będzie możliwe, że jesteśmy marionetkami, które można wykorzystywać politycznie. Wiele osób ma to teraz zakodowane, że nawet bunt jest wykorzystany politycznie. W środowisku panuje raczej apatia. Nie wiem co musiałoby się wydarzyć, aby nauczyciele się zaktywizowali. Bo oni są wkurzeni, ale na zasadzie: „I tak nic z tego nie będzie, i tak to zostanie wszystko stłumione”.

Ten strajk to była taka energia, którą można było wykorzystać. Broniarz wyszedł ze strajku w złym momencie. Ośmieszyliśmy się i podcięto nam na dodatek skrzydła. Broniarz mówił, że w małych miasta było już to trudno utrzymać, ale nawet gdyby, to trzeba było się oprzeć na dużych ośrodkach. W dużych miasta byliśmy na to gotowi, aby nie klasyfikować maturzystów. Sam fakt, że powstał Międzyszkolny Komitet Strajkowy, ludzie się spotykali – to świadczyło, że była energia, którą należało wykorzystać.

No właśnie, w dużych miasta powstałe struktury ponadzwiązkowe, które starały się koordynować działania. W Poznaniu to był Międzyszkolny Komitet Strajkowy – czy pozostały jakieś „szczątki” tej formy zorganizowania, jakieś np. kanały komunikacji niezależne od związków, fora wymiany opinii itd.?

My, jako PIN (Poznańska Inicjatywa Nauczycielska) jeszcze pół roku po strajku walczyliśmy z miastem i udało nam się oddolnie uzyskać dodatek „za strajk”, który oficjalnie nim nie był. Była też akcja z dodatkami dla dwujęzycznych klas, gdzie miasto zmniejszyło poważnie te dodatki. Większość tych środków udało się odzyskać. Miasto się przyznało do błędu. I to myśmy załatwili, nie związki zawodowe. Natomiast pandemia spowodowała, że gdzieś się ta energia całkowicie rozmyła. Kondycja psychiczna nauczycielek i nauczycieli po pandemii jest bardzo słaba. To zamknięcie w domach i siedzenie cały czas przy komputerze, to zajmowanie się ciągle kserowaniem, wysyłaniem, słuchaniem, spowodowało, że ludzie angażowali się energetycznie tylko w to. Zerwane zostały istniejące więzi. Nie mogliśmy iść protestować czy domagać się czegoś od miasta, bowiem ono by nas w ogóle nie przyjęło. Wszystkie urzędy były zamknięte. Ta energia się uruchamia w takim momencie bezpośredniego kontaktu. Żeby ona powróciła, to trochę to potrwa, bowiem ludzie naprawdę są złamani. Potrzebują jeszcze czasu, żeby się z tej pandemii „wygrzebać” i działać wspólnie. Epidemia ciągle zresztą trwa i nie wiadomo czy nie czekają nas kolejne lockdowny.

 

OZZ Inicjatywa Pracownicza
Komisja Krajowa

ul. Kościelna 4/1a, 60-538 Poznań
514-252-205
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
REGON: 634611023
NIP: 779-22-38-665

Przystąp do związku

Czy związki zawodowe kojarzą ci się tylko z wielkimi, biurokratycznymi centralami i „etatowymi działaczami”, którzy wchodzą w układy z pracodawcami oraz elitami politycznymi? Nie musi tak być! OZZIP jest związkiem zawodowym, który powstał, aby stworzyć inny model działalności związkowej.

tel. kontaktowy: 514-252-205
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Kontakt dla prasy

tel. kontaktowy: 501 303 351
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

In english

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.